For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



piątek, 16 maja 2014

Rozdział III ~
"Rodzinne grzechy"

Liv siada nerwowo na kanapie obok Parker. Widok jej siostry na arenie przeraża ją, jednak jeszcze bardziej zadziwia ją arena- ogromna przepaść wokół wysokich kamiennych kolumn, a gdzieś po środku był Róg obfitości. Całość otaczały strome pagórki więc ani trybuci ani też widzowie, zdani na łaskę tegorocznego organizatora, nie wiedzieli co kryje się za nimi. Ponieważ część trybutów zignorowała odliczanie i ruszyła przed siebie, miejsca na które skakali zapadały się w dół, pochłaniając ich żywcem w bezkresną ciemność.
Największą jednak dla niej niespodzianką było zabicie pretendentki niemal jako pierwszej. W ten sposób Ethiel pokazała wartość średnich dystryktów a także ich solidarność. A fakt, iż jej siostra była w sojuszu razem z nimi jeszcze bardziej ją niepokoił.
-A ty co?- Parker patrzy na nią- Naprawdę się o nią boisz?
-Przecież to moja siostra- brunetka spiorunowała ją wzrokiem- Jak mam się o nią nie bać...
-Normalnie. Przecież daje sobie radę...- przerzuca wzrok z powrotem na telewizor.

Z odbiornika słychać było komentatorów.
-No Taviusie, wygląda na to, że te Ćwierćwiecze przejdzie do historii jako równie zaskakujące co poprzednie!
-Jeśli nie bardziej Remuo!- odzywa się Tavius- Nie wiem jak u ciebie, ale mnie najbardziej ciekawi Poppy i Colosai z dystryktu 3. Wygląda na to, że zrobili sobie prywatny sojusz i nie zaprosili nawet swoich kolegów z pierwszych dystryktów.
-O wilku mowa, zdaje się, że sojusz 8. i 10. do nich się zbliża!

~ ~ ~

Pierwsze co Lear słyszy na arenie to jego własny wdech. Chce ostatni raz spokojnie zaczerpnąć powietrza nim rzuci się w to wszystko. Jednak ledwo otwiera oczy, omal nie spada w przepaść. Może być jednak spokojny- nim nie ruszy się z transportera, upadek mu nie grozi. Chyba, że któryś z trybutów go zauważy.

Ku zdziwieniu szatyna nikt nie zwraca na niego uwagi. Wokół niego było już niewielu trybutów, którzy albo płakali, utknąwszy na pojedynczej kolumnie bądź opłakujący los swoich przyjaciół, współtrybutów. Chłopak mruży oczy wpatrując się w Róg Obfitości. Zauważa tam Anitę dlatego mimowolnie zaczyna się tam kierować. Jednak w połowie drogi Edan Bloothbath z dystryktu 18. zatrzymuje go:

-A ty dokąd?- sojusznik ostrożnie zbliża się do niego. Trybut patrzy na niego uważnie po czym znajduje na jego plecach Darię Reaphson, współtrybutkę Edana.
-Tam jestem dziewczyna z mojego dystryktu. Może pozwoli nam...- zaczął chłopak lecz starszy mężczyzna przerywa mu:
-Jest w sojuszu z Ethiel i Beath. Wolałbym teraz z nimi nie zadzierać. Zwłaszcza, że mają jeszcze swoich kolegów...- wspomina o Beath Fori z dystyktu 10. wraz z jej współtrybutem Rainem Lithen oraz Sepharem Daphnest z dystryktu 8.
Lear na początku chce się kłócić lecz po chwili uświadamia sobie, że były zwycięzca na pewno wie o czym mówi, więc decyzję pozostawia 36-latkowi.

-Dobrze więc najpierw znajdźmy resztę naszych. Widziałeś może gdzieś Blanely lub Syntha?- mówi o Blanely Eastway, kobiecie w podeszłym wieku i Synthie Midasie Incubusie, swoim rówieśniku
-Tych z 16.? Jakoś nie rzucili mi się w oczy...
-Mi również... Daria a ty?- pyta łagodnie niską 13-latkę na swoich plecach.
-Widziałam- zaśmiała się cicho- Ktoś was ubiegł- pokazuje im jak Akadien Bailarth z dystryktu 13. wraz z Dominique Lanem z dystryktu 14. spychają starszą kobietę z 16. w przepaść. W ostatniej chwili chwyta ona dziewczynę z 14. za rękę pociągając ją również w stronę śmierci- Jestem zazdrosna- mruczy ironicznie Daria. Z kolei Akadien zaklina pod nosem a na widok Edana i Leara ucieka wraz z Meviliennem Aiberdem z dystryktu Dominique.
-A gdzie Synth?- odzywa się Lear.
-Tu jestem!- pojawia się przed nimi zakrwawiony 32-latek- Macie- dyszy lekko- Ledwo je zabrałem od tych z 11. ...
-Okradłeś dzieci?- w głosie Edana było słychać zdziwienie- Chyba ich przedtem nie zabiłeś co?
-Oh daj spokój krewski- Incubus droczy się z nim- Jedyny dystrykt, oprócz 5., w którym nie podłożył się w tym roku żaden zwycięzca. Łatwo było im to zwędzić. Ale nie przesadzajmy, w dzieciobójstwo się nie bawię- śmieje się.
-Zostawiając ich na pastwę losu, bez prowiantu i ciepłych ubrań, właśnie skazałeś ich na śmierć- zauważa Lear.
Midas poważnieje w jednej chwili:
-Masz rację mały. Kiedyś jednak zrozumiesz, że życie jest brutalne.
Lear uśmiecha się lekko. On już dobrze o tym wiedział.

* * *

W ciągłej niewiedzy i niepewności po 2 dniach wszyscy dotarli do Kapitolu. W czasie gdy Lear i Anita udali się do Centrum Rekreacji Liv poszła wraz z Parker zameldować się do domu trybutów na czas szkolenia. W trakcie drogi, ku zdziwieniu Sotoke, rektorka stwierdziła, iż musi załatwić pewną bardzo pilną sprawę z komendantem Ravensonem, więc opuściła ją już przy wejściu głównym. Liv wywróciła oczami, stwierdzając, iż nigdy nie była i nie będzie w stanie zrozumieć tej kobiety. Po odebraniu kluczy, udała się do windy, chcąc obejrzeć ich tymczasowe mieszkanie.
Liv nie zdziwiła się zbytnio iż przydzielono im to samo lokum co w zeszłym roku, jednak przeraziła się widząc ich nie zmieniony wystrój. Przecież na każde Igrzyska dobierano inny wygląd pomieszczenia, w zależności od trybutów.

Niemal od razu jak weszła rozpłakała się. Coraz ciężej jej było oddychać, coraz ciężej było żyć. Dziewczyna zakryła twarz rękami i kucnęła. Wspomnienia z Samem znów zaczęły ją prześladować. Nie wiedziała, że z zeszłego roku to właśnie jego najczęściej wspominała. Nagle poczuła rękę na ramieniu.

Liv podniosła głowę i zobaczyła jedną z zeszłorocznych awoks. Niezbyt dobrze je pamiętała, zajęta swoim strachem i myślą o śmierci, nie zwracała uwagi na tych, dla których coś liczyła. Awoksa patrzyła na nią i uśmiechnęła się lekko, jakby chciała powiedzieć "dobrze, że jesteś cała i zdrowa", po czym podała jej leżące na komodzie chusteczki.
Brunetka otarła twarz po czym wstała. Odruchowo chciała iść do swojego pokoju by odpocząć i przemyśleć wszystko, jednak coś ją powstrzymywało. To był strach.

-Czy moja siostra zajmie teraz mój zeszłoroczny pokój?- spytała lekko drżącym głosem. Awoska pokiwała znacząco głową. Liv spuściła wzrok i pozwoliła się zaprowadzić do swojego pokoju.
Był większy od tego w którym spała jako zeszłoroczna trybutka. Rozglądając się, pomyślała, że to mógł być pokój Millo i po raz pierwszy poczuła się odpowiedzialna za swoich podopiecznych. Znalazła okno i podeszła do niego. Ujrzała dach, podobny do tego na którym lubiła samotnie przesiadywać i patrzeć na panoramę miasta. Nie zawsze jednak była sama.

"-Kiedyś myślałem, że Kapitol jest tym złym- powiedział Paul do Liv. Siedzieli wtedy na dachu, na noc przed otwarciem w dość długiej ciszy, nie chcąc rozmawiać o tym co miało wkrótce nadejść.
-A nie jest tak?
-Nie, Liv, sądzę iż nikt ani nic nie jest złe z natury. To my sami doprowadzamy do takiego stanu rzeczy. To nierówności społeczne prowadzą do nienawiści. To my oceniamy ludzi po ich majątku, zachowaniu czy statusie. Nie wiemy jaka jest prawda, więc sami sobie ją tworzymy.
-Oh Sam... Nie sądziłam cię o takie myśli...
-Naprawdę? Śmieszne, ja bym cię nie wziął za pierwszą lepszą która zgłosi się za kogoś równie bezwartościowego co Ranniel.
-To nie był komplement co?
-Nie.
Zapadła chwila ciszy. Miasto powolnym krokiem zapadało w sen, by powitać hucznie jutrzejsze otwarcie kolejnych Igrzysk. W powietrzu można było wyczuć wszechobecne już napięcie.
-Paul czy ja...
-Zginę tam?- westchnął głęboko.
-Czy ja cię kiedykolwiek przeprosiłam.

Paul spojrzał na nią zdziwiony. Dlaczego przypomniała sobie teraz? Czy chciała oczyścić sumienie przed śmiercią? Chłopak zamyślił się.
-W sumie nie, Livender- zwrócił się do niej- I chyba nigdy nie czułaś takiej potrzeby, co?
Liv niemal rozpłakała się. Przez tyle lat stać ją było na marne przytulenie go zaraz po pogrzebie, bez jakichkolwiek słów wyjaśnień. Czy naprawdę nie chciała czy może zapomniała? Skąd mogła wiedzieć czy on się tym przejmuje? W szkole zawsze wydawało się, iż wszystko zostało już wyjaśnione. To Igrzyska go zmieniły.
-No to może- odezwał się Sam widząc bezradność współtrybutki- Powiesz mi dlaczego?

Liv spuściła wzrok. Już tyle lat minęło od tego czasu. Dobrze jednak pamiętała ten dzień. Czy powinna mu powiedzieć prawdę? To byli jego rodzice. Dziewczyna wzięła wdech by coś powiedzieć, jednak powstrzymała się. Spróbowała ponownie z tym samym skutkiem.
-Nie potrafisz się przyznać nawet, że chciałaś się zabić?- zadrwił chłopak po czym rzucił ostatni raz wzrokiem na Koloseum- Nie martw się, Sotoke, jutro spełnię twoje marzenie- rzucił cynicznie po czym ją opuścił.

-Dla ciebie Sam...- szepnęła. Wiedziała o tym jak jego rodzice znęcali się nad nim każdego dnia. Każdy to widział. Z roku na rok przychodził na zajęcia z większą ilością siniaków. Był żartownisiem klasowym, tylko na osobności stawał się zagubionym chłopcem. Potrafił nie przychodzić całymi tygodniami do szkoły, siedząc w domu bądź szpitalu. Liv nie raz słyszała od Anity, o kolejnym "wypadku" Sama. Często go wtedy odwiedzała lec ten nie chciał jej nic powiedzieć. Nikt nie wiedział jak mu pomóc, skoro sam przed sobą nie chciał się przyznać, iż potrzebuje pomocy. Liv nigdy nie żałowała swojej decyzji do czasu Igrzysk. Po raz pierwszy okazało się, iż Sam nie chciał pomocy, że mimo wszystko kochał swoich rodziców. Oni nie byli źli z natury, to świat ich zmienił. To ona ubzdurała sobie, iż musi mu pomóc. Skąd mogła wiedzieć, jak to go zmieni."

-Coś się stało?- głos Leara wyrwał Liv z matni wspomnień.
-Nie, nie- otarła łzy- Już wróciliście- rozejrzała się za siostrą- A gdzie Anita?
-Chcieli jej zrobić nową fryzurę...- zaczął brunet- Liv na pewno w porządku? Może chcesz usiąść, to pewnie boli- podszedł do mentorki.
-Ale co?
-Wspomnienia.
Na te słowa dziewczyna mimowolnie rozpłakała się na nowo. Zakryła twarz dłońmi. Nagle poczuła jak ktoś ją przytula. Znowu. Po kilku minutach uspokoiła się i odsunęła od chłopaka. Wtedy zauważyła blizny wystające spod ubrania.
-To ja ci je zrobiłam?- jęknęła.
-Daj spokój, Liv- spojrzał na nią- Lepiej martw się o siebie. Jesteś już mentorką. Co się z tobą dzieje?
-Jak to co się dzieje?- Sotoke oburzyła się- Lear, jakim cudem ty żyjesz?

Liv zauważyła, że chłopak był wyraźnie zdziwiony pytaniem. Przez chwilę, zdawało jej się, że widzi na jego twarzy ulgę, jakby bał się, iż zapyta o coś innego. Zastanawiała się co to mogło być. Jej rozmyślania przerwał poważny ton głosu trybuta:
-Po tym jak Parker cię postrzeliła, zdołali mnie odratować. Niestety twój stan był gorszy. Parker była przerażona, nigdy nie widziała cię w takim stanie. Dlatego miała trudności z celowaniem do ciebie... To wszystko co ci mogę powiedzieć- mówił patrząc na okno dopiero na koniec zwracając się do niej.

Zapadła chwili ciszy, którą przerwali Pharadai i Phoebe:
-Przepraszam, czy ktoś może mnie tu wreszcie przywita? Parker jakoś nie kipiała radością jak mnie zobaczyła...- głos Phoebe brzmiał z korytarza.
-Phoebe!- Liv ucieszyła się i wybiegła do salonu w którym było rodzeństwo.
-Liv, oh, jak wydoroślałaś!- zielonowłosa przytuliła dziewczynę.
-Hejka mała, dobrze znów cię widzieć- przywitał ją Pharadai.
-A ty musisz być Lear- Phoebe przywitała bruneta wchodzącego nieśmiało do pomieszczenia- Jestem Phoebe, twoja stylistka.
-Miło mi- chłopak był wyraźnie zmieszany.
Liv roześmiała się. Jak bardzo brakowało jej dawnych chwil.

-No dzięki siostra, nawet mnie nie widziałaś a już się śmiejesz- do pokoju weszła Anita z awoksami.
Mentorka odwróciła się. Jej siostra miała ognistorude włosy z purpurowymi końcówkami oraz ciemnoniebieski makijaż. Była uśmiechnięta i pełna życia. Miała wybielone zęby oraz błyszczący tatuaż na szyi. Liv musiała przyznać, że po Kapitolskim odnowieniu jej siostra wyglądała na aspirującą pretendentkę.
Na to słowo przeszedł ją lekki dreszcz, lecz skutecznie to ukryła.

* * *

-A Parker jeszcze nie ma?- spytała Liv kiedy Pharadai i Phoebe rozpakowywali się.
-Ty się pytasz- zaśmiała się Phoebe. Miała włosy znacznie dłuższe niż w zeszłym roku, co bardzo dodawało jej uroku. Brunetka zastanawiała się jak ktoś taki jak ona mógł być kiedyś Strażnikiem Pokoju.
-Zajęta jak zwykle- wtrącił Pharadai, nie pozwalając siostrze na dokończenie zdania.

-Jaki mam śliczny pokój!- usłyszeli Anitę- Hej Liv, czy w zeszłym roku miałaś taki ładny?- zawołała siostrę.
Liv spojrzała przerażona na stylistów, nie wiedząc co zrobić. Phoebe spuściła wzrok a Pharadai otworzył lekko usta, szepcząc "Nie mów".

Z sercem bijącym coraz szybciej mentorka podeszła do swojej siostry:
-Nie, skąd- próbowała nie patrzeć na ten sam pokój w którym przebywała jako trybutka na ostatnich Igrzyskach- Mój był znacznie mniejszy i ciemniejszy.
-Pewnie na Ćwierćwiecze odnowili je- uśmiechnęła się Anita i usiadła radośnie na łóżku.
Liv nie mogła w to uwierzyć. Jej siostra była podekscytowana.
-Dasz radę?- spytała poważnym tonem po czym weszła do środka ze schyloną głową.
-Oczywiście Liv- upewniła ją siostra- W szpitalu nauczyłam się nie tylko życia ale też śmierci.
-Nie rozumiem- brunetka spojrzała zdziwiona na swoją siostrę. Z każdą chwilą coraz bardziej się jej bała.
-Liv, to wcale nie wyglądało tak jak ja to opowiadałam. Często brakowało miejsca dla pacjentów, sprzętu nie mówiąc o lekach czy samych lekarzach. Robiliśmy co się dało. Ale czasem jedynym wyjściem było skrócenie ich cierpień.

Liv patrzyła zdezorientowana na siostrę. Czy to możliwe by ktoś taki jak ona mógł być zdolny do czegoś takiego? Mentorka zmarszczyła brwi. To chyba było po prostu u nich rodzinne.