For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział VI ~
"Tańcząc w ciemności"

Persiva Javnes dystrykt 1.,
Nima Ella dystrykt 11.,
Mauren Heatherd dystrykt 15.,
Sharoi Patson dystrykt 13.,
Jolian Berkson dystrykt 5.,
Blanely Eastway dystrykt 16.,
Dominique Lanem dystrykt 14.,
Meisha Yort dystrykt 15.,
Ronald Telland dystrykt 4.,
Benna Shane dystrykt 6.

Aurriel Thompson z dystryktu 7. patrzy na ostatniego poległego. Czyli nikt tej kretynki z 10. nie zabił dziś. Może sama ją wykończy następnym razem. Tylko jak? Nikt nie chciał jej w sojuszu więc została sama. Nawet ten dupek Insta.

Przecież jest jej współtrybutem, dlaczego nie zaproponował jej współpracy?
-Ci byli zwycięzcy...- śmieje się cicho.
Nagle słyszy hałas dobiegający z zarośli a po chwili widzi twarz Nira Simonsa z dystryktu 12, jedynego dystryktu w którym w tym roku nikt się nie zgłosił za wylosowanych.

-Spadaj mały to cię oszczędzę- warczy turkusowłosa podnosząc się z ziemii. Chwyta swój lekki plecak, w którym nie ma zbyt wielu potrzebnych rzeczy po czym zaczyna iść przed siebie. Nie spodziewała się jakichś szczególnych zmian na 4 Ćwierćwiecze. Nawet nie planowała się zgłosić, gdyby nie fakt, że wylosowano jej matkę. Nie mogła pozwolić by jej rodzic zginął w taki sposób. Jednak to co ujrzała za pagórkami wokół Rogu Obfitości całkowicie ją zdziwiło, wzbudzając jednocześnie respekt i strach. Pozostałą częścią areny były lasy namorzynowe z mnóstwem molo a nad nimi, klikanaście metrów wyżej rozciągały się piętra drewnianych domków, z mostami i linami. Na tegorocznej arenie nie ma trwałego, jednolitego gruntu.

Thompson ma już dość śledzących ją dzieci z 12. dlatego postanawia wspiąć się na górę. Chce jak najdłużej unikać ciemności oraz ciekawi ją jak wygląda to wszystko piętro wyżej. Jednak bezpośredniego wejścia brak wokół niej co ją przytłacza. Mimo wszystko, nigdy nie czuła się dobrze wśród drzew. Może wynikało to z faktu, że jako mała dziewczyna przez przypadek odrąbała sobie część stopy, na zawsze skazując się na protezę, bądź z tego, iż kilka lat później jej ojciec zmarł przygnieciony przed drzewo w dystrykcie 3. Przez kilka dni walczył o życie w szpitalu co tylko zwiększyło jej niechęć do natury.

-Nie umiesz się wspinać, co?- słyszy czyjś głos. Odwraca się i widzi małą, brązowowłosą Tayolę Vemarti, współtrybutkę Nira.
Aurriel wywraca oczami. Więc teraz ma zostać niańką? W sumie to całkiem ciekawy pomysł. Przecież w domu ma jeszcze 5 rodzeństwa w tym 3 młodszego.
-Jakoś tak wyszło...- turkusowłosa mruczy pod nosem.
-Jak ten w zeszłym roku- śmieje się dziewczynka jednak nie podchodzi do starszej dziewczyny. Choć w jej głosie słychać odwagę Aurriel widzi, że jest przerażona, osłaniając młodszego od siebie Nira- Ten z 4., wiesz...
-Ta, pamiętam- Thompson wywraca oczami- Nie macie nic przy sobie?- mówi ostrym tonem, choć widzi, że mali trybuci nie mają nic przy sobie. Chce po prostu ich wystraszyć.
-Nie, ten 16. nam zabrał...- Tayola spuszcza wzrok.
Aurriel długo się wzdryga przed tą myślą i dopiero po prawie dwóch kwadransach ciszy mówi smętnie:
-No możecie się mnie trzymać na razie. I tak jestem sama.
Tayola wraz z Nirem promienieją na twarzy co jeszcze bardziej gryzie Aurriel w duszy. Nie chciała takich sojuszników. Dopiero później zaczyna w ich wadach widzieć zalety.

W końcu znajdują ukrytą drogę na górę a po klikunastu minutach rozbijają się na noc. Więc jest zdana na własny los, co za deja vu, myśli, gdy trybuci z 12. kładą się spać. Spędzi całe Igrzyska z dziećmi a w przypływie dobroci jeszcze odda za nich życie. Na ostatnią myśli dziewczyna wzdryga się po czym siada w oddali trzymając wartę. Pewnie już jej nadali przydomek "Siostra Aurriell" albo "Mamusia Thompson". To naprawdę będą wyjątkowe Igrzyska.

- - -

15-letnia Poppy Linea z dystryktu 3. wraca ze zwiadów. Koczowała wraz ze swoim współtrybutem, Colosai'em Satree'm na gałęziach drzew wysoko nad drewnianą drogą wśród konarów, która oplatała pobliskie drzewa, tworząc nadziemny szlak.
-Ethiel jest na północ od nas z 3 km drogi. Laoise poszła z resztą na zachód, więc mamy ich z głowy na razie. Gdzieś w oddali słyszałam chyba niski głos Krewskiego, ten to nawet ukryć się nie umie... A jak wracałam natknęłam się na Brendę Cevil i Raus'a Viral z 9.
-Zabiłaś ich, mam nadzieję?- Colosai opiera się o korę, patrząc w ciemny krajobraz.
-Jak pokazali ostatnich poległych. Idioci nawet warty nie postawili sobie- siada naprzeciw 24-letniego mężczyzny po czym zaczyna grzebać sobie w plecaku- A u ciebie?

Starszy trybut wzdycha po czym zaczyna drapać się po brodzie.
-Ci z 17. nie trzymają się razem. I z 7. Coś tu się święci. Zginęło dziś 3 pretendentów. Naprawdę będzie ciężko tym razem.
-I dziwi cię to? To ostatnie Igrzyska. Muszą zapaść w pamięci.
-Do tego zmienili zasady- kontynuuje  Colosai- To chyba znaczy, że będzie jeden zwycięzca- patrzy na dziewczynkę, która jadła w tym czasie suchy prowiant.
-Nie matkuj mi tu tylko- mówi z pełną buzią po czym połyka jedzenie i dodaje:- Mnie ciekawi czemu niby chcą je przerywać. Przecież nie jest źle.
Ciemnowłosy mężczyzna śmieje się.
-No co?- burczy mała- O co ci chodzi, rybko?- uśmiecha się złowieszczo.
Satree mruży oczy na myśl o starych czasach. Dawno już jej nie wspominał. Uwielbiał jej zapach i dotyk. Kochał jej delikatny, dziecięcy głos...
Trybut spuszcza wzrok próbując porzucić wszelkie emocje, które miałyby go uczynić człowiekiem. Przecież to było tak dawno, myśli. Zamierzają mi to do końca wypominać?

-Nigdy się nie zastanawiałaś czemu, choć tylu było za, nikt nie może się już zgłaszać poza nami?- mówi sucho, patrząc w ciemny krajobraz.
Poppy nie odzywa się. Nie myślała nigdy tak o tym. Rzeczywiście po 2. rewolucji nie nastała Utopia jaką sobie wszyscy wymarzyli, a po 45 latach wprowadzono Deklarację Zimową, zatwierdzającą powrót do nich. Z nowymi zasadami, w tym jedną, mówiącą o niemożliwości zgłaszania się nikogo oprócz byłych zwycięzców. To dlatego tegorocznymi trybutami byli niemal sami zwycięzcy.
Tylko w czym miały pomóc Igrzyska? Zmniejszyć liczbę ludności? Przecież zabicie 35 osób na rok nie pomoże gospodarce. Podnieść morale? Faktycznie podnosiły, gdyż można było się dogadać z rektorem by losował konkretne osoby. Nie, to musi być coś innego. Po co niby wprowadzali je tylko na 25 lat?

-Czy Verius nie mówił, że to co nastanie po tym Ćwierćwieczu było planowane już wcześniej?- pyta w końcu o organizatora Igrzysk.
-Może jest nawet w Traktacie o Zdradzie?- śmieje się Colosai- Licho wie, o co tak naprawdę im chodzi. Nie słyszałaś teorii spiskowych Mery?
-Że to tylko po to by zbierać kasę na jakiś tajny plan Parker i Ravensona?- oboje roześmiali się- Mera jest śmieszna, ale sądzę, że nie jest na tyle bystra by sama to wymyślić- pakuje resztę jedzenia po czym patrzy znacząco na współtrybuta.
-Tak myślałem...- rozumie chłopak. Ktoś im musiał to przekazać. Ktoś, kto wiedział, że zarówno Mera jak i Rufus są zbyt gadatliwi by utrzymać tę myśl w tajemnicy. Ktoś, kto wiedział, że opowiedzą wszystko trybutom. Ktoś, kto chciał aby oni się dowiedzieli. Ale czy konkretnie oni? Może pozostali trybuci już wiedzą i rozgryźli tę wiadomość?
-Zgaduję, że ja pierwszy na warcie?- pyta po czym zauważa, że mała dziewczynka już śpi- Dzięki, mała- śmieje się po czym zaczyna drapać się po brodzie. To naprawdę będą wyjątkowe Igrzyska.

* * *

Liv nie musiała długo szukać by znaleźć Leara. Siedział on na ławce w korytarzu niedaleko wejścia od sali. Gdy ruszyła w jego kierunku poczuła dziwne uczucie deja vu. Jednak dopiero kiedy podeszła bliżej zrozumiała co jej się przypomniało. A raczej kto:
-Zgubiłaś kogoś?- usłyszała znajome słowa.

-Evan...- szepnęła przerażona mentorka. Dlaczego? Dlaczego wszystko się powtarzało? Igrzyska ze zwycięzcami, wystrój apartamentów, wspomnienia dziewczyny. Brunetka zmarszczyła brwi. Bądź co bądź, swoim retrospekcjom nie powinna ufać, przecież niewiele pamiętała z ostatniego półrocza a może nawet roku.

-Czy poprzednio było tak samo?- głos Leara wybudza ją z matni myśli. Siedział on skulony naławce patrząc się jak zwykle nie na nią.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- Liv kucnęła przy nim delikatnie chwytając go za dłonie- Lear, nie możesz teraz się poddać...- zaczęła mówić bez większego przekonania. Nie była pewna czy chciała oszukać siebie czy chłopaka.
-Livender proszę, bądź ze mną szczera- spojrzał na nią poważnym wzrokiem a dziewczyna nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż było ono dla niej znajome- Czy mam jakieś szanse?

Brunetka cofnęła się lekko przerażona. Nie spodziewała się takiego pytania, takiej postawy. Nie teraz. W zeszłym roku wszystko było inne. Trybuci, postawy, strategie, sojusze, myśli. Lear bał się. Bał się śmierci.
Sotoke spuściła zawstydzona wzrok. Sama nie bała się w zeszłym roku, gdyż pogodziła się z przegraną i myślą o śmierci. Straciła szacunek do siebie i własnego życia. Być może właśnie dlatego nie widziała jak wszyscy umierali za nią.

-A więc jednak...- usłyszała smutny głos Leara. Chłopak przetarł się po twarzy po czym ruszył w stronę sali kostiumowej.
-Lear- mentorka złapała go za nadgarstek- Oczywiście, że masz szanse- trybut odwrócił się do niej- Masz nawet większe niż ja. Poradzisz sobie, tylko znajdź sobie sojuszników- uśmiechnęła się lekko i puściła go.
-Jakoś nie wyglądało na to, żebyś ich miała poprzednio- zauważył Lear.

Miał rację. Jednak Parker uparła się by tym razem oprzeć strategię na współpracy, i choć to nie ona a Liv, była mentorką, brunetka postanowiła podążyć za tymi radami. Musiała więc przekonać szatyna, że to świetny pomysł.
-Musisz...- zaczęła lecz ten jej przerwał:
-Nic nie muszę, Livender.

Dziewczyna poczuła jad wypowiadanych przez niego słów. Jakby je gdzieś słyszała. Jakby naigrywał się z niej. To zaczynało być coraz bardziej podejrzane, lecz tym razem przyrzekła sobie, że nie pozwoli paranoi przejąć nad sobą kontroli.
-Po co mnie pytasz o radę, kiedy nie chcesz jej wysłuchać?- zirytowała się.
-Nie prosiłem cię o radę- odparł spokojnie- Livender- dodał po chwili.

-Ja się po prostu martwię- wymamrotała w końcu- Wszyscy się martwimy.
Trybut patrzył na nią przez dłuższy czas, walczył ze swoimi myślami, chęcią powiedzenia jej prawdy, potrzebą zwierzenia się, próbą wyznania uczuć i desperacką nadzieją na to, że z jego podpowiedziami sama do wszystkiego dojdzie. Jednak sieć kłamstw spowita przez Parker była zbyt  niewidoczna dla dziewczyny, zbyt skomplikowana by mogła odróżnić jedno od drugiego. Jedyne co mu zostało to czekać, ale ile tak naprawdę zostało mu na to czasu?
-Nie o mnie powinnaś się martwić- szepnął cicho po czym odezwał się głośniej- Wracajmy na tę salę, może zrobisz coś z tymi śmieciami- uśmiechnął się i wziął ją radośnie za rękę nieświadomie wprowadzając Liv w kolejny stan deja vu.

- - -

-Więc co chcesz dokładnie zrobić?- Pharadai spojrzał pytająco na Liv. Znajdowali się w jednym z Pokoi Przygotowawczych stylistów, gdzie mieli przerobić ich kostiumy na paradę. Było to małe, ciasne pomieszczenie, z dwoma stojakami, stolikiem i maszyną do szycia. Najgorszym mógł być brak okien, przez co traciło się poczucie czasu.
-Cóż, chciałam skrócić tą stronę i zafarbować tył...- pokazała mężczyźnie plany na manekinie- Phar, ufasz mi?- rzuciła nagle.
-Zawsze, mała- zdziwił ją odpowiedzią i spokojnym tonem.
-Zacznijmy od nowa- zaproponowała- Kostiumy- dodała zarumieniona.
-Zdążymy?- podszedł do niej- Masz w ogóle jakiś projekt?
-Oczywiście, za kogo mnie masz- zaśmiała się dziewczyna.
Granatowłosy uśmiechnął się.

-Dawno cię takiej nie widzałem- Liv słyszy znajome słowa.
-J-jakiej?- spytała niepewnie.
-Szczęśliwej- odparł spokojnie stylista- Nawet nie wiesz jaka jest...- zaczął lecz nie dokończył gdyż brunetka mimowolnie pocałowała go. Była zamroczona, przez chwilę znów miała wrażenie bycia na Igrzyskach. Wspomnienia na nowo odżyły, wypełniły całe jej ciało i umysł, oderwały od rzeczywistości. Może dlatego nie zauważyła jak mężczyzna objął ją, przysunął do swojego ciała i wciąż wymieniał z nią pocałunki. Dopiero po chwili puścił ją i spojrzał na nią zawstydzony:
-Wybacz, Liv. Nie mogłem się powstrzymać zwłaszcza kiedy ty...- tłumaczył lecz ta się tylko roześmiała. Pharadai patrzył na nią zdziwiony.
-Zacznijmy te kostiumy, przecież jutro jest parada- powiedziała Liv- A potem możemy do tego wrócić. Do rozmowy- dodała ostatnie zdanie zmieszana- Do czegotam będziesz chciał- zaśmiała się pod nosem.

Ciemnowłosy przystanął na to i rozpoczęli wszystko od początku. Jasna, biała bawełna zastąpiła dawne stroje a nowe dodatki i sygnaturki, znaki rozpoznawcze dystryktu, uzupełniły nowe zmiany. Po pewnym czasie przyszła Phoebe, która zajęła się ostatnimi poprawkami. Wieczorem stroje były gotowe.

- - -

-Tadaam!- Liv pokazała Parker, Anicie i Learowi nowe kostiumy w apartamencie 17.- Co wy na to?
-Och, siostrzyczko!- Anita była zachwycona- Wygląda jak mój roboczy uniform...- wzruszyła się na widok sukienki, imitującej jej mundurek ze szpitala.
-Nie zapominajmy o stosownym nakryciu głowy- Pharadai ceremonialnie nałożył jej kapelusz z czerwonym plusem na środku. Z jego obrzeży wystawały zakrwawione skrawki bandaży. Liv przyznaław duchu, że ten strój pasował do nowego image jej siostry.
-Jest idealny- najstarsza Sotoke podeszła do lustra- Już nie mogę doczekać się parady!- mówiła z zachwytem.
Liv spuściła wzrok jednak po kilku sekundach rozpogodziła się. Jej siostra naprawdę była pewna siebie i czekała z niecierpliwością na otwarcie Igrzysk. Jej nastawienie mogło przysporzyć jej wielu sponsorów, jednak również wielu wrogów. Dlatego po chwili Liv znów spochmurniała.

Parker stała zamyślona obok okna, przeżucając co chwila wzrok to na zebranych to na panoramę miasta.
-Kostiumy czy nie to nie one pomogą wam wygrać- przeczytała myśli mentorki.
-Ale przecież pomogą zdobyć nam przychylność- zaczął siedzący na kanapie Lear.
-Tak ale nie będziesz ze sponsorami na arenie. I o ile mi wiadomo na Ćwierćwiecze ograniczają ilość tegorocznych sponsorów.
-Dlaczego?- zdziwiła się mentorka.
-Bo to są niemal zwycięzcy, Liv- odparła spokojnie Parker- Oni nie potrzebują pomocy...

-A właśnie- Anita wyszła do kuchni po czym wróciła zagryzając kabanosa- Bo ja już jakby jestem w "sojuszu"- zrobiła cudzysłów manualny.
-Doprawdy- rektorka skrzyżowała ręce na piersi- Tylko mi nie mów, że z tą z 8. ...
-No dokładnie, Ethiel- żuła mięso w budzi. W tym momencie Liv nie widziała, czy była dumna z samodzielności siostry czy jeszcze bardziej się o nią bała. Anita była radosna i pewna siebie. Aspirowała do pretendentów- Razem z jej współtrybutem Sepharem. I ci z 10. są z nami...
-Chwileczkę, co?- Parker podeszła do nas zdenerwowana- Anita, ja żartowałam! Ty chyba nie wiesz z kim przystałaś!

-No ale czemu?- siostra Liv przysiadła między Learem a Phoebe na kanapie- Przecież sama mówiłaś, że to uzdolnieni trybuci...
-Tak, ale dodałam również, że nie wolno im ufać! Wiesz jak Villent wygrała? Albo Beath Fori z 10.? Nie wspomnę o jej koledze Rivailu... To były straszne Igrzyska....
-Dlaczego?- zdziwił się Lear i spojrzał zaciekawiony na Parker a w jego ślady poszła Anita.
-Liv, jeśli ty też nie wiesz, to chyba mnie szlag trafi- spojrzała na brunetkę błagalnym wzrokiem.

-Odcinał kończyny ofiarom- mentorka spuściła wzrok- Przecież widziałam te Igrzyska. To były moje pierwsze odkąd miałam być w puli na dożynkach- zacisnęła pięście na łokciach. Naprawdę się wtedy bała.
Parker obdarzyła ją wzrokiem pełnym dumy i podziwu, jakby Liv ją pozytywnie zaskoczyła. Brunetka uśmiechnęła się pod nosem. W końcu wszystko powoli wracało do normy.

1 komentarz:

  1. Cudnie opisałaś ten pocałunek, cudnie, cudnie, cudnie! <3 Liv i Pharadai <3 Zacnie ;)
    Ale ogólnie ładnie robisz dialogi, tak, że nie wyglądają sztucznie i jakby były wymuszone :) Ja sama będę musiała nad moimi popracować :/
    Jestem ciekawa, czy Liv i Pharadai się potem spotkają żeby "porozmawiać" :) Niedługo się dowiem ;)
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Cleo

    OdpowiedzUsuń