For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



sobota, 5 listopada 2016

Rodział XXI ~
"Z tyłu przepaść, z przodu nicość"

-Faithes otwieraj, do cholery! Wiem, że tam jesteś!- Liv wali pięściami do drzwi 18. od kilkunastu minut. Zarówno dla Sama jak i Pharadai'a było to dużym zaskoczeniem, że po wieści śmierci Alexa dziewczyna postanowiła odwiedzić mentora dystryktu 18. -Nosz, ty zasrany alkoh...- zaczyna wściekać się gdy nagle drzwi ostrożnie otwierają się.
-To ty Sotoke...- mentor 18. ma na sobie luźne odzienie i rozczochrane włosy. -Obudziłaś mnie... A wy po co?- zauważa towarzyszy dziewczyny.- Ech, która godzina?- ziewa.
Śrrednia Sotoke zbiera się kilka chwil by móc powiedzieć bolesne słowa o jednej z niewielu osób którym ufała:
-Faithes, Alex nie żyje- mówi drżącym głosem, prawie już płacząc.



Na dźwięk imienia byłego już przyjaciela mężczyzna prostuje się, nieruchomiejąc na kilka chwil po czym skrzętnie zaprasza wszystkich do środka, ostrożnie sprawdzając czy nikt ich nie widział na korytarzu.

Apartament 18. był podobny do znanemu wszystkim 17. oprócz rozplanowania pomieszczeń a także wąskiego korytarza, dlatego chcąc nie chcąc wszyscy stali nieśmiało w ciasnym przedpokoju nim Archanius nie wprowadził ich krętą drogą do salonu.
-To tak raczej dla zabawy- tłumaczył im po drodze przez długi korytarz- Większość naszych trybutów to dzieci, więc sobie tu biegają.
-Dla zabawy?- powtarza wątpliwie Liv patrząc na ruchomy las na tapecie wokół nich.
Faithes tylko tajemniczo wzdryga ramionami jeszcze bardziej zaciekawiając ją w to miejsce.

Po wyjściu z "lesistej" drogi cała czwórka trafiła do salonu, wokół którego znajdowało się osiem drzwi a także kuchnia, nie wiele mniejsza od ich własnej. Faithes odprawia groteskowym ruchem awoksy co tylko upewnia Liv, że tylko w apartamencie 17. ich brakuje. Wyglądało również na to, że styliści a także rektorka 18. nie byli obecni w pomieszczeniu. Po szybkim rozejrzeniu się Paul z Pharadei'em zajęli miejsca w salonie, czekając na niewiadome, bowiem sami nie wiedzieli co się dzieje i dlaczego śmierć mentora 11. tak bardzo poruszyła dziewczynę. Jednak brunetka postanawia ich ignorować, czyniąc z nich widownię. W jej ślady idzie Faithes, który przechadza się powoli wzdłuż pomieszczenia, obserwując każdego w konsternacji, po czym odzywa się ponuro:

-Dzisiaj?
-Tak.
-Kiedy?
-Z godzinę temu.
-Jak?...
-Podobno powiesił się...- mówi krótko Liv. Faithes patrzy na nią, widząc symbolikę jej słów. Już wcześniej Alex mówił, że ktoś próbował go zabić. On również, nie chce wierzyć w jego samobójstwo.
-A gdzie?
Liv wzdryga ramionami.
-On wie i nie chce powiedzieć.- wskazała nosem stylistę. Latynosa chcąc nie chcą uraziło w jaki sposób nazwała go dziewczyna a także stwierdzenie "nie chcenia". Przecież gdyby mógł, powiedziałby.
-Ach, tak?- były zwycięzca 18. zaciekawia się i podchodzi do dwójki pod oknem w salonie.- Wygląda na to, Sotoke, że wiele osób nie chce ci mówić o wielu sprawach.- patrzy podejrzanym wzrokiem na єςнσ™ -Wiesz, że on żyje, prawda?- stwierdza nagle obojętnym głosem. Pharadai mimowolnie zaczyna wstawać z kanapy z przerażoną miną, jednam Sam powstrzymuje go, czekając na reakcje dziewczyny. Zbyt długo na to czekał na tę chwilę, już dość czekania. Poza tym, rozmawiał z nią już o tym.

-No wiem.- odpowiada równie obojętnie Liv.- Domyśliłam się, choć przyznaję, że nie od razu.
-Nie od razu, ach...- powtórzył Archanius siadając na sofie, na przeciw Sama i Pharadai'a. Zaczyna grzebać w komodzie obok a po chwili wyciąga z niej podejrzany trunek.
-Możesz mi podać szklankę?- zwraca się do Liv. Dziewczyna wywraca wzrokiem, przecież mógł nie wywalać awoks. Jednak po zamyśleniu stwierdza, że może to był lepszy pomysł. W końcu oddano im mowę.

Z zamyślenia wyrwał ją głos Pharadai'a:
-Liv, czemu nic nie powiedziałaś?- wtrąca się granatowłosy.
-Och, wybacz, Pharadai, tak jakoś z Samem...- podaje Faithesowi szklankę, po czym patrzy na chłopaka, który wyraźnie ucieszył się, że znów może się uśmiechać ironicznie do wszystkich. Dziewczyna musi przyznać, że brakowało jej tego.- Wydaje mi się, że Parker by mi to powiedziała. -stanęła pomiędzy całą trójką.- Prędzej czy później. Dlatego jeśli to możliwe, chcę to ukrywać. Gdy dowiem się co ona planuje, odkryję jej karty zanim ona sama to zrobi. Pomożecie mi w tym?
-To znaczy, że jej nie ufasz?- upewnia się mentor 18. biorąc łyk swojej ulubionej cherry.
-Nie wiem czy to właściwe określenie, ale odczuwam pewne obawy związane z nią i Ćwierćwieczem... razem.- złożyła symbolicznie dłonie.- A ty nie powinieneś pić od rana.- skarciła Archaniusa.
-Zaczynasz brzmieć jak Parch. Nawet po jego śmierci nie będę mieć spokoju- Faithes wzdycha ironicznie wyraźnie smutniejąc. Trzyma szklankę przed sobą chwiejąc ją w lewo i w prawo a w prześwicie cieczy patrzy na Pharadai'a.- To może teraz, pięknisiu, powiesz nam jak to było z Parchem?- odzywa się do niego ponurym głosem.
Stylista mruży oczy.
-Uwierzcie mi, że naprawdę chciałbym. Ale pewnie się domyślacie dlaczego nie mogę... Dla kogo nie mogę...
-Naprawdę?- prycha oburzony Paul.- Chcesz nam wmówić, że jakiś przypadkowy mentor jest związany z Parker? Że jego samobójcza śmierć ma super znaczenie dla niej? Przecież to tylko rektorka!- rozkręca się.
-Nie, nie, Sam...- poprawia go Liv- Ona już znowu jest Komendantem Głównym.- siada obok Pharadai'a.- Rozumiem, że nie możesz nam powiedzieć, ale obiecaj mi tylko, że nie ze strachu.- mówi poważnie do mężczyzny.

-Brzmisz jakbyś gardziła strachem.- wtrąca się Sam.- To dość ironiczne, nie sądzisz?
-A ty korzystaj z języka póki możesz Paul, jak stąd wyjdziemy znów będziesz martwy.
-Nieumarły- wtrąca się Faithes chichocząc-Kiedyś to my mieliśmy tacy być, Parch...- patrzy w okno pijąc zdrowie zmarłego przyjaciela. Z kolei zwycięzca z 17. wywraca teatralnie oczami, rozglądając się po pomieszczeniu.
-Może to od udawania, ale w sumie dlaczego tu jest aż osiem pokoi? Nawet gdybyście mieli dwóch mentorów, nie powinno być ich wtedy siedem...- pyta gdy nagle najdalsze z nich, wysunięte w stronę korytarza otwierają się a do środka wchodzi Parker celującą do nich z broni.

- - -

Na widok kolejnego żywego trybuta wciąganego w górę do poduszkowa Poppy Linea z dystryktu 3. denerwuje się nie na żarty. Już dzień wcześniej jej współtrybut, Colosai mówił, że widział pulchną dziewczynę z 7., którą widocznie eskortowano żywą do Kapitolu a teraz ona sama widzi to i to drugi raz. Sama wczoraj widziała jakiś niewielki kształt, prawdopodobnie trybuta z 12. lub tą małą z 18. jednak wmawiała sobie, że to niemożliwe. Dziewczyna łapie się za grzywkę.
-A więc to prawda- mówi w pustą przestrzeń, coraz bardziej denerwując się. Nienawidzi niewiedzy, zawsze wszystko planuje. Tak musi być.

-Jakieś pomysły?- Colosai Satree z dystryktu dziewczyny obserwuje oddalający się poduszkowiec. -Niedługo będzie ciemno a my już drugi dzień nie możemy na nikogo trafić.
-To prawda- mruczy ruda nastolatka.- Trzeci raz... zabierają żywego trybuta...- schodzi z drzewa, z którego obserwowała moment eskortowania Annaise Virgwood z dystryktu 4. z areny.
-Żywego?- dziwi się 24-latek robiąc jej miejsce na zeskoczenie z gałęzi.- Słyszałaś wystrzał, ona...
-Ruszała się- przerywa mu podchodząc blisko niego- Nie mogła konać, skoro wystrzał jest po śmierci trybuta. Ona żyła. I nikt nie chce powiedzieć czemu.- jej źrenice maleją, co przeraża mężczyznę, który instynktownie cofa się. Poppy powstrzymuje się od uśmiechu. To była jej wyjątkowa umiejętność, szlifowana przez kilka lat, specjalnie na Igrzyska. I miała rację, Kapitolczycy pokochali szaloną dziewczynę o spojrzeniu wariatki. A do tego jakże uroczą.
W tym czasie przyleciał kolejny poduszkowiec zabierający ciało martwego trybuta. Poppy stwierdza, że albo ma halucynacje, albo Kapitol wyjątkowo postarał się chwalić swoją flotą powietrzną.

-A może chce?- stwierdza tajemniczo Satree.
Dziewczyna patrzy na niego podejrzliwie, próbując domyśleć się o co chodzi współtrybutowi. Jak na uroczą psychopatkę przystało nie powinna dużo mówić, lecz robić. Jednak tym razem nie jest w stanie domyśleć się o co chodzi. Nastolatka wzdycha, bierze lżejszy z każdym dniem plecak i rusza ostrożnie do przodu, wzdłuż drewnianego piętra mola, obserwując drogę niżej, jakby spodziewając się jakiegoś starcia.
-To o co chodzi?- odzywa się chłodno, coraz bardziej zirytowana, że nie jest w stanie rozgryźć Kapitolu.- Czemu najpierw zabierają żywych a potem wracają po martwych? Czemu nic nie mówią?
-Bo to widać.- mówi rozbawionym tonem Satree na co dziewczyna przystaje i odwraca się zdenerwowana do niego.- Dosłownie. Nie da się przeoczyć poduszkowca, nawet w tym lesie. A że wszyscy tu się prawie znamy... Każdy ci spojrzy w górę, a nuż kogoś rozpoznasz...
-I?- denerwuje się 15-latka na pauzy mężczyzny.
-Jesteś strasznie irytująca- zwraca jej uwagę ciemnowłosy.- Więc nie trzeba mieć sokolego wzroku by nie zauważyć, że oni się ruszają.
-Więc... mamy to widzieć?
-Mamy to zauważyć.

Dziewczyna bierze wdech ze zdziwienia. Już rozumie. Zauważyć nowe zasady. A więc to tak! Trybuci mogą wracać żywi z areny! I to niejednokrotnie! A skoro było ich trzech, nie muszą być z tego samego dystryktu. Dziewczyna uśmiecha się. Ten kochaś już wystarczającą ją irytował. Teraz będzie grać na własnych zasadach.


* * *

Wśród wszystkich rzeczy których można się zawsze spodziewać najbardziej niespodziewane jest spodziewane. I choć to najbardziej nieprawdopodobne scenariusze, w przypadku Liv, zawsze się sprawdzały tym razem dziewczyna była pewna, że mogła się tego spodziewać. Jednak tak nie było. 

Tajemniczym właścicielem pokoju okazał się nie kto inny jak Pharadai, który wpuścił ją po kryjomu do środka nakazując ciszę, po czym dokończył wieczorną toaletę, zostawiając brunetkę samą w pokoju. Po niecałym kwadransie wyszedł z łazienki jednak w międzyczasie dziewczyna skorzystała z okazji by bliżej przyjrzeć się sypialni stylisty, która była całkiem skromnie urządzona w porównaniu do jej własnej. Poza niewielkim łóżkiem na środku pokoju w pomieszczeniu znajdywała się jedna szafa i niewielka komoda obok Liv a pod oknem stał częściowo zasłonięty materiałem manekin.  Tapety były szare i nieruchome co zaskoczyła dziewczynę, która przez kilka minut uparcie patrzyła na nie czekając aż coś się stanie. „Jestem idiotką.”  skarciła się w myślach, domyślając się, że nie każdy potrzebuje tylu wygód co ona. A może po prostu takie pokoje mieli wszyscy styliści. Ciemni.

-Przepraszam, że przyszłam tak późno…- zaczęła gdy Pharadai zjawił się w pokoju w ręczniku na biodrach. Widząc goliznę stylisty odwróciła się na co kapitolczyk zachichotał cicho.
-Och, wybacz- rzucił próbując się nie śmiać- Poza tym ja cię widziałem nagą. To dość… ironiczne- zamyślił się na chwilę. - Podasz mi koszulę obok ciebie?
Liv rozejrzała się niepewnie dookoła, po czym zwinnym ruchem rzuca za siebie ubranie, w domyśle w stronę stylisty.
-No więc…- zaczęła dziewczyna- Chciałabym… hm… jestem w sprawie…- wstała zbierając swoje rzeczy, patrząc na drzwi zza których wyszedł wcześniej mężczyzna.
-Liv to ja ci dałem ten liścik- wyznaje jej stylista.
-Co, ja… A więc to ty…- wzdycha- Ja w sumie zapomniałam o nim.
-Naprawdę?- zdziwił się granatowłosy.
-A tak jakoś wypadło mi z głowy… Och, pewnie pomyślałeś, że dlatego tu przyszłam!- zasłaniła usta ręką.- Przepraszam.- wzrusza ramionami- Ale przyszłam żulić wodę.
- Że co?- Pharadai patrzy na nią zdziwionym wzrokiem a brunetka uśmiecha się od ucha do ucha.
-Nie było nie, a więc dzięki!- po czym odpycha go, ruszając ku łazience. Po drodze krzyczy coś w stylu: „Nareszcie! Niech cię szlag, Anita!” a potem ucisza je trzask drzwi. Pharadai-Phoebe westchnął zastanawiając się jak długa ma trwać cała farsa. Powoli miał wszystkiego dosyć a wcale nie wyglądało na to, by los miał wobec niego inne plany.

- - -

Liv z radością weszła pod prysznic, doceniając  ciągu kilku sekund możliwość umycia się bez miski i kranu a nawet bez wody z miejscowej studni, jak to wciąż robią ludzie w części dystryktów. Dziewczyna zmarszczyła brwi i zakręciła kran. Co ona w sumie wyprawia? Już drugi rok żyje jak księżniczka. „To chyba dobre określenie – zamyśla się- Choć nie trzeba mi mówić, że nie zasłużyłam tutaj na nic.- chwyta się za czoło- Nawet ciebie nie potrafię potraktować z szacunkiem.- myśli o Pharadai’u- I ta wiadomość. Naprawdę ty ją napisałeś? Cóż, na pewno nie Paul. Widać na nim jak na dłoni co myśli. W sumie to nawet było naiwne myśleć, że biomasa mogłaby… Pharadai.”- przyznał jej się właśnie, że dał jej sekretną wiadomość, że jest coś o czym muszą porozmawiać, bez wzroku i słuchu innych. Zwłaszcza Parker. A ona poszła sobie pod prysznic! „Naprawdę zrobiła się ze mnie księżniczka.” – karci się w myślach, po czym myje szybko ciało i włosy by jak najszybciej porozmawiać ze stylistą o tajemniczej wiadomości.

-Dobra, więc co się stało? Wybacz, że nie od razu spytałam, pokłóciłam się z Anitą o łazienkę bo mój brodzik w prysznicu zapchał się …- zaczęła Liv wchodząc do sypialni jednak mężczyzny nie było w środku.- Phar? No bez jaj…- postawiła swoje rzeczy na krześle przy ścianie gdy nagle poczuła jak ktoś wącha jej włosy.

-Mogłaś użyć mojego szamponu.
Dziewczyna odwróciła się. To Pharadai trzymał w ręku kosmyk jej włosów.
-Serio? To twój najlepszy tekst?- zaśmiała się mimowolnie.
-Tak, to trochę głupie- przyznaje mężczyzna- Ciekawa piżama.- rzucił nagle.
Zdezorientowana dziewczyna odwróciła się do niego z pytającym wyrazem twarzy.
-Ty się normalnie nabijasz ze mnie- skrzyżowała ręce na piersi. Miała na sobie czarny podkoszulek i satynowe szare spodnie. Nie był to zbyt ciekawy widok.- Więc…- spoważniała- pewnie chcesz wrócić do tamtej rozmowy- spojrzała mu nieśmiale w oczy. Raczej nie sądziła by mógł mieć do niej inną sprawę. Spiskowanie nie leżało w jego naturze. „Ale czy wtedy bawił by się w te liściki?” ~ zamyśliła się.
-Chciałbym, Liv- odparł bez ogródek- Ale życie nie jest takie proste, prawda?- przeczesał swoje włosy i usiadł na skraju łóżka.
-Niby czemu, jestem tutaj i jest okazja. Nie ma problemu żeby do tego wrócić. Jeśli chcesz- dodała końcówkę niepewnie.
-To nie jest kwestia chcenia…- westchnął- Liv, nie będę tego ukrywał, raczej ten podpis był oczywisty prawda?

Liv nie od razu odpowiedziała. W pewnym sensie było jej przykro, że stylista nie chce porozmawiać o ich relacji. Choć czuła również się lżej z tego powodu, wydawało jej się, że była rozczarowana. Do tego wyglądało na to, że to Sam chciał się z nią spotkać.
-Nie mógł tego napisać, jest tylko biomasą. Nie tylko to Baduina wyszukałam dziś w sieci.- wspomniała o wcześniejszej rozmowie przy kolacji.- Może pytać, bo się rozwija, ale nie uwierzę, że na tyle by urządzać takie zamieszanie. I to z tobą-podniosła lekko głos, na co Pharadai pokazał jej by się uspokoiła.
-Przykro mi Liv, ale tak jest. On chce…

-Przecież ty wszystko wiesz.- przerwała mu- A gdybyś chciał to byś powiedział. Nie- spojrzała na niego stanowczo widząc, że mężczyzna chce już jej przerywać- chciał. Nie mógł. To różnica. Phar, ty naprawdę aż tak się jej boisz?- mówiła o Parker- To dziewczyna, nawet jeśli była kiedyś w wojsku… aż taką masz z tym fobię? Nawet twoja siostra więcej się z nią przekomarza niż…- urwała na dłuższą chwilę. To nie mogło być tak proste. Nie ma takich zbiegów okoliczności. A może jednak?- Jesteś jej winny przysługę?- skrzywiła się, podchodząc do niego.
-Jeśli można tak to ująć…- granatowłosy był wyraźnie zawstydzony. Więc dlatego tak łatwo uniknął tamtej łapanki.
-Ona nie miała prawa wymuszać na tobie czegokolwiek. Tu chodziło o twoje życie- powiedziała smutnym tonem, kucając przy nim.

-A ile jest warte życie tchórza?- spytał głaszcząc ją po policzku. Dziewczyna złapała go za dłonie jednak po chwili wstała z oczami pełnymi łez:
-Zwycięstwo.- powiedziała, po czym zakryła twarz w dłoni i rozpłakała się. Ona również była tchórzem. Więc jednak coś ich łączyło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz