For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



piątek, 14 lutego 2014

O znikającej nadziei cz. II

Następnego dnia przez cały poranek zastanawiałam się czy iść do Momo, jednak stwierdziłam, iż nie potrzebują pomocy od kogoś kto akceptuje rzeczywistość taką jaka jest. Postanowiłam dowiedzieć się kogo zabiłam. We śnie i na jawie.

Ucieszyłam się gdy Sonia i Morgana z mojej klasy były w domu u Sparoski. Wreszcie mogłam z kimś porozmawiać, poza tym od dłuższego czasu nie miałam zbyt kontaktów z rówieśnikami.
Zapukałam a w drzwiach pojawiła się Sonia.
-Oh to ty Liv- uśmiechnęła się i zaprosiła do środka.
-Akurat grałyśmy w blackjacka- pokazała stolik z kartami- Choć dołącz. Hemilton w ogóle nie umie grać.
-Hej Morgana- przywitałam się z przewodniczącą klasy. Tą która odpowiadała za fakt, iż prezent który mógł ocalić mnie w czasie Igrzysk dostał Sam, oraz iż był to węgiel.
-Siemka, już wszystko w porządku?- spytała.
-Co, czemu?- zdziwiłam się. Hemilton również.
-Wybacz, wydawało mi się że nie dawno... sama nie wiem, tak jakoś mi się wymksnęło- czarnowłosa zamyśliła się. Naprawdę nie wiedziała czemu zadało to pytanie. Ale zadała. Coś było nie tak.

-Znacie jakiegoś Leara?- postawiłam karty na stół. Dosłownie, bo zaczęłam z nimi grać.
-Leara... nie chyba nie ma u nas nikogo takiego- Sonia wzięła kartę do swojej talii.
-Szczerze mówiąc już gdzieś słyszałam to imię...- Morgana zamyśliła się- Jakoś nie potrafię sobie przypomnieć. Może to któryś z moich krewnych- zaśmiała się. Hemilton miała wielu krewnych, wielu dość zamożnych krewnych, bliższa bądź dalsza rodzina, która wyparła się zarówno jej jak i autystycznej babci, zaraz po śmierci jej matki. Mimo wszystko podziwiałam ją za ciężką pracę, ochotę z jaką każdego dnia przychodziła czy to do szkoły czy do miejskiej pralni, w której pracowała by móc utrzymać siebie i babcię. Nie poddawała się i miała dystans do losu jaki ją spotkał. Prawie jak Anita.

-Wydaje mi się, że go zabiłam- wyrzuciłam w końcu.
-Jak to ci się wydaje?- powtórzyła przewodnicząca- Nie jesteś pewna?
-To był sen- wyjaśniłam. Dziewczyny odetchnęły z ulgą- Ale mam prawie pewność, że to coś więcej. Coś jak wspomnienia.
-Rozumiem- wtrąciła Sonia- Dlatego sprawdzasz, czy ten cały Lear istnieje. Dobrze ale nie sprytnie. Zabijasz go ale czy pamiętasz co dzieje się później bądź wcześniej?
-No, nie za wiele jakoś... ale coś... jakieś fakty pamiętam...
-21, wygrałam- Morgana uśmiechnęła się.
-Sprawdź czy to prawda- Sonia zignorowała Helimton- Czy naprawdę miały miejsce. Jeśli tak, to niezależnie od tego co ci każdy będzie wmawiał, Lear będzie istniał a wtedy odnajdziesz jego lub jego rodzinę i sprawdzisz czy... jesteś mordercą...- dokończyła cicho.
Zamyśliłam się. Od kiedy Sonia paplała tak mądrze?

-Oczywiście!- przypomniałam sobie- Już mam! Morgana ty też to pamiętałaś!
-Ja?- zdziwiła się ciemnowłosa.
-To było wtedy jak wyszłam z klasy... chyba źle się wtedy poczułam... odprowadzałyście mnie do domu. Dlatego spytałaś czy wszystko w porządku!- podniosłam z podniecenia głos.
-Chwila, chwila, nie tak prędko. To co mówisz rzeczywiście ma sens bo tak było naprawdę!- zirytowała się Sparosky. No taką Sonię pamiętałam- Miesiąc temu na zakończeniu roku źle się poczułaś, więc zaraz po apelu odprowadziłyśmy cię do domu.
-I ja się o to pytałam? Teraz?- zdziwiła się Morgana- Nie wydaje mi się!
-Trzymasz stronę potencjalnej morderczyni?- zaśmiała się Sonia- To ja też- uśmiechnęła się- Ale nie wpadajmy w paranoję, trzymajmy się faktów.

-Fakty są takie, że muszę położyć babcię spać. Nie powinna całymi dniami oglądać tych głupot z Koloseum.
-E tam, ja lubię te ich "dramaty"- rzuciła Sonia.
-Ty tak, bo jakoś problemów własnych to ty nie masz- ofuknęła ją Hemilton.
-Jejku jak długo zamierzacie wytykać mi tamto? Przecież dobrze wiem, że każdy chciał to zrobić- Sparosky wywróciła oczami.
-Ale co?- zdziwiłam się.
-No usunąć Melindę- rzuciła obojętnie- Znęcała się nad każdym w szkole i w naszym mieście. Groziła nawet Babci Momo. Skąd mogłam wiedzieć, że jej brata też wezmą...
-Przecież mogłaś zaczekać do Igrzysk- Morgana wstała i zaczęła chować karty- Wtedy na pewno...
-Na pewno co? Ona była wielka i silna! Z pewnością dałaby radę sobie na arenie! A wierzcie mi, nie chcielibyśmy takiej mentorki...
-Dlaczego?- wtrąciłam się.
-Oh Liv, jaka ty jesteś nieświadoma...- spojrzała na mnie współczującym wzrokiem- Odcinasz się od rzeczywistości, nie widząc tego, co się dzieje. Zdaje się, że to właśnie w ten sposób wygrałaś co?
-Sonia przestań, miałyśmy nie wspominać o tym...- Morgana ofuknęła ją.
Więc to właśnie o mnie wszyscy myśleli. Byłam nieświadoma niczego. Jakież to było żałosne.

* * *

Pożegnałyśmy się z Morganą po czym razem z Sonią ruszyłyśmy w stronę rynku miasta. Przynajmniej w lecie było całkiem inaczej w naszym dystrykcie, choć w niektórych dzielnicach nadal unosił się w powietrzy smród gnijących ciał. Od jakiegoś czasu 18. opóźnia się z transportem, przez co musimy u nas trzymać zmarłych. A do tego nasz dystrykt nie był przystosowany.
-O tej porze Igrzyska powinny się kończyć a nie zaczynać- usłyszałam Sonię.
-Co, czemu?
Prawdą było, iż z okazji 4. Ćwierćwiecza, i pierwszego po Śpiewie Kosogłosa przesunięto termin rozpoczęcia na środek lata. Aby żadne warunki nie były przeszkodą dla trybutów.
-Ciekawe co w tym roku wymyślą...- zamyśliła się- Wybacz Liv, wciąż trudno mi się przyzwyczaisz, że będziesz mentorką.
-Dlaczego Morgana nie chce pomocy?- zmieniłam temat. Przechodziłyśmy obok ratusza, który od niedawna był odnowiony i całkiem nieźle wpisywał się w otoczenie. Przynajmniej mi się tak zdawało.
-Ze wstydu Liv. Z dumy. Jest wiele powodów- rozejrzała się jakby ktoś nas obserwował- Denerwujesz się?
-A ty?- odparłam- Możesz być trybutką.
-Ta, chyba zasłużyłam...- schowała ręce w kieszeniach.
-Już nie uciekniesz?- zaśmiałam się.
-Nie Livciu, dzięki tobie wierzę, że nawet słabeusze mają szanse- zaśmiała się.

Nagle zauważyłyśmy zbiegowisko wokół Różanki Momo. Podeszłyśmy bliżej by zobaczyć co się dzieje.
-Co się stało?- spytałyśmy kogoś.
-Babcia Momo nie żyje!- odparł ktoś.
-Co?- wyszłam przed tłum. Przed domem stali Strażnicy Pokoju próbujący powstrzymać to co nieuniknione. Wśród nich zauważyłam Parker rozmawiającą z naszym nowym Naczelnikiem.
-Arli!- zawołałam ją. Nim podeszła do mnie wydawało mi się, że patrzy na mnie ze współczuciem, jakby litowała się nade mną.
-Liv proszę nie podchodź bliżej- podbiegła do mnie- To jest miejsce zbrodni- spojrzała za siebie- Momo została wczoraj po południu zamordowana.

-Wczoraj?- powtórzyłam. Niemożliwe. Mama jeszcze dziś rano była u niej. Przecież wróciłaby od razu do domu gdyby staruszka nie żyła. Te fakty nie mogły być faktami. Ktoś musiał kłamać.
-Czy mogę ją zobaczyć?- spytałam w końcu.
-Co? Kogo?- zdziwiła się- Momo? Przecież nie żyje!- skarciła mnie.

-No wiem...- zaczęłam po chwili ciszy- Mimo wszystko bardzo ją lubiłam... Mogłabym się  z nią pożegnać?
Parker zmarszczyła brwi. Trafiłam w czuły punkt. Jeśli Momo naprawdę nie żyła powinnam zobaczyć jej ciało w kostnicy.
"No dalej Arli, zadziw mnie"- pomyślałam.
-Oczywiście Liv, lecz na pogrzebie- powiedziała zadziwiająco spokojnie.

Wyglądało na to, że Babcia Momo faktycznie nie żyła. Po chwili dotarło do mnie, że Anita wyszła poprzedniego dnia z domu zła na nią. Więc może być podejrzaną. Miałam dość tej konspiracji. Jeśli Parker nie ufała mi to niech dalej nie ufa. Postanowiłam wrócić do domu. Pożegnałam się z Sonią i udałam się w stronę Wioski Zwycięzców.


* * *

W drodze do domu zaczęłam się zastanawiać nad tym co się działo dookoła. Nie mogłam ufać Parker dopóki była zagadkowa a ja nie mam pewności czy mogę się jej zwierzać. Baduin znikł z miasta na dobre, nie byłam nawet pewna czy wróci na Ćwierćwiecze. Momo nie żyła, przynajmniej z według tego co mówiła nasza rektorka. Anita mogła stać się główną podejrzaną.

Z tej całej i dłuższej kalkulacji wyszło mi, iż jedynymi osobami, którym mogłam ufać były Sonia i Morgana. Ponieważ jednak zbliżał się wieczór wolałam nie niepokoić dziewczyn swoimi chorymi domysłami.

Kiedy weszłam do domu zauważyłam nieobecność zarówno mamy, której nie było od rana, jak i Anity. Wiedziałam, że mama wyszła rankiem na spotkanie u Momo. Ale wtedy to by nie miało sensu. Ktoś musiał kłamać. Ktoś musiał mieć powody.
Była Parker lub moja mama jako kłamcy.
Była Anita lub moja mama jako zabójcy.
Zaczynałam popadać w paranoję, z której wyrwała mnie młodsza siostra:

-Livcia!- usłyszałam Evely. Siedziała na kapanie i oglądała bajki- Co tak stoisz na korytarzu? Zamknij drzwi i chodź!- zaśmiała się.
-Oh sorki Eve...- zamknęłam zmieszana drzwi frontowe po czym zdjęłam buty i kurtkę i dosiadłam się do niej.
W telewizji leciała dość nudna kreskówka, jednak musiałam przyznać iż kreska była wyjątkowo ładna.
-Jesteś tu sama?- spytałam.
-Aha. Mamy nie ma od rana, Ani gdzieś wyszła niedawno.

Zamyśliłam się. O której wczoraj Anita wróciła do domu? I czy w ogóle wróciła.
-Liv, to prawda, że jutro pojedziesz?- spojrzała smutna na mnie- Na Igrzyska?
-Tak ale spokojnie młoda, tym razem jako mentorka- przytuliłam ją- Tym razem na pewno wrócę.
-I będziesz świetnym trenerem- zobaczyłam Pharadaia schodzącego z piętra- Siemka mała- pocałował mnie w czoło- Nie było cię, więc razem z Evely wybraliśmy sukienkę dla ciebie na jutro- poklepał moją siostrę po głowie po czym wziął ją na kolana.

Nie długo mi było dane cieszyć się z przyjazdu kogoś, komu mogłam w końcu w zupełności zaufać, gdyż usłyszeliśmy głośne walenie w drzwi a po chwili do salonu wbiegła Sonia.
"Czyżbym nie zamknęła drzwi?"- zamyśliłam się.
-Stary Mansot nie żyje!- krzyknęła- Ktoś go przed chwilą znalazł! Podobno też został zamordowany?- zmrużyła oczy na widok stylisty- Znam cię?

Wstałam zaskoczona ale to jedyne co zrobiła. Nie mogłam nic z siebie wydusić. To było nie realne. Wracając do domu pomachałam mu, widząc go w oknie. A może to nie był on tylko morderca? Moja siostra?

-Co to znaczy też?- Pharadai wstał- Evely, idź do swojego pokoju- nakazał mojej siostrze.
Spuściłam ze wstydu wzrok. To ja powinnam byłą o to zadbać. Odprowadziłam wzrokiem moją siotrę. Gdy wchodziła po schodach zrozumiałam, iż coś szeptała do mnie. "Oni wszyscy kłamią"- po czym zniknęła na piętrze.

* * *

Usiadłam nieobecna na kanapie. Podkuliłam nogi. W tym czasie Sonia wyjaśniła mojemu chłopakowi, iż Momo również została niedawno zabita. Pharadai zaczął sumować fakty.
-Mam wrażenie, że oboje zginęli bo cię znali, Liv- wystraszył nas obie- Zbliża się pierwsze Ćwierćwiecze po II rewolucji, wszystko jest powiązane- wyjaśnił.
"Wszystko jest zakłamane"- odparłam w myślach.

Zacisnęłam zła pięści. Jeśli ktoś wcześniej widział jak odchodzę od Mansota krzycząc na niego, mógł powiedzieć coś Strażnikom Pokoju albo samej Parker. Z drugiej strony gdyby tak było już dawno siedziałabym w komisariacie.

Sonia w końcu się uspokoiła. Nie sądziłam, że cokolwiek jest w stanie wyprowadzić ją z równowagi. Pożegnała jeszcze raz mnie a także Pharadaia, stwierdzając, że dobrana z nas para choć nie sądziła, że będę z kimś takim. Ku ironii po chwili wróciła Anita.
-Hej Pharadai, już jesteś?- przywitała nas.
-Ani gdzie jest mama? Nie widziałam jej od rana...
-Spokojnie Liv, nic jej nie jest, po prostu zasiedziała się u Parker.
-Jest przesłuchiwana?- zdziwiłam się.

Anita w jednej chwili zmieniła wyraz twarzy. Obrzuciła mnie drwiącym uśmiechem po czym odezwała się chłodno.
-Podejrzewasz ją o coś? Jesteś chyba jej córką prawda? Powinnaś bardziej w nią wierzyć- spięła swoje włosy po czym zaczęła kierować się na piętro.

Miałam tego dość. Tego było za wiele. A ona mi jeszcze zarzucała, że to ja jestem ta zła.
-Anita!- szarpnęłam ją za rękę- Momo została wczoraj zabita! Jakim cudem mama poszła dziś do niej? Dlaczego ty wyszłaś wczoraj gdzieś wieczorem i nie wróciłaś do domu? Nie wspomnę, iż byłąś zła na Morionę! Co tutaj się dzieje, dlaczego pan Mansot nie żyje?

Anita zacisnęła zęby po czym spoliczkowała mnie. Miałam wrażenie, że nie był to jej pierwszy raz.
-Uspokój się Liv, przecież jutro są dożynki, jak ty zamierzasz być mentorem?!- odepchnęła mnie po czym weszła na górę.
-Przyznaj!- krzyknęłam- Przyznaj, że mama nie żyje!- rozpłakałam się. Nie wiem skąd taka myśl przyszła mi do głowy. Musiałam się przejęzyczyć lecz Anita nie wydawała się być zdziwiona tym pytaniem. Myślałam, że od razu zaprzeczy, podniesie głos a nawet rzuci czymś we mnie. Ona jednak stała na górze i patrzyła zamyślona na mnie.
-Chcesz tak bardzo wiedzieć?- zeszła do mnie- Próbowałam cię chronić, ale ty jak zwykle musisz pchać się tam, gdzie ci życie nie miłe- syknęła- Cieszę się jednak, że w końcu to się skończy- zaśmiała się- Już myślałam, że nigdy tego nie zauważysz- podniosła głos. Pharadai podszedł do mnie i wziął mnie za rękę zmartwiony.
-Odpuść jej- skarcił Anitę.
-Oh ty już się nie tłumacz- warknęła na niego- Dobrze wiesz, kiedy wykorzystać sytuację co?- zaśmiała się.
-Ale co z mamą?- wtrąciłam- Co się z nią stało?
-Oh siostrzyczko- spojrzała na mnie chłodno- Ona nie żyje od pół roku. Ty ją zabiłaś.

* * *

-Witam was na 4. Ćwierćwieczu Poskromnienia- zaczęła Parker w czasie apelu na dożynkach- Jak pewnie wiecie w tym roku trybuci zostaną wylosowani spośród rodzin żyjących trybutów aby przypomnieć nam, że jesteśmy jedną wielką rodziną i każde decyzje niosą za sobą konsekwencje- zapadła chwila ciszy. Jak moglibyśmy o tym nie wiedzieć. Już wcześniej prezydent Panem ogłosił to w czasie porannego przemówienia. Jednak nie zastanawiało mnie wtedy to. Jednak teraz zaczęłam rozglądać się dookoła by stwierdzić, że nasi zwycięzcy nie żyją. Poza mną- Panie pierwsze!

-Babcia Momo...- szepnęłam. Czy to dlatego została zamordowana? Czy to możliwe, że zniknięcie Millo nie jest przypadkowe? Ale w takim razie dlaczego Mansot zginął? Przecież nie mógł być zwycięzcą. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Przez całe moje rozmyślanie nie zauważyłam kiedy Parker wylosowała trybutkę. Nogi ugięły się pode mną gdy zobaczyłam Anitę wchodzącą na podest. Moja ręka mimowolnie zaczęła unosić się.
-Daruj sobie- Anita odwróciła się do mnie gdy Parker podeszła do drugiej kuli z losami.
Spuściłam wzrok. Moja siostra na Igrzyskach? Do czego to doprowadziło? Zaczęłam się w tym gubić, kiedy usłyszałam jak rektorka wywołuje kolejnego trybuta:
-Lear Aion Sam- a obok mojej siostry stanął chłopak, którego zabiłam.

~ ~ ~

Koniec części trzeciej.

3 komentarze:

  1. cóż, lubiemaslo mnie poprosiła żebym jej skomentowała xdd
    co tu dużo gadać, zacnie zacnie! ale szkoda że przestałaś osobno nazywać rozdziały... tera to tylko cz.1, cz.3, cz.11 itp. D":

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! Wkońcu (!!!)...wkońcu załapała o co chodzi. Wspomnienia wracają, deza vo jest... tylko czekać aż im jakąś bombę pociśnie. Końcówka najlepsza. Takie napięcie, że HEJ!
    Czekam na NN i mam nadzieję, że to nastąpi z prędkością światła!
    P.S Wstawiłam new rozdział...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpadłam przez przypadek na Twojego bloga, ale muszę to powiedzieć - Twoje opowiadanie jest genialne! Błagam pisz dalej! :)

    OdpowiedzUsuń