For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



niedziela, 13 marca 2016

Rozdział XIX ~
"Zdumiewa mnie strach przed śmiercią"

Aurriel Thompson z dystryktu 7. przerzuca nerwowo wzrok po pomieszczeniu. Od ponad 20 minut czeka na drugiego trybuta by móc wystąpić w porannym programie Remuo Amor'a, spikera Igrzysk a także lokalnego gwiazdora telewizyjnego. Jeszcze kilka godzin temu była tam. Była na arenie razem ze swoją nową rodziną. A teraz wróciła, po raz kolejny. Ponowna zwyciężczyni, myśli. Wygrała, ale za jaką cenę?



W głowie wciąż ma przed oczami dramatyczną scenę rozdzielenia jej z sojusznikami, trybutami dystryktu 12. Kurczowo trzymali ją ze ręce gdy Strażnicy Pokoju wyszli z poduszkowca chcąc ją zabrać. Kobieta prycha. Tylko z nią było takie zamieszanie, młodszy zwycięzca wygrał samodzielnie. Nie potrzebował niczyjej pomocy by pokazać jaki jest wyjątkowy. Nadzwyczajnie wyjątkowy. Turkusowłosa przerwaca oczami marszcząc w rękach materiał sukienki na którą jeszcze pół godziny temu głośno narzekała. Zbyt duży dekolt, wyeksponowane ramiona a do tego jej kolor- czerwony, tak bardzo ją irytował, że gotowa była rozedrzeć każdego Kapitolczyka na strzępy. Uspokoiła się dopiero gdy usłyszała, że nie będzie dziś jedynym gościem Remuo.

Po kilku minutach zjawia się Bernard Parch z dystryktu 11. i wraz z ekipą przygotowawczą czekają na rozpoczęcie programu. Drugiego dnia Igrzysk doczekano się pierwszych zwycięzców. Aurriel może być z siebie dumna jako pierwsza przedstawicielka swojej płci a także ponowny zwycięzca. Może być.
-Wchodzimy na żywo, za 3 minuty ogłosi was- dochodzi do nich głos a po chwili Kapitol wita ich po raz ostatni.

- - -

-A pamiętasz jak zabiłam ci psa?- Liv wybucha śmiechem- Matko, przecież to było straszne- chcichocze- Wybacz, ale nie wiem czemu się śmieję- patrzy błagalnym wzrokiem na siedzącego obok Sama. Kilka kwadransów temu ujrzała w telewizji martwych choć żywych trybutów i czym prędzej udała się do apartamentu 11. naiwnie myśląc, że Alex jeszcze nie wie, iż jego brat żyje i powrócił z areny. Latynos jednak zamknął się w pomieszczeniu chcąc mieć święty spokój i poukładać powoli myśli. Brunetka nie wie nawet, iż w środku nie ma także drugiego mentora ani rektora ich dystryktu, jednak wkrótce się o tym przekona.

-Nie szkodzi, Liv. Zresztą, to nawet nie była twoja wina. Ani pomysł z tym wyjściem...
-Raczej ubaw po pachy to to nie był- rzuca ironicznie- Rany, ale jestem dziś okropna...- zamyśla się nad wagą własnych słów.

-Liv? Sam?- z windy wychodzi do nich Pharadai- Co wy tu robicie? Szukaliśmy was- patrzy na dwóję mentorów siedzących pod drzwiami 11.
-A co, tak bardzo mnie kochasz, że nie możesz poczekać paru minut?- brunetka wybucha śmiechem- Ojej, ale to dziwne uczucie- zagryza wargę, po czym wstaje wraz z Samem- Przyszłam porozmawiać z Alexem. Nie wiedziałam co robić jak tylko zobaczyłam jego brata w telewizji.
-A ja przechodziłem obok- dodaje Paul.

-Czekacie na niego? To wy jeszcze nie wiecie?- stylista był nie tylko zdziwiony ale i przerażony. Nie spodobało się to Liv, nie po tym jak wszystko zaczęła sobie układać.
-Mów szybko- rzuca cicho nie patrząc mu w oczy. Być może w głębi serca nie chce tego usłyszeć. A może już się domyśliła?

-Alex nie żyje. Powiesił się godzinę temu.

* * *

Do cukierni Vislarów zawsze prowadziła duża kolejka wiernych klinetów. W szczególne dni, okresy przedświąteczne, ciągnęła się ona wzdłuż całej ulicy Pacciniego, osoby całkowicie nie znanej Liv i zapomnianej przez większość młodych mieszkańców stolicy. Gdy Liv udała się tam z Pharadai'em już od zewnątrz czuła wspaniałą zapachową kompozycję prowadzącą do drzwi cukierni. Ku zdziwieniu mentorki, stylista ominął kolejkę, podszedł do kasy i poprosił "To co zwykle", po czym dostał spakowane wcześniej wypieki i wyszedł, robiąc w niecałą minutę zakupy. Brunetka była pod niemałym wrażeniem, zwłaszcza, że tego dnia było dość ciepło lecz mimo to poziom irytacji wśród ludzi nie przekroczył nawet minimum. O ile w ogóle przekroczył, zachichotała w myślach. Nie wierzyła, iż jedzenie było w stanie łączyć ludzi. Łączyć pokolenia.

-Nie widzisz tego, prawda?- rzekł Pharadai gdy oddalili się.
-Co masz na myśli?
-Ciągle się tam obracasz. Oczywiście, nie próbowałaś ich wypieków, szczerze mówiąc nie są dla mnie nie wiadomo jak wyjątkowe. Rzekłbym nawet, że są przeciętne.
Brunetka zrobiłą zdziwioną minę:
-Więc dlaczego...
-Do tego powinnaś sama dojść. Przecież tam byłaś- poprawił mankiety koszuli- Szybko zeszło- uśmiechnął się widząc przed nimi szpital.

- - -

Baduin nie wyglądał na chorego, co tylko powiększyło irytację Sotoke, zastanawiając w jakim celu został przyjęty na oddziale. Mimo to siedziała cicho, obserwując jak jej mentor wcina kolejne przysmaki cukierni Vislarów co niefortunnie przypomniało jej o fortelu spokojniej i cichej kolejki do sklepu.

Starszy mężczyzna celowo ignorował wzrok dziewczyny, czekając aż sama się odezwie. Specjalnie mlaskał coraz głośniej a czasem i mruczał jak wyjątkowo pysznie udały się muffinki czy ciasta. Ukradkiem również obserwował Pharadai'a pod oknem który chichotał cicho, widząc całą sytuację.

-Nie jesteś cukrzykiem?- rzuciła nagle Liv- No co?- odezwała się na zdziwiony wzrok mężczyzn- Tak pisze w karcie.
-Czy ty w ogóle znasz się na tym?- Pharadai spojrzał na nią współczującym wzrokiem. Brunetka zarumieniła się widząc jego hipnotyzujące oczy. A może to tylko wina soczewek. - pomyślała- Świetnie, więc zakochałam się w sztucznych zwierciadłach.
-On nie żyje- warknęła gdy syty zwycięzca rozłożył się na łóżku eksponując pełny brzuch- No błagam, co on robi!- złapała się za twarz.

-Od kiedy nie żyję?- zmartwił się Millo- Przecież...- złapał się za przedramiona- Przecież istnieję!- udawał wystraszonego. W tym momencie niebieskowłosy  stylista nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
Liv skrzyżowała ręce na piersi, zastanawiając się co tutaj robiła. Dopiero wtedy przypomniało jej się, że to Parker zaprosiła ją tutaj.
-Baduin, co mają otworzyć po tych igrzyskach?- spytała bez ogródek. Były mentor wyraźnie spoważniał a Kapitolczyk przy oknie podszedł do drzwi od sali i zamknął je, po czym przystanął bliżej łóżka Millo, czekając co mężczyzna powie dziewczynie. Czy Parker naprawdę chciała w ten sposób przekazać Liv okrutną prawdę?- No nie ignorujcie mnie- zdenerowała się dziewczyna pod oknem.

-Możliwości, Liv- usłyszała ochrypły głos mentora- Powiększają tylko swoje możliwości. Nic się nie zmieni...
-Baduin...- zaczął Pharadai lecz Millo kontynuował:
-Nigdy nie mieli w planach wyzbycia się igrzysk, to czysty zysk i dochód. Oszukują tylko ludzi, może i twojego ojca- spojrzał na nią- Choć sądzę, że znasz go mniej niż ja sam- Liv spuściła wzrok- Wiem tylko, że dużo się zmieni, bo zresztą i skąd mam wiedzieć...
Brunetka zdenerowała sie.
-Mam was dość. Wszystkich- mówiła spokojnie i obojętnie- Okłamujecie mnie i oszukujecie od początku. I tylko przez Parker. Aż tak się jej boicie? Mówisz, że nic nie wiesz a mi to pierwsza lepsza awoksa zdradziła. Każdy o tym wie!
-Liv, uspokój się- Pharadai podszedł do niej.
-Jestem spokojna- odsunęła się od niego- Parker wam nie groziła, nie boicie się śmierci. A mimo to uparcie robicie to co ona, wierni jej jesteście jak psy. Naprawdę w nią wierzycie?- urwała przerzucając wzrok ze stylisty na mentora.

Millo w ogóle nie ruszyła ta uwaga. Co ta dziewczyna może wiedzieć, oczywiście że boi się ich rektorki. Jak tylko usłyszał, że wraca na stałe do 17. chciał się wynosić co przewidziała była komendant wysyłając mu specjalne zaproszenie na uroczyste przywitanie siebie jako nowego rektora. Baduin był przez ten czas bardzo zły, gdyż wiedział, że nic nigdy nie dzieje się przypadkowo. Jak zwykle, nie mylił się.

Z kolei Pharadai'a poruszyła uwaga Liv. Nie tylko dlatego, że był w niej zakochany i zależało mu na niej, lecz również fakt, że to co powiedziała niewiele odbiegało od prawdy. Nie bał się śmierci a mimo to nie zjawił się osobiście u komisji poborowej, uratowała go siostra tak jak później i Parker. Im obu był dłużny i wciąż miał ten dług spłacać, bez najmniejszych wątpliwości w pobudki rektorki. A miał ich wiele. Mimo to postanowił zignorować zarzuty brunetki, zwracając jej uwagę na coś, co znów przeoczyła, tym razem w ich apartamencie:
-Mówisz, że pierwsza lepsza awoksa ci to powiedziała, a gdzie ona teraz jest? Gdzie są wszystkie awoksy dystryktu 17.?

Liv wzięła głęboki wdech. Rzeczywiście, z rana wydawało jej się, że pomieszczenia są bardziej puste niż zwykle. I ta dziwna wymiana zdań między Pharadai'em a Parker. Więc o to im z rana chodziło. Zabrali je. Zabrali awoksy. Wszystkie.

1 komentarz:

  1. Bardzo się cieszę, że nie zreyzgnowałaś z pisania! :)

    OdpowiedzUsuń