For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



sobota, 9 listopada 2013

Rozdział XXI ~ "Szukając odpowiedzi"

W jednej sekundzie zjawia się Trevor. Rzuca się na Hectora i spycha go na ziemię. Hidgins upaszcza broń, próbuje udusić 15-latka. Timmy stara się mu pomóc, jednakże zostaje kopniety w twarz przez Liv. Znowu. Osiłek znów rusza za uciekającą dziewczyną.

-Ty mały gnojku...- syczy Hector do Donagana- Zdrajca!- przyciska ręce na szyi oprawcy.
Trevor mimowolnie uśmiecha się, po czym bierze zamach i rzuca Hectorem w stronę skraju urwiska.

Trevor, lekko zdyszany, podniósł się i otrzepał. Dopiero po chwili zauważył, że Hidgins nie wpadł do rzeki. Podchodzi z obrzydzeniem do brzegu klifu, gdzie trybut z 1. trzymał się jedną ręką:
-I jakie to uczucie?- Donagan spojrzał na niego obojętnie.
-Niby jakie?- dyszał blondyn- Dać się oszukać przez takiego szczura jak ty, czy zostać zabitym przez niego?- zaśmiał się- Wolałeś morfalistke zamiast nas, gratuluje mały, świetny wybór- ironizuje- Szkoda, że nie zobaczę jak ją zabijasz. A może sam ze sobą skończysz dla niej?- śmieje się, po czym przestaje na widok poważnej miny 15-latka- Nie wierze, młody- wzdycha i patrzy w dół- Chyba czas na mnie- po czym puszcza się.

Hector nie był zły. Po prostu nie posiadał empatii. W jego umyśle tkwiło głębokie przekonanie, że Igrzyska to jeden z najlepszych rozwiązań Kapitolu a udział w nich to honor i duma dla trybuta. Inaczej żyć go nienauczono.

Donagan spokojnie patrzy jak ciało Hectora leci w przepaść by zniknąć po chwili w wodzie. Sygnał armaty upewnia go, iż jego przeciwnik nie żyje.

- - -

Liv przebiega spory kawałek, nim zaczyna rozumieć, iż Duży Timmy tym razem nie odpuści jej tak łatwo. Brunetka jest przerażona. To nie tak miało być. To Donagan miał się zająć trybutem z 4. Sotoke nie zamierza walczyć. W pewnym momencie postanawia wspiąć się na drzewo.

-No i co ty robisz?- Duży Timmy podchodzi do niej.
-Uciekam, nie widać?- siedzi na gałęzi.
Chłopak zamyśla się. Trybutka nieświadomie uniemożliwiła mu zabicie jej.
-Cholera- zaklina - Liv, przecież wiesz, że nie potrafię się wspinać. Czy musisz tak wszystko utrudniać?- łapie się za głowę.

W oddali słychać strzał armatni.
-Trevor!- wystraszyła się Sotoke.
-Dokładnie tak a zaraz przyjdzie pora na ciebie- śmieje się Timmy, choć jest pewny, iż Hector nie żyje. Osiłek rozgląda się dookoła. Czeka go ostatnia walka i jest w pełni tego świadomy. Podrzuca swój miecz w powietrzu po czym rusza z powrotem w stronę klifu.
-Miło było cię spotkać- odwraca się do niej- Radzę ci uważać na swojego kolegę.
-Sama?
-Tak...- zamyśla się- Uważaj na niego. Ludzię się tak szybko nie zmieniają.

- - -

Nim Trevor zdążył odpocząć i ruszyć szukać Liv, Timmy odnajduje go. Patrzą na siebie spokojnie, nie odzywając się. W pewnym momencie Timmy bierze zamach i atakuje Donagana. Chłopaczek robi unik uderzając osiłka w bok i tylną część kolana. Timmy kuca na ziemii.  15-latek podchodzi do niego od przodu i czeka aż wstanie. Timmy po raz kolejny próbuje trafić byłego sojusznika, lecz ten robi unik za unikiem. Zdyszany i zdekoncentrowany kuca w końcu i odzywa się:

-Dlaczego mnie nie atakujesz? Skoro chcesz umrzeć to czemu się nie poddasz?
-Przecież czekam cały czas- Donagan wyprostowuje się. Duży Timmy mruży oczy, po czym zdaje sobie sprawę w jaką zasadzę trafił. W trakcie jego nieudolnej walki trybut z 12 cały czas był na skraju klifu. Wystarczyło go wepchnąć. Jednakże to wiązało się z ryzykiem utraty własnego życia.

-Więc taki był twój plan, mały, całkiem nieźle- Timmy rozgląda się za Liv- Skoro chcesz ją sam tak zostawić to proszę bardzo!- jednym uderzeniem spycha chłopaka do wody.

Timmy nie zdążył się nacieszyć ani życiem ani widokiem spadającego Trevora. Został zraniony sztyletem w nogę i sam spadł z klifu, tracąc równowagę.


* * *

Parker zaprowadziła Liv i Sama do korytarza,w którym musieli czekać na swoją kolej po czym zostawiła ich razem z trybutami z 18 oraz Morganą Jefferson z dystryktu 16.
-Hej- Liv dosiadła się do ciemnowłosej.
Morgana obróciła instynktownie twarz w drugą stronę po czym przesunęła się w bok.
Liv spuściła wzrok.
-Nie przejmuj się Liv- odezwał się Farrel Lane- Nerwy, wiesz- zaśmiał się.
-Co ty powiesz- syknęła Jefferson- Zachowujesz się jakby to była świetna zabawa. I tak zginiemy wszyscy.
Susan Andrew była już o krok od płaczu.
-Hej nie strasz mi współtrybutki- Lane poklepał 13-latkę po włosach- Nie przejmuj się nią...
-Jesteście żałośni- zaśmiał się Sam- Przynosicie hańbę własnym dystryktom. Tchórz z 16, chodząca choroba i optymista z 18. Dobre sobie- kucnął przy ścianie.

-A ja?- odezwała się Sotoke.
-O tobie to chyba już dawno się wypowiedziałem- uśmiechnął się szyderczo.
Liv podkuliła nogi i pogrążyła się w rozmyślaniach.

-A ty za kogo się niby uważasz?- spytał Farrel.
-Za kogoś kto pożyje dłużej niż wy- odparł Sam.
-Wiesz, że też przynosisz nam hańbę?- głos zabrała Morgana- Skumplowałeś się z pierwszymi dystryktami. Wiesz jakie to żałosne, prawda?- spojrzała na niego dumnym wzrokiem- My przynajmniej trzymamy się swoich- spojrzała po pozostałych po czym utkwiła wzrok na Sotoke- Przepraszam Livender, nie powinnam była tak się zachowywać na treningach, wiedząc jak ten dupek cię traktuje- uśmiechnęła się lekko.

Paul nie zdążył odpowiedzieć Jefferson ani wtedy ani później. Po raz ostatni widział ją jeszcze na arenie. Dziewczyna wyszła na swoją prezentację.
-I została nas czwórka- uśmiechnął się Farrel.

- - -

-Już jutro- odezwał się w pewnym momencie Farrel- któreś z nas może być martwe- Liv i Susan odwróciły wzrok- Hej przestańcie zachowywać się jakby to było jakieś tabu. Przecież to było oczywiste od początku.
-Ale co Farrel- odzywa się Sotoke- Co tak naprawdę? Że Koloseum zawsze wygrywa?
-Koloseum?- zdziwił się Lane- Śmieszna nazwa, skądś ją kojarzę.

W tym momencie nieobecna wzrokiem ani duszą Susan wyprostowuje się i bierze głęboki wdech:
-Ja to znam- mówi spokojnie- Tak śpiewał nasz były kosogłos- mówi cicho by Strażnicy nieopodal jej nie usłyszeli- Chyba nie zapomieliście pieśni zwycięzców?
-Jakiej pieśni?- dziwi się Liv- Nigdy o takiej nie słyszałam- instynktownie patrzy na Sama.
-Liv, zawsze wiedziałem, że jesteś głupia- zagryza jej- Ale teraz to już mnie przerażasz- śmieje się.
Brunetka zmarszczyła brwi:
-Sam zawsze wiedziałam, że pod tą skorupą kryje się emocjonalnie zniszczony chłopiec szukający czegoś, czego nie może osiągnąć.

Zapadła chwila ciszy, którą przerwał Farrel:
-Nie rozumiem, dlaczego tak ze sobą walczycie. Jesteście z jednego dystryktu, powinniście być bardziej solidarni. Mało tego znacie się dość długi czas a mimo to...
-Bo ty Farrel jesteś przyzwyczajony do śmierci i potrafisz się zjednoczyć kiedy trzeba. Ja i Sam jednak jesteśmy z dystryktu, który ostatnimi resztkami sił walczy o życie. A raczej o przetrwanie. A w takich momentach dochodzi już nawet do bratobójczej walki- stwierdza chłodno Liv po czym dodaje- Tak to właśnie wygląda.

Sam popatrzył zdziwionym wzrokiem na współtrybutkę. Nie miał pojęcia, że i ona skrywa coś co mogło ją zniszczyć od środka tak sama jak niszczyło już jego. Tego dnia po raz pierwszy bał się Livender Sotoke.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz