Dzień 5
Róg Obfitości
Gdy Lilith Caton z dystryktu 3. budzi się rankiem, piątego dnia Igrzysk, widzi wpatrującego się w nią Paula Sama. Jego wzrok jest równie pusty i sadystyczny co Maxa, przez co na chwilę ma wrażenie, że albinos wrócił do nich w nocy. Gdy prostuje się zaskoczona jego obecnością rozumie swój błąd. Wzdycha zawiedziona co nie uchodzi uwadze Sama.
- Chyba nie mnie się spodziewałaś. - drwi z niej. Lilith prycha udając urażenie, po czym rusza do ich zapasów szukając sobie czegoś na śniadanie. Pozostali jeszcze spali, więc zabiera kilka słodkich bułeczek i pomarańczy a następnie wraca do trzymającego wartę Paula. Rzuca mu trochę pieczywa i owoców. Paul bierze do ręki bułeczkę i unosi ją w formie toastu.
- Nie było go w nocy? - Paul kręci głową. - A w nocy ktoś...? - Paul także przeczy ruchem głowy.
- Jesteśmy po prostu kurewsko opieszali. - śmieje się po chwili chłopak. - Dwie osoby padły od otwarcia.