Wraz z końcem odliczania wszyscy ruszają do przodu, co jest
nie lada wyzwaniem przy obecnych warunkach. Anita rozgląda się dookoła. Kilku trybutów już straciło równowagę i
spadło w przepaść. Rudowłosa uśmiecha się. Ciekawe czy Liv by im pomogła.
Nagle zauważa swojego współtrybuta. Chłopak dość zgrabnie przeskakuje przez
urwiska. Dziewczyna przyznaje w duchu, że to całkiem niezła zabawa. Rozkłada ręce po
bokach i ostrożnie przechodzi po skałach.
Dopiero po chwili rozumie, że nawet pretendenci wolą nie ryzykować.
Wszyscy spoglądają na siebie, czekając na czyjś błąd. Teraz tylko liczy się
szczęście i ostrożność.
Anita rzuca okiem na Róg Obfitości i nie może uwierzyć kogo
na nim widzi.
-A niech mnie- śmieje się kiedy Ethiel Villent z dystryktu
8. strzelając z łuku zabija kolejną osobę. Po raz pierwszy w historii to
najlepsi muszą uciekać z Korunkopii.
Nim dociera do porozrzucanych plecaków strzała przelatuje
obok niej a po chwili pojawia się przy niej Tayper Viral z dystryktu 10. z zakrwawioną maczetą w ręce.
-Dobrze, że jesteśmy w sojuszu co?- śmieje się starsza
Sotoke.
* * *
Po apelu kończącym dożynki z okazji 4. Ćwierćwiecza Liv podążyła za Parker, która zaprowadziła ją do pociągu stojącego już w przygotowaniu na stacji. Całą drogę nie odzywała się co przerażało zarówno ją jak i rektorkę.
-No dalej- zirytowała się Parker w środku- Nie masz żadnych pytań?- spojrzała na młodą mentorkę- Livender proszę...
-Niby co mam powiedzieć?- odparła obojętnie Sotoke- Moja siostra jest trybutką. Chłopak, który nie istnieje również! Moja matka i pan Mansot nie żyją. Co ja mam powiedzieć Parker, jak mam się zachować?- westchnęła- To śmieszne, ale ja już nie mam żadnych pytań.
-Ale Liv ja ci chcę wszystko wyjaśnić- zaczęła śnieżnowłosa kiedy odezwał się jej nadajnik- Wybacz, muszę zabrać trybutów z Pałacu...- zaczęła wychodzić- Przepraszam, że zawiodłaś się na mnie- dodała przy drzwiach po czym zniknęła z oczu dziewczynie.
Liv zmarszczyła brwi po czym postanowiła przejść się po wagonach. Jak zwykle były one przesadnie wystrojone, przypominając pałac a nie maszynę sprowadzającą ofiary Panem na rzeź. W pewnej chwili zauważyła lustro i mimowolnie przejrzała się w nim, podziwiając kunszt swojego byłego stylisty.
-Liv- usłyszała jego głos. Nim zdążyła się odwrócić mężczyzna objął ją od tyłu.
"Phoebe..."- zamyśliła się. Kiedy opuszczała Koloseum jako zwyciężczyni poprzednich Igrzysk Phoebe, siostra Pharadaia, wyznała jej, iż tak naprawdę nazywają się na odwrót a zamienili się gdyż podobno tylko w ten sposób Phoebe mogła dostać się do wojska zamiast brata.
-Pharadai- skarciła stylistę nowym imieniem- Nie jesteśmy razem- powiedziała stanowczo- Nigdy nie byliśmy.
Granatowłosy spojrzał na nią nostalgicznie, wyglądając jakby wiedział, że w końcu to się skończy.
-Wiem o tym- uśmiechnął się po czym zaczął wychodzić.
-Zaczekaj- zatrzymuje go Sotoke- Dlaczego to robiłeś? Dlaczego myślałam, że jesteśmy razem?
-Przykro mi Liv- mężczyzna spuścił wzrok- Nie w moich kompetencjach wyjaśnienie ci tego- rzucił obojętnie i opuścił pomieszczenie.
Brunetka stała na środku przedziału nieruchomo nim nie pojawili się w nim Anita, Lear i Parker. Na widok tej trójki dziewczyna zamarła.
Siostra, tegoroczna trybutka, chłopak, który był martwy i rektorka, której się bała.
-Już jej przeszło, co?- odezwała się ponuro Anita.
-Skoro tak stoi i patrzy w osłupieniu na was- Parker przewróciła oczami- Zresztą ile niby miało to trwać? W końcu musiała...- zagryzła wargi zważając obecność omawianej osoby- Liv ja ci to wszystko wyjaśnię...- zaczęła łagodnym tonem- Tylko, że nie teraz...
Liv patrzyła na nią wzrokiem współczującym, wymawiającym rektorce jej niekompetencje i brak godności co zauważył tylko Lear, znający już ten wyraz twarzy.
-Co z Evely?- wydusiła w końcu Liv, patrząc cały czas na podłogę.
-Zostanie z moją siostrą- Lear podszedł do niej.
-Twoją siostrą?- zdziwiła się mentorka.
-Pattern to siostra Leara- wyjaśniła Anita.
Wtedy Liv zaczęła kojarzyć fakty. Przecież tobyło oczywiste. Dlaczego jej młodsza siostra tak bardzo lubiła Leara gdy został u nich na noc. O ile to była rzeczywistość. Liv nie mogła mieć pewności co do tego, gdyż jeśli faktycznie byłaby to prawa Lear by nie stał przed nią...
"Nie myśl już o tym"- skarciła się w myślach.
Anita, wyraźnie znużona, usiadła na kanapie jak tylko pociąg ruszył. Parker podążyła za nią, jednak kiedy przechodziła obok Liv, ta złapała ją za łokieć:
-On nie żyje- wskazała na szatyna.
-Wybacz Liv, to moja wina- jęknęła jasnowłosa. Sotoke wystraszyła się i puściła rektorkę. Nigdy wcześniej Parker jej nie przepraszała, więc niby dlaczego teraz miałaby się tak poniżać?
- - -
Zbliżał się wieczór. Mimo sporej odległości od rodzimego dystryktu pociąg nadal nie był w połowie drogi do Kapitolu. Liv usiadła w głównym przedziale przy oknie, obserwując ledwo widoczny, zmieniający się krajobraz. Anita przez resztę dnia razem z Parker skutecznie ją unikały a Pharadai się nie pokazywał. Jedynym, który się jej nie bał był Lear.
-Hej- usłyszała, gdy już niemal zasnęła przy oknie.
-Oh- spojrzała na niego- To ty. Martwy choć żywy- uśmiechnęła się- Nie możesz zasnąć?- spytała gdy usiadł na przeciw niej- A może...- zmarszczyła brwi- Mam ci coś doradzić?
-Co?- chłopak był wyraźnie zdziwiony. Mimo wszystko nie wierzył, iż ktoś taki jak ona mógł wygrać Igrzyska- Nie, ja tylko...- zamyślił się po czym rozejrzał się ostrożnie po przedziale- Wiem, że masz wiele pytań bez odpowiedzi i wątpliwości bez prawdy...- urwał na dość długą chwilę- Widzę, że wracasz do siebie- zaśmiał się.
-Czemu?- zdziwiłam się.
-Tak jakoś... Wydawało mi się, że mnie nie lubiłaś...- wyjrzał za okno. Jednak było już za ciemno i jedyne co ujrzał to własne odbicie. A na nie wcale nie chciał się patrzeć.
-Lear co się tam stało?- spytała z trudem Liv- Ja naprawdę.... Ja jestem zdolna.... Czy to się zdarzyło naprawdę? Czy moja mama....- urwała przerażona.
Chłopak spojrzał na nią pustym i pozbawionym emocji wzrokiem. Próbował zrozumieć dziewczynę, która sama siebie nie potrafiła pojąć. Zastanawiał się czy w jej przypadku prawda będzie zbawieniem. Skinął tylko lekko głową, spuszczając wzrok, dając do zrozumienia brunetce, iż to była rzeczywistość.
Mimo to nie chciał jej pocieszać a widząc, że dziewczyna jej bliska kolejnego napadu histerii wywrócił oczami szukając ratunku. Było mu to już całkiem obojętne co się z nią stanie, nie chciał po prostu sam na to patrzeć. Nie potrzebował kolejnego pacjenta z objawami znanych mu chorób psychicznych. Zbyt długa już na to patrzył. Dlatego ucieszył się gdy zobaczył Parker, wchodzącą do przedziału.
-Już późno, idź spać. Liv- spojrzała na mentorkę- mówiłam to do ciebie- po czym zaprowadziła ją do jej sypialni wspominając coś o zdrowiu i kondycji psychicznej mentorki.
Lear uśmiechnął się pod nosem. Ptaszek z klatki Parker zaczął domagać się wolności, a rektorka wcale nie miała w planach jej wypuszczać. Zamiast tego pokazywała jej jak strasznie jest na zewnątrz, gdy kolorowe ptaki umierały w zapomnieniu i chorobie. "Tylko dlaczego Parker, dlaczego ty ją trzymasz jeszcze...- zamyślił się- Przecież już ci nie jest potrzebna..."
Tej nocy Liv była jednego pewna- jej matka nie żyła. Jedna z wielu wątpliwości została rozwiana. Mimo to płakała w łóżku przez długi czas a niepokój, który był w niej, zaczął rosnąć na sile.
Po apelu kończącym dożynki z okazji 4. Ćwierćwiecza Liv podążyła za Parker, która zaprowadziła ją do pociągu stojącego już w przygotowaniu na stacji. Całą drogę nie odzywała się co przerażało zarówno ją jak i rektorkę.
-No dalej- zirytowała się Parker w środku- Nie masz żadnych pytań?- spojrzała na młodą mentorkę- Livender proszę...
-Niby co mam powiedzieć?- odparła obojętnie Sotoke- Moja siostra jest trybutką. Chłopak, który nie istnieje również! Moja matka i pan Mansot nie żyją. Co ja mam powiedzieć Parker, jak mam się zachować?- westchnęła- To śmieszne, ale ja już nie mam żadnych pytań.
-Ale Liv ja ci chcę wszystko wyjaśnić- zaczęła śnieżnowłosa kiedy odezwał się jej nadajnik- Wybacz, muszę zabrać trybutów z Pałacu...- zaczęła wychodzić- Przepraszam, że zawiodłaś się na mnie- dodała przy drzwiach po czym zniknęła z oczu dziewczynie.
Liv zmarszczyła brwi po czym postanowiła przejść się po wagonach. Jak zwykle były one przesadnie wystrojone, przypominając pałac a nie maszynę sprowadzającą ofiary Panem na rzeź. W pewnej chwili zauważyła lustro i mimowolnie przejrzała się w nim, podziwiając kunszt swojego byłego stylisty.
-Liv- usłyszała jego głos. Nim zdążyła się odwrócić mężczyzna objął ją od tyłu.
"Phoebe..."- zamyśliła się. Kiedy opuszczała Koloseum jako zwyciężczyni poprzednich Igrzysk Phoebe, siostra Pharadaia, wyznała jej, iż tak naprawdę nazywają się na odwrót a zamienili się gdyż podobno tylko w ten sposób Phoebe mogła dostać się do wojska zamiast brata.
-Pharadai- skarciła stylistę nowym imieniem- Nie jesteśmy razem- powiedziała stanowczo- Nigdy nie byliśmy.
Granatowłosy spojrzał na nią nostalgicznie, wyglądając jakby wiedział, że w końcu to się skończy.
-Wiem o tym- uśmiechnął się po czym zaczął wychodzić.
-Zaczekaj- zatrzymuje go Sotoke- Dlaczego to robiłeś? Dlaczego myślałam, że jesteśmy razem?
-Przykro mi Liv- mężczyzna spuścił wzrok- Nie w moich kompetencjach wyjaśnienie ci tego- rzucił obojętnie i opuścił pomieszczenie.
Brunetka stała na środku przedziału nieruchomo nim nie pojawili się w nim Anita, Lear i Parker. Na widok tej trójki dziewczyna zamarła.
Siostra, tegoroczna trybutka, chłopak, który był martwy i rektorka, której się bała.
-Już jej przeszło, co?- odezwała się ponuro Anita.
-Skoro tak stoi i patrzy w osłupieniu na was- Parker przewróciła oczami- Zresztą ile niby miało to trwać? W końcu musiała...- zagryzła wargi zważając obecność omawianej osoby- Liv ja ci to wszystko wyjaśnię...- zaczęła łagodnym tonem- Tylko, że nie teraz...
Liv patrzyła na nią wzrokiem współczującym, wymawiającym rektorce jej niekompetencje i brak godności co zauważył tylko Lear, znający już ten wyraz twarzy.
-Co z Evely?- wydusiła w końcu Liv, patrząc cały czas na podłogę.
-Zostanie z moją siostrą- Lear podszedł do niej.
-Twoją siostrą?- zdziwiła się mentorka.
-Pattern to siostra Leara- wyjaśniła Anita.
Wtedy Liv zaczęła kojarzyć fakty. Przecież tobyło oczywiste. Dlaczego jej młodsza siostra tak bardzo lubiła Leara gdy został u nich na noc. O ile to była rzeczywistość. Liv nie mogła mieć pewności co do tego, gdyż jeśli faktycznie byłaby to prawa Lear by nie stał przed nią...
"Nie myśl już o tym"- skarciła się w myślach.
Anita, wyraźnie znużona, usiadła na kanapie jak tylko pociąg ruszył. Parker podążyła za nią, jednak kiedy przechodziła obok Liv, ta złapała ją za łokieć:
-On nie żyje- wskazała na szatyna.
-Wybacz Liv, to moja wina- jęknęła jasnowłosa. Sotoke wystraszyła się i puściła rektorkę. Nigdy wcześniej Parker jej nie przepraszała, więc niby dlaczego teraz miałaby się tak poniżać?
- - -
Zbliżał się wieczór. Mimo sporej odległości od rodzimego dystryktu pociąg nadal nie był w połowie drogi do Kapitolu. Liv usiadła w głównym przedziale przy oknie, obserwując ledwo widoczny, zmieniający się krajobraz. Anita przez resztę dnia razem z Parker skutecznie ją unikały a Pharadai się nie pokazywał. Jedynym, który się jej nie bał był Lear.
-Hej- usłyszała, gdy już niemal zasnęła przy oknie.
-Oh- spojrzała na niego- To ty. Martwy choć żywy- uśmiechnęła się- Nie możesz zasnąć?- spytała gdy usiadł na przeciw niej- A może...- zmarszczyła brwi- Mam ci coś doradzić?
-Co?- chłopak był wyraźnie zdziwiony. Mimo wszystko nie wierzył, iż ktoś taki jak ona mógł wygrać Igrzyska- Nie, ja tylko...- zamyślił się po czym rozejrzał się ostrożnie po przedziale- Wiem, że masz wiele pytań bez odpowiedzi i wątpliwości bez prawdy...- urwał na dość długą chwilę- Widzę, że wracasz do siebie- zaśmiał się.
-Czemu?- zdziwiłam się.
-Tak jakoś... Wydawało mi się, że mnie nie lubiłaś...- wyjrzał za okno. Jednak było już za ciemno i jedyne co ujrzał to własne odbicie. A na nie wcale nie chciał się patrzeć.
-Lear co się tam stało?- spytała z trudem Liv- Ja naprawdę.... Ja jestem zdolna.... Czy to się zdarzyło naprawdę? Czy moja mama....- urwała przerażona.
Chłopak spojrzał na nią pustym i pozbawionym emocji wzrokiem. Próbował zrozumieć dziewczynę, która sama siebie nie potrafiła pojąć. Zastanawiał się czy w jej przypadku prawda będzie zbawieniem. Skinął tylko lekko głową, spuszczając wzrok, dając do zrozumienia brunetce, iż to była rzeczywistość.
Mimo to nie chciał jej pocieszać a widząc, że dziewczyna jej bliska kolejnego napadu histerii wywrócił oczami szukając ratunku. Było mu to już całkiem obojętne co się z nią stanie, nie chciał po prostu sam na to patrzeć. Nie potrzebował kolejnego pacjenta z objawami znanych mu chorób psychicznych. Zbyt długa już na to patrzył. Dlatego ucieszył się gdy zobaczył Parker, wchodzącą do przedziału.
-Już późno, idź spać. Liv- spojrzała na mentorkę- mówiłam to do ciebie- po czym zaprowadziła ją do jej sypialni wspominając coś o zdrowiu i kondycji psychicznej mentorki.
Lear uśmiechnął się pod nosem. Ptaszek z klatki Parker zaczął domagać się wolności, a rektorka wcale nie miała w planach jej wypuszczać. Zamiast tego pokazywała jej jak strasznie jest na zewnątrz, gdy kolorowe ptaki umierały w zapomnieniu i chorobie. "Tylko dlaczego Parker, dlaczego ty ją trzymasz jeszcze...- zamyślił się- Przecież już ci nie jest potrzebna..."
Tej nocy Liv była jednego pewna- jej matka nie żyła. Jedna z wielu wątpliwości została rozwiana. Mimo to płakała w łóżku przez długi czas a niepokój, który był w niej, zaczął rosnąć na sile.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz