For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział XIV ~
"Nawet nie wiesz
kim dla Ciebie jestem"


" Donośne szczekanie Vertona słychać na całej polanie. Razem z nim jest jego pan, również szczęśliwy z możliwości wyjścia bez czyjejkolwiek zgody. Poczucie wolności warte jest złamania zasad. Jednak zawsze znajdzie się ktoś odmienny, z własną moralnością i wartościami. Nie mogący dostosować się do sytuacji a jednocześnie nie umiejący niezgodzić na taki wypad. W tym przypadku tylko jedna osoba nadawała się do takiej roli.


ścieżka (♪jak szaleć to na całego♪)

-Zgubiliśmy się, prawda?- Liv niepewnie ponownie rozgląda się dookoła- To drzewo mijamy już dziesiąty raz- macha bezradnie ręką jednak Paul nadal idzie pewnym krokiem przed siebie.
-Nie przesadzaj, zaraz będziemy- Sam odwraca się do niej- Wiesz jak mi zależy- urywa na chwilę- No zaufaj mi- po czym wznawia chód. Liv wzdycha lekko i przeczesuje kolejne pole, podążając za śladami chłopaka. 
-Nie powinniśmy tak sobie opuszczać zajęć- odzywa się po chwili- Wiesz, że ja nie lubię chodzić na wagary...
-Daj spokój, Liv- śmieje się chłopak- Nie możesz choć na chwilę się odprężyć? I tak już będzie ostatnia lekcja- zamyśla się- Zobacz jaka ładna pogoda. Nawet Vertonowi to nie przeszkadza- wskazuje na biegający kształ dookoła nich- Kto by pomyślał, że niedługo dożynki.
Brunetka zamyśla się. To już będą ich czwarte, jednak co roku wydaje się wcale nimi nie przejmować. Wynikało to z przedwczesnego powiadamiania trybutów, choć w głębi serca dziewczyna jest całkowicie przekonana, że nigdy by nie trafiła na arenę. Nie umiała tego wyjaśnić, lecz to była jedna z tych rzeczy, których była całkowicie pewna.


-Jeśli nie pamiętasz drogi, to w porządku- odzywa się gdy wychodzą z polany. Przed nimi rozpoczyna się kolejny lasek - Verton i tak kuleje- wskazuje na kundla, który podbiega chłopaka- Nie powinien być tak długo na słońcu- mówi niepewnie a chłopak patrzy na nią krzywym wzrokiem- Sam, jeszcze się zgubimy- mówi, gdy szatyn kieruje się do lasu.

-Przecież już się zgubiliśmy- uśmiecha się Paul- Liv, nie mogę się zgubić skoro mam mapę- pokazuje jej papier w ręce.

Dziewczyna patrzy na niego z wyrzutem.
-To twój wczorajszy test z matmy.
-Wcale nie- wzdryga się chłopak.
-Widzę uśmiech narysowany przez panią Setho. Znowu oblałeś, co? Ona tylko najgorszym rysuje te buźki, chyba za mało się starasz- śmieje się jednak po chwili urywa speszona- Wybacz, nie chciałam...- patrzy na niego współczującym i wstydliwym wzrokiem. Sam jednak nie obraża się, na sekundę marszczy brwi jednak po chwili znów jest rozpromieniony jakby uwaga koleżanki z klasy w ogóle go nie dotknęła. A dotknęła.
-Odezwała się ta, co nie zna własnej historii- rzuca i oboje wybuchają śmiechem, wspominając niewiedzę dziewczyny na pytanie, kto jest aktualnym prezydentem Panem.
Po chwili Paul znów rusza w las.
-Sam poczekaj...- dziewczyna wyciąga ku niemu rękę.

-Wiesz, że Sam to nie moje imię?- odzywa się nagle.
-Jak to?
-No, to nazwisko. Myślałem, że po prostu się nabijasz...- spuszcza zmieszany wzrok, gdy nagle wypatruje znajome okolice- Jednak miałaś rację, zgubiliśmy się- śmieje się i znów wchodzi w zboże- Tam jest ta droga, o której ci mówiłem- podnosi z ziemi małą gałąź po czym rzuca ją Vertonowi. Pies rzuca się w pole do przodu a chłopak podąża za nim.


Liv uśmiecha się, ruszając za osobą, która ani nie była jej przyjacielem ani kolegą. Minęły cztery lata odkąd zabiła jego rodziców i zarówno ona jak i Paul nie potrafiliby określić jakie łączą ich relacje. Po prostu byli. Dla siebie. Na zawsze.

Mimo to, brunetka zawsze czuje sie przy nim niezręcznie, nigdy do końca nie wiedząc, czy chłopak jej wybaczył czy może znienawidził. Nigdy nie spytał jej dlaczego to zrobiła i to najbardziej ją niepokoiło. Dziewczyna sama z chęcią by mu wyjaśniła, choć w głębi serca miała nadzieję, że Paul sam do tego dojdzie, jednak Anita stwierdziła, iż najlepiej dać mu trochę czasu. Najlepiej wieczność.

-To jakie ono jest?-  podbiega do chłopaka i zaczyna iść razem z nim.
-Drzewo? No normalne...
-Twoje imię, Sam. Ojej!- wyrywa jej się-  Widzisz, czemu mnie nie poprawiałeś nigdy?
-Chyba mi się to podobało. Ty pierwsza mnie tak nazwałaś- ruszył do przodu zostawiając zdziwioną dziewczynę z tyłu- A przy okazji, jestem Paul, miło mi- macha do niej przyjaźnie- Verton, nie ociągaj się!- odzywa się po chwili.
Liv stoi zmieszana w miejscu. Zawstydzona z własnego nietaktu a także z faktu, iż myliła się. Sam wcale nie jest dla niej zły. Przeciwnie- cały czas jest uprzejmy, zachowuje się niemal jak... przyjaciel. Dopiero po tej myśli wzdryga się i dociera do niej co chłopak jej przekazał.

-Paul?- powtarza dziewczyna, zamyślając się. Rzeczywiście, nauczyciele wołali tak na niego, dlaczego nigdy nie wpadła na to, że to właśnie jego imię?- Paul Sam...- zamyśla się-I ja tego wcześniej nie wiedziałam?
-Widocznie za mało się starasz- szatyn uśmiechnął się lekko- A co podoba ci się?- dodaje.
Dziewczyna wzdryga ramionami. 
-Takie krótkie, jakoś- dziewczynie plącze się język w buzi- Jestem Liv- Livender. Myślałam, że Sam to skrót od Samuel...
-Co?- dziwi się chłopak- Samuel? Nie byłaś nawet pewna! Nie wierzę, że nigdy się o to nie spytałaś! Ani nawet nie zwracałaś na to uwagi w szkole czy w mieście...
Liv zabolała ta uwaga. Przecież nie spotykali się po szkole, nawet nie wie gdzie chłopak mieszka.
-Ale masz rację. To Paulienne.
-Paulienne? To nie jest dziewczyńskie imię? Paulienne Sam? Twoi rodzice pewnie cię nie koch...- urywa zmieszana.

Sam widzi ponowne zażenowanie dziewczyny, jednak wymazał to wspomnienie z pamięci, wyparł się rodziców tak jak przeszłości, więc po raz kolejny ignoruje ten temat.
-Miałem być córką- mówi obojętnie.
-W sensie dziew... dziewczyną?- brunetka zaczyna się śmiać.
-W sensie tak- powtarza, lekko uśmiechając się.

Ruszają do przodu w ciszy. Jedynie Liv od czasu do czasu szepcze coś w stylu 'durne zarośla', albo 'jak ja nie lubię natury' a Paul-Sam chichocze pod nosem.
Nagle dziewczyna przystaje.
-Sam, przecież jest za cicho- oznajmia- Oj, wybacz Paul...
-Nie, nie, nazywaj mnie jak chcesz- chłopak podchodzi do niej, rozglądając się dookoła- Gdzie jest Verton? "


~ ~ ~

-Liv?- średnia Sotoke otwiera oczy- No wstawaj, masz zaraz śniadanie z Cyceel na mieście- słyszy dziwny głos Sama.
Dziewczyna przeciera oczy po czym wstaje. Jej pokój w Kapitolu z dnia na dzień zdaje się być coraz mniejszy. Zamyka oczy by ponownie wspominać swój sen. O ile dobrze pamięta, tamta wędrówka nie skończyła się za dobrze. Ale czy powinna tym się przejmować? Przecież to przeszłość. Gdy brunetka rozbudziła się na tyle by przebrać się i wyjść do salonu biomasy już dawno nie ma w apartamencie. Jedynie Parker stoi zamyślona przy oknie a w tle lecą poranne wiadomości, kończące właśnie reportaż o Igrzyskach i rozpoczynające swoje spekulacje na temat teorii spiskowych Ostatnich Igrzysk.
-Gdzie wszyscy?- odzywa się Liv, rozglądając dookoła. Śnieżnowłosa wzdycha, lecz nie odwraca się- Parker co ty, depresję masz?- uśmiecha się lekko.

Była komendant odwraca się do niej powoli:
-Twój ojciec chce mnie z powrotem zatrudnić.

* * *

-Siadaj- Parker posadziła Liv na krześle obok swojego biurka. Mentorka po raz pierwszy była w pokoju śnieżnowłosej, więc mimo powagi sytuacji rozglądała się dookoła z zaciekawieniem. Rektorka z kolei upewniła się, że wszyscy z salonu wyszli dobierać stroje wieczorowe dla Leara, po czym wygoniła ostatnią awoksę do salonu. W miarę spokojnie zamknęła drzwi od pokoju. Odwróciła się w stronę dziewczyny i obserwowała ją. Brunetka z kolei wpatrywała się to na ruchomą tapetę na ścianie, ozdoby na biurku byłej komendant czy też akwarium na środku sufitu.

Śnieżnowłosa wywróciła oczami po czym oparła się o ścianę przy drzwiach, skrzyżowała ręce i odezwała się:
-Wiesz dlaczego tu jesteś?
Liv spojrzała na nią zdziwionym wzrokiem a rektorka zrozumiała, iż powinna lepiej sprecyzować pytanie.
-Dlaczego zabrałam się z salonu?
-Mogę się tylko domyślać- odparła spokojnie mentorka.
-Chcę ci wyjaśnić jaką jesteś ignorantką- spokojny i niski głos Parker rozbrzmiewał w pomieszczeniu.

-Teraz?- zdziwiła się średnia Sotoke- Czy to odpowiednia pora?
-Wiesz mi, że lepsza nie mogła nadejść- śnieżnowłosa podeszła do niej po czym usiadła po drugiej stronie biurka- Chcę żebyś to usłyszała- urwała na chwilę czekając na reakcję dziewczyny. Była trybutka nie od razu się odezwała lecz jedynie wydała z siebie cichy pomruk.
-A co, jeśli ja nie chcę tego wiedzieć?
-Wiesz mi, iż powinnaś- jasnowłosa spojrzała na nią poważnie.
-Ale jeśli nie chcę?- Liv lekko uniosła głos. Rektorka pogratulowała sobie. Wiedziała, że dziewczyna w końcu pęknie.
-Chcę żebyś była świadoma...
-Że to wszystko moja wina?- wtrąciła się brunetka. Parker patrzyła na nią zdezorientowana, niemal tak jak wtedy gdy ujrzała ją znęcającą się nad Learem. Odruchowo sprawdza czy szuflada z bronią jest otwarta- Wiem, kim jestem.

Rektorka cofnęła rękę i zamyśliła się. To stwierdzenie mogło wyrażać więcej niż Liv zdawała sobie sprawę, jednak bez jej potwierdzenia mogło znaczyć cokolwiek. Była komendant postanowiła zastosować najbrutalniejszą metodę.
-Nie jesteś jedynym zwycięzcą zeszłorocznych Igrzysk- rzuciła obojętnie, obserwując uważnie reakcję dziewczyny.

Liv spojrzała na nią przerażona. Jej powieki rozszerzyły się do granic możliwości, ciało odmówiło posłuszeństwa a serce przyspieszyło tak, iż każdy oddech zaczął sprawiać jej ból. Ona musi kłamać. On nie żyje, powtarzała w głowie.

-Wiedzę, że w końcu się uciszyłaś- uśmiechnęła się rektorka- Chciałabym aby moje poprzednie słowa były kłamstwem, Liv. Jednakże nie chcę cię straszyć, że zaraz w drzwiach pojawi się Sam i pozabijacie się jak wtedy na arenie.

Liv chłonęła każde słowo Parker niczym truciznę, która z każdą dawką uzależniała ją od siebie, lecz także powoli zabijała.
-Zresztą myślałam, że sama zauważysz- kontynuowała śnieżnowłosa- To był twój pierwszy błąd.
-Jaki?- spytała brunetka łamliwym głosem.
-Gdy poszłaś przejść się po Kapitolu, wiedziałam, że skierujesz się na cmentarz. Na Alei Trybutów miałaś zauważyć brak nagrobka Sama. A nie, że to był brat Leara! Jak ty w ogóle do tego doszłaś? Od dożynek to było wiadomo, a ty niemal w tydzień po mi to oznajmiasz! Nie byłaś aż tak otumaniona, by tego nie zauważyć!- uniosła głos. Widząc jednak, że dziewczyna jest na skraju załamania uspokoiła się- Wybacz, przesadziłam- podchodzi do komody po czym nalewa dziewczynie wody- Proszę- podała jej szklankę- Nie chcę ci mówić gdzie jest Sam, co się z nim działo przez ten czas tylko pragnę cię poinformować w jaki sposób wygraliście.

-Słucham?- zdziwiła się brunetka patrząc na wodę w naczyniu. Serce waliło w niej jak oszalałe. Cały świat okazał się kłamstwem, wszystko w co wierzyła okazało się być farsą a najbliższa jej osoba przez cały czas ją oszukiwała. Dlaczego nic nie zauważyła?
-Domyślasz się dlaczego oboje wygraliście?- głos Parker wyrwał ją z zamyślenia.
-Nie...- Liv spuszcza wzrok a po chwili marszczy brwi- Więc Paul... zabił te dziesięć osób?- jęknęła przerażona.

Parker zmarszczyła brwi. Dlaczego przy te młodej była miękka? Powinna być bardziej stanowcza, brutalna. Przestać grać gierki i stawiać sprawy jasno. Lecz nie potrafiła. Gdy tylko zobaczyła średnią Sotokę na egzaminach wstępnych do jednostki Strażników Pokoju wiedziała, że skądś kojarzy tę twarz, ten charakter. Niemal od razu rozpoznała jej matkę i zrozumiała z kim ma do czynienia. I mimo swojego podobieństwa do rodzicielki, Liv w równym stopniu różniła się od niej i tylko sentyment i nieodparta chęć konwersacji rektorki, pozwalały jej na coroczne szkolenia w czasie wakacji u boku samej wtedy jeszcze Komendant Głównej.
-Paul...- zaczęła spokojnie śnieżnowłosa, po czym zabrała szklankę z trzęsących się rąk dziewczyny- Sam- poprawiła się. Nie chciała przywoływać żadnych wspomień. Nie były jej już potrzebne- On zabił dwie osoby. Chyba faktycznie tylko w gębie był mocny...- zaśmiała się cicho po czym wzięła głęboki wdech- Ty zabiłaś resztę, Liv. A nawet więcej niż wam było potrzebne. I to chciałam ci powiedzieć. Twój drugi błąd polegał a tym, iż nie wiedziałaś o tym.

Liv patrzyła nieobecna na akwarium na suficie. Oddychała niespokojnie, czując silne kołatanie w klatce piersiowej. Czy to dlatego tak łatwo i często dostaje ataków paniki od jesieni? Czy cały czas narkotyzowano ją? Czy przed podawane leki nie zapamiętała nic z Tournee Zwyciezców?

Tylko jak? Jak ich zabiła? Czyżby była większą psychopatką niż sugerowała jej to Anita?
-Pewnie chcesz wiedzieć, jak to osiągnęłaś- Parker odgadła jej myśli. Liv gwałtownie przerzuciła na nią wzrok- To nie jest aż tak zaskakujące jak ci się wydaje. Po twojej rozmowie z Moslie i tym chłopakiem organizatorzy przyznali ci rację. Chyba wiesz, o czym mówię?

Lim zmarszczyła brwi. Wiele pamiętała z Igrzysk, lecz większość wspomnień wiązała się ze strachem i niepewnością czy Sam ją odnajdzie i zabije a część, malutka i skromna, była skrycie przechowywana i pielęgnowana w sercu dziewczyny, lecz nie dotyczyła ona ani Lety ani Leslie, ani nawet Tamary. Liv śniła o Evanie.

Na słowa rektorki próbowała sobie przypomnieć spotkanie z tą dwójką. W powtórkach dużą część z ich rozmowy wycięli, zresztą mentorka nie miała do nich większego dostępu.
-Chodzi o wodospad?- rzuciła , choć wiedziała, że nie o to mogło chodzić byłej komendant.
-Chodzi mi o sam początek- odparła Parker po czym wstała i zaczęła chodzić po pomieszczeniu- Kiedy ich spotkałaś... Wiesz mi, że wolałabym ci to pokazać...
-Wycięli to?
-Skąd-  zaprzeczyła śnieżnowłosa- Nie chcę żebyś się znowu załamywała. Chodzi o ten fragment gdy ten chłopak...
-Seven- poprawiła ją Liv.
-Gdy ten chłopak mówi, że gdyby nie ty nie poznałby tej kwiaciarki...
-Leslie- ponownie wtrąciła się mentorka.

-Liv, ja bez powodu nie unikam tych szczegółów- odparła lodowatym tonem głosu rektorka- To jest twój trzeci błąd. Uciekasz w przeszłość.
-Och...- brunetka spuściła wzrok. Jej serce powoli uspokoiło się, fala gorąca wycofała a mięśnie powoli rozluźniały się.
-Chodzi mi o to- zaczęła po raz kolejny była komendant- O twoje słowa- że zaprzestanie walki w tym przypadku wiąże się ze śmiercią- czy coś takiego- dodała po chwili- Że przyczyniłaś się do ich śmierci a wręcz- to twoje słowa- zabiłaś ich.

Liv musiała przyznać, że mimo wszystko poczuła ulgę. Przez chwilę naprawdę bała się, że zmieniła się na arenie w psychopatkę tak jak Kevin Toylan szalejący na arenie czy jej była przyjaciółka, która w jednej chwili zmieniła się niedopoznania i rzuciła się na nią. Brunetka poczuła jak ogarnia ją wewnętrzny spokój. W końcu ogromna część obaw i niepewności została wyjaśniona. Dopiero po chwili ogarnia ją lęk większy niż kiedykolwiek. Zatem nie tylko ona jest tegorocznym mentorem.

~ ~ ~



-Liv, nie odwracaj się, ale za nami stoją jacyś ludzie z kamerą.
-Daj spokój Sam, znowu coś wymyślasz.
-Ale naprawdę, sama zobacz!
-Przecież mi zabroniłeś.

1 komentarz:

  1. Gratulacje nominowałam cię do LA.
    Szczegóły na:
    http://igrzyska-25.blogspot.com/p/liebster-award.html
    pod trzecią nominacją...

    P.S Spodziewaj się komentarza! ;*

    OdpowiedzUsuń