For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



środa, 27 lutego 2013

Rozdział X ~ "Wybudowałem pomnik trwalszy niż wy wszyscy"

Dzień 5
Róg Obfitości

Gdy Lilith Caton z dystryktu 3. budzi się rankiem, piątego dnia Igrzysk, widzi wpatrującego się w nią Paula Sama. Jego wzrok jest równie pusty i sadystyczny co Maxa, przez co na chwilę ma wrażenie, że albinos wrócił do nich w nocy. Gdy prostuje się zaskoczona jego obecnością rozumie swój błąd. Wzdycha zawiedziona co nie uchodzi uwadze Sama.
- Chyba nie mnie się spodziewałaś. - drwi z niej. Lilith prycha udając urażenie, po czym rusza do ich zapasów szukając sobie czegoś na śniadanie. Pozostali jeszcze spali, więc zabiera kilka słodkich bułeczek i pomarańczy a następnie wraca do trzymającego wartę Paula. Rzuca mu trochę pieczywa i owoców. Paul bierze do ręki bułeczkę i unosi ją w formie toastu.
- Nie było go w nocy? - Paul kręci głową. - A w nocy ktoś...? - Paul także przeczy ruchem głowy. 
- Jesteśmy po prostu kurewsko opieszali. - śmieje się po chwili chłopak. - Dwie osoby padły od otwarcia.

Rozdział IX ~ "Straceni chłopcy"

Dzień 4
Plaża nad jeziorem na południowym wschodzie areny


- Ona wciąż się rusza, Aaron! 
- Mówiłem wam, że najpierw powinniśmy ją obezwładnić!
- To sam żeś to zrób jaki taki mądry jesteś, Seven!
- Ja pierdole ile można tak krwawić?!
- Utnij jej w końcu głowę!

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział VIII ~ "Miasto bez przeszłości"

Na skraju lasu rośnie piękny zagajnik. Pełen jest młodych i zdrowych drzewek, uścielony dywanem lilii, konwalii i niecierpków. Tam właśnie czarnooka Susan bawi się z jeruzalskimi motylami. Wiatr cicho szumiał wśród wysokich dębów i tulipanowców, grając delikatną muzykę gdy kładli jej ciało na trawę. Na pewno byłaby szczęśliwa widząc na jakiej pięknej łące jest chowana. Zaplotła jej włosy w warkocze, takie jak robiła młodszej siostrze. On pomógł jej wpleść pomarańczowo-żółte kwiaty dzielżanu, nawłoci i słonecznika. Tak pięknie pasują do jej blond włosów i rumianej cery. Do twarzy, która już nigdy więcej się nie uśmiechnie.

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział VII ~ "I że cię nie opuszczę"

Dzień 3
Plaża nad jeziorem na południowym wschodzie areny

Iskry z ogniska wzlatują w górę udając świetliki. Dookoła roznosił się zapach palonego drewna. Noc nie była zimna, żadna do tej pory nie była, ale ogień daje nie tylko ciepło ale także ten przyjemny i cichy dźwięk palącego się drewna. A do takiego było mu właśnie tęskno. Miał szczęście że znalazł niewielkie jezioro już po kilku dniach. Szybko nawodnił się, przegotowując wodę w szklanej butelce, którą znalazł w plecaku. Ponadto mógł się w końcu umyć z łez, potu ale i krwi. Jakby nie patrzeć wszystko się na razie układało. Może dlatego nie zgasił ogniska. Przecież nic bardziej nie przyciągało uwagi w nocy niż pojedyncze źródło światła. Ale w nocy bywało cicho. Tak cicho. Jakby nikt nie polował. Jakby to były letnie wakacje.

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział VI ~ "Za późno na miłosierdzie"

Dzień 3
Bory sosnowe na południowym wschodzie areny

Po wręczeniu dziewczynom upozorowanych włóczni, będących zwykłymi, zaostrzonymi gałęziami dębu, w o wiele lepszym humorze ruszyli szukając zagajnika z porannych obserwacji. Na początku trzymali się razem, cicho rozmawiając i wymieniając się informacjami z dystryktów. Jednak po kilku godzinach takiego marszu dobre nastroje ich opuściły a zastąpiła je niewygodna cisza. Koniec końców to nie jest żadna wycieczka.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział V ~ "Krew z krwi"

Dzień 2
Bory sosnowe na południowym wschodzie areny


Resztę dnia przemieszczali się w jednym kierunku, co jakiś czas robiąc przerwy. Seven powoli nabierał pewności chodu z kijem w ręce a Leslie starała się uniezależnić ich od zapasów Liv, przeczesując napotkaną roślinność. Trudno jednak było im znaleźć rośliny owocowe, nawet wychodząc co jakiś czas na otwarty, wykarczowany teren, dalej byli na terenie pofałdowanych borów. W końcu Seven zaproponował wykonanie broni. Na tę propozycję Liv traci równowagę i przewraca się. Gdy wstaje jej lewa kostka nie wytrzymuje obciążenia i niemal od razu ponownie upada.

niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział IV ~ "Trzech to już kampania"

Dzień 2
Bory sosnowe na południowym wschodzie areny 


Budzi się wyczerpana po nocy. " Zupełnie nie wiedziała gdzie nocować. Spanikowana, biegła jak najdalej od Rogu, przez co zdążyło zrobić się ciemno nim po macoszemu nie sprawdziła zawartość plecaka. Nie było w nim jednak najpotrzebniejszego śpiwora. Pocieszyła się tym, że był dużo cięższy, co dawało jej nadzieję. Gdy znalazła w końcu gęste bory rozpoczął się apel podsumowujący zgony.

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział III ~
"Wszyscy jesteśmy mordercami"

Dzień 1
Las w środkowej części areny

Zbliża się wieczór. Liv wciąż nie może znaleźć schronienia, idąc bezmyślnie przed siebie. Nadal nie zajęła się zranieniem na udzie. Ocierające spodnie podrażniają odkrytą skórę z każdym krokiem. Mimo to zdążyła się przyzwyczaić do tego pieczenia. Co jakiś czas odkleja materiał przywierający do krzepnącej krwi. Pierwszy dzień nie dobiegł końca a już miała kilka kontuzji. 

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział II ~
"Jakie są moje prawa?"

Dzień 1
 Las na południu areny

Nie przebiegła długiego dystansu. Nie miała takiej dobrej formy. A poza tym była kontuzjowana. Jej jedynym celem była ucieczka z rzezi Korunkopii i znalezienie miejsca w którym nie będzie słyszeć tych jęków. Niech krzyczą ale nie płaczą. Na płacz nie była gotowa. Jeszcze w biegu słyszała piskliwy głos Charliego Moona z dystryktu 8., rozpaczliwy skowyt o szybką śmierć ujmującej mu dalszej agonii. Na to nie była przygotowana i nie tego się spodziewała. Studio w Kapitolu musi być teraz bardzo zajęte. Pretendenci wcale nie zamierzają nadawać ich śmierci choć krztyny godności.

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział I ~
"Trybuci! W szeregu, marsz!"

Dzień 1 
Róg Obfitości 

Powoli otwiera oczy. Czuje jak ciepłe promienie słońca grzeją jej twarz. To miało być spokojne lato. Przez chwilę zastanawia się czym zajęłaby się w domu. Zapewne siedziałaby teraz na jej miejscu. Ustawieni w kręgu wokół Rogu Obfitości wyglądali jak dzieci przy letnich zabawach. Pogrążona tak w myślach schodzi z transportera, który sprowadził ją na arenę. Osłania się ręką przed słońcem i wciąga rozgrzane powietrze do płuc. Wyobraża sobie pole, gdzie razem chodzili na spacery. Tam również rosły takie kwiaty. Te, które teraz ze spokojem depcze pod sobą i które będą zaraz płakać za nimi.

W końcu opuszcza ją wyciszenie. Pisk umierającej nieopodal dziewczynki wybudza ją z tego letargu a zamiast niego wlewa się strach i niepewność. Gong Koloseum już dawno zagrzmiał. Zaczęły się 99. Głodowe Igrzyska.