Tego dnia Baduin miał wyjątkowo dobry humor. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mógł przejść się na dłuższy spacer bez kuli ze szpitala a w ulubionym barze spotkał wpółtrzeźwego mentora 18. Korzystając bardziej z karty stałego klienta Faithesa, niźli ze spotkania, razem dotrwali w stanie coraz większego upojenia do późnej nocy.
-Może chociaż zadzwonię po Parcha, co?- spytała Bertah Tradforf, córka właściciela lokalu i zarazem ulubiona barmanka Archaniusa, gdy zauważa jak nad rankiem Faithes wczytuje kartę do automatu przy barku płacąc za dotychczasowe zamówienia.
-Tylko ... nie tja... zaraza...- mówi ospale mentor 18.
-No właśni, tak!- dodaje Baduin- Sami sije... odwieziem...y...- kiwa się na prawo i lewo.
Bertah zaśmiała się jednak wie, że Faithes nie będzie na tyle nie rozsądny by włóczyć się we dwójkę pijanych do Centrum Trybutów.
-A ty przypadkiem nie byłeś w szpitalu?- zagaduje, wybierając numer do Tyrady. W tym czasie obydwaj mentorzy mozolnie ubierają się i choć to Faithes dłużej siedzi w barze, to Baduin łapczywie chwyta się zarówno mebli jak i ludzi by złapać równowagę.
-Oj, żeś... zalaszał...- mruczy Archanius zapinając cienki płaszcz. Odwraca się w stronę barmanki, która skończyła właśnie rozmowę.- I co, kiedy przyjdzie...- jednak urywa, widząc podejrzanie smutną twarz kobiety. Bertah z kolei próbuje znaleźć jak najdelikatniejsze słowa by powiadomić go, że już nigdy więcej Alex Parch nie będzie go eskortował z 'Capitol Frest'.
-Może chociaż zadzwonię po Parcha, co?- spytała Bertah Tradforf, córka właściciela lokalu i zarazem ulubiona barmanka Archaniusa, gdy zauważa jak nad rankiem Faithes wczytuje kartę do automatu przy barku płacąc za dotychczasowe zamówienia.
-Tylko ... nie tja... zaraza...- mówi ospale mentor 18.
-No właśni, tak!- dodaje Baduin- Sami sije... odwieziem...y...- kiwa się na prawo i lewo.
Bertah zaśmiała się jednak wie, że Faithes nie będzie na tyle nie rozsądny by włóczyć się we dwójkę pijanych do Centrum Trybutów.
-A ty przypadkiem nie byłeś w szpitalu?- zagaduje, wybierając numer do Tyrady. W tym czasie obydwaj mentorzy mozolnie ubierają się i choć to Faithes dłużej siedzi w barze, to Baduin łapczywie chwyta się zarówno mebli jak i ludzi by złapać równowagę.
-Oj, żeś... zalaszał...- mruczy Archanius zapinając cienki płaszcz. Odwraca się w stronę barmanki, która skończyła właśnie rozmowę.- I co, kiedy przyjdzie...- jednak urywa, widząc podejrzanie smutną twarz kobiety. Bertah z kolei próbuje znaleźć jak najdelikatniejsze słowa by powiadomić go, że już nigdy więcej Alex Parch nie będzie go eskortował z 'Capitol Frest'.
~ ~ ~
-Ej, ej, ej, spokojnie… No po co ci ta broń?!
Liv żachnęła. Odniosi wrażenie, że jednak Parker nie lubi rozmawiać o sobie. Z kolei była komendant naładowała broń wycelowaną w otoczenie, przeskakując celownikiem z Liv na Pharadaia, Baduina, Sama i Faithesa.
Baduin pojawia się w apartamencie 18. dopiero po kilku minutach, spał sobie w pokoju Edana a obudziło go dopiero wtargnięcie Parker. Chcąc nie chcąc wyszedł do salonu a wtedy zauważył rektorkę celującą do wszystkich. Parker dość opryskliwie zaprosiła go do pozostałych i tak właśnie tam stał, wpół trzeźwy i przytomny, z roztrzepanymi, tłustymi włosami i zaspanymi oczami.
Baduin pojawia się w apartamencie 18. dopiero po kilku minutach, spał sobie w pokoju Edana a obudziło go dopiero wtargnięcie Parker. Chcąc nie chcąc wyszedł do salonu a wtedy zauważył rektorkę celującą do wszystkich. Parker dość opryskliwie zaprosiła go do pozostałych i tak właśnie tam stał, wpół trzeźwy i przytomny, z roztrzepanymi, tłustymi włosami i zaspanymi oczami.
-No do cholery, Parker!- denerwuje się średnia Sotoke.
Nie rozumie działań nie tylko rektorki ale także pozostałych. Naprawdę
wystraszył ich widok broni? Aż tak bali się Parker? Dziewczyna spogląda po
kolei na wszystkich. Jeśli miałaby zgadywać Baduin z pewnością był przerażony. Stoi spokojnie, jednak jego nogi trzęsą się a na czole widać przepocone końcówki włosów. Nie zdaje sobie sprawy, że mentor jest po prostu skacowany po nocy spędzonej w barze. Pharadai także wygląda jakby się bał. Jednak nie Parker. Wyciągnął on rękę w geście
obronnym w kierunku dziewczyny, jakby bał się, że rektorka zamierzała jej coś zrobić. Lub komukolwiek. Z kolei Faithes, który już prawie wytrzeźwiał, jak również i Sam wyraźnie mają wszystko jedno, jakby śmierć i życie była im obojętna. A może po prostu
wiedzieli, że są bezpieczni?
-Kto ci powiedział?- odezywa się głośno Parker. Jej głos jest stanowczy lecz jednocześnie całkiem obojętny. Mimo to wyciągnęła broń,
dając wszystkim do zrozumienia jak poważny była to sytuacja. Przynajmniej z
punktu widzenia rektorki.
-A co to za różnica! Jak śmiesz nam grozić… No ty chyba jaja
sobie robisz!- oburza się Liv, widząc jak Parker sięga po drugą broń zza
pasa odblokowując ją jedną ręką i celując w nią.
-Mam to gdzieś, jak mi nie powiesz….- zaczyna rektorka
jednak nie kończy, gdyż Liv podchodzi do niej. Śnieżnowłosa oddaje strzał w kierunku dziewczyny.
-Parker, oszalałaś?!- Pharadai rusza w
kierunku Liv, jednak Parker zatrzymuje go drugą bronią, patrząc na niego
poważnym wzrokiem.
-No i co z tego…- szepcze Liv.
-Słucham?- rektorka irytuje się.
-Liv, nie pogarszaj swojej sytuacji…- jęczy Millo.
-Zamknij się Baduin! Liv, czy chcesz mi coś
powiedzieć?
Brunetka trzyma się za prawą dłoń, którą postrzeliła
Parker, odrywając jej dwa palce. Nie czuje jednak bólu ani nie krwawi. W
końcu martwi nie czują.
-Wychodzę.- syczy brunetka idąc w kierunku drzwi,
zostawiając na pastwę Parker pozostałych zebranych. Rektorka pozwala jej
wyjść, licząc że dziewczyna się opamięta a dany czas postanowia poświęcić na
przesłuchanie pozostałych.
-Dobra, zaczniemy po kolei, jestem pewna, że to któryś z
was…
-Przepraszam bardzo, ale po co ja tu jestem?- odezwał się w
końcu Faithes.- Śpię sobie spokojnie, gdy nagle budzi mnie Sotoke na pogawędkę
a po chwili cała jej obstawa się tu pojawia. Czy naprawdę muszę tego słuchać?-
patrzy na Parker przenikliwym wzrokiem.
-Oczywiście, bezpośrednio nie jesteś niczemu winny. Ale
doszły mnie słuchy, że ostatnio zaskakująco dużo czasu z nią spędzasz. I co za
niespodzianka, dziś też cię odwiedziła!- Parker celuje w mentora 18.- A ty
gdzie?- warknęła widząc jak Pharadai kieruje się w stronę drzwi.
-Postrzeliłaś ją- mówi spokojnie.
-Sama się pchała.
-Postrzeliłaś niewinną osobę- powtarza wyraźnie i powoli.-
Nie jestem nic dłużny komuś kto w imię wyższych celów atakuje bezbronnych.
-O żesz ty mały…- Parker przyciska spust.
-Parker nie!
Do salonu dystryktu 18. Wbiega komendant Ravenson a za nim
Liv z zepsutą ręką. Chwila nieuwagi Parker, spowodowana tym zamieszaniem dała
styliście szansę na unik, po którym nastąpił wystrzał.
-Pharadai!- Liv podbiegając do niego. -
Parker ty wariatko, jak mogłaś!- panikuje brunetka. Śnieżnowłosa rozgląda się po pozostałych. Millo usiadł na podłodze z wrażenia jednak reszta nie wydaje się być przejęta losem stylisty, który nie został wcale ranny. Kobieta łapie się za czoło, po czym z całej siły uderza uchwytem broni Sotoke, która
mdleje.
-Jesteście żałośni. Ale proszę bardzo, i tak dowiem się
który jej powiedział.- mówi chowając z powrotem broń.- No co?- spogląda na
Ravensona, który obserwował Pharadaia, obejmującego nieprzytomną Liv.
-Powinienem cię aresztować, Samantho- mówi spokojnie.
-Oj, ależ ty się prosisz o prowokację- syczy kobieta.
-Twoje zachowanie przeszło wszelkie granice, Aurelio.
-Twoje zachowanie przeszło wszelkie granice, Aurelio.
-No dalej, wiem że tego chcesz…- Parker krzyżuje ręce na piersi.
-Po prostu powiedz co się dzieje!- mężczyzna cofa się do wyjscia i zamyka drzwi od środka.- Od zeszłych Igrzysk widziałem, że coś jest nie tak. Z nią i z tobą… wysłałaś ją na śmierć a potem sama ją jeszcze zabijasz… Wiem, że to córka prezydenta ale mam wrażenie, że to raczej… osobiste.
-Po prostu powiedz co się dzieje!- mężczyzna cofa się do wyjscia i zamyka drzwi od środka.- Od zeszłych Igrzysk widziałem, że coś jest nie tak. Z nią i z tobą… wysłałaś ją na śmierć a potem sama ją jeszcze zabijasz… Wiem, że to córka prezydenta ale mam wrażenie, że to raczej… osobiste.
Sam zaśmiał się pod nosem.
-A ciebie co tak bawi, martwy choć żywy?- warknęła Parker,
odwracając się do niego.
-To wszystko jest takie… cyniczne.- wzdycha Paul.
Baduin z kolei zasypia, cicho chrapiąc obok kanapy.
* * *
Dając już sobie spokój z dalszymi próbami przygotowania się na nieznane, postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Jednak widok jaki zastaje w pokoju tylko upewnia ją, że mimo tylu wyjaśnień i odkrytych tajemnic wciąż jest jeszcze wiele do zrozumienia.
-Sam?- dziewczyna weszła do swojego pokoju rozglądając się. Biomasa siedziała na jej łóżku, uporczywie oglądając coś w odbiorniku na przeciw niego. Liv spojrzała w stronę płaskiego ekranu, na której zobaczyła dobrze znaną sobie, czerwonowłosą postać. To był on.
-Evan?- dziewczyna upadła na ziemię, na kolanach podchodząc do Sama.
-Paul, co to jest?- z trudem wstała i podeszła do ekranu.- Nagranie?- wyłącza odbiornik z którego wyskakuje płyta nośnikowa.- To jest... Paul to płyta którą dostałam od mentora Evana, dlaczego ją ruszałeś?!- podniosła głos, z trudem powstrzymując płacz.
-Czekałem na ciebie- odparł obojętnie chłopak, po czym wstał
-Sam?- dziewczyna weszła do swojego pokoju rozglądając się. Biomasa siedziała na jej łóżku, uporczywie oglądając coś w odbiorniku na przeciw niego. Liv spojrzała w stronę płaskiego ekranu, na której zobaczyła dobrze znaną sobie, czerwonowłosą postać. To był on.
-Evan?- dziewczyna upadła na ziemię, na kolanach podchodząc do Sama.
-Paul, co to jest?- z trudem wstała i podeszła do ekranu.- Nagranie?- wyłącza odbiornik z którego wyskakuje płyta nośnikowa.- To jest... Paul to płyta którą dostałam od mentora Evana, dlaczego ją ruszałeś?!- podniosła głos, z trudem powstrzymując płacz.
-Czekałem na ciebie- odparł obojętnie chłopak, po czym wstał
-Kochałaś go, prawda? To właśnie miłość?- chłopak podszedł
do niej. Liv instynktownie cofnęła się.
-Sam, pamiętasz go? Wiesz kto to był?- to było niemożliwe.
Czyżby pamiętał zeszłoroczne Igrzyska? Tylko dzięki ingerencji Parker Remuo,
Tavius i reszta Panem nie ma możliwości kontaktu z nimi by dzielić z nimi
wrażenia z nowego Ćwierćwiecza. Gdyby dowiedzieli się, że Paul nie jest
prawdziwy… Nie. Liv nie chciała o tym myśleć. Ani o tym ani o tym co robi on
całymi dniami. A przecież musi.- Wiesz w ogóle dlaczego tu jesteśmy?
Sam nie od razu odpowiedział, co chwilowo zaniepokoiło Liv.
Jednak dziewczyna uznała, że było to chwilowe zwarcie, o których wspominała
Parker, że mogą czasem występować, ponieważ po chwili biomasa jej odpowiedziała:
-To wycieczka, Liv. Zwiedzamy Kapitol a niedługo mamy
odwiedzić twojego ojca.- jego spokojny głos był bardzo przekonujący. Wyglądało
na to, że dogłębnie wierzył we własne słowa. Postanowiła jednak to sprawdzić.
Było w nim coś, co nie dawało jej spokoju.
-Skąd to wiesz?- spytała łagodnie, obejmując jego dłonie i
siadając z nim na skraju łóżka. Obserwowała jego twarz a przez krótki, malutki
ułamek sekundy, miała wrażenie, że wargi chłopaka zaczynają krzywić się w jego
charakterystyczny uśmiech, jakby zaraz miał się roześmiać z niej.
-Parker tak powiedziała.- odparł spokojnym i całkiem miłym
dla dziewczyny tonem. Mimowolnie uśmiechnęła się.
-Co do tej pory robiliśmy?
-Rozpakowywaliśmy się. Parker umawiała nas na spotkanie z
twoim ojcem, ponieważ jest bardzo zajęty. My w tym czasie…- urwał
nieruchomiejąc. Patrzył się w dal pustym wzrokiem. Liv cofnęła się lekko, po
czym odwróciła się jednak tam nic nie było. Sam jednak trwał tak nieruchomy,
nie mrugając i nie ruszając się. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Wyglądało na to,
że zawiesił się, ponieważ nie spędzili jeszcze na tyle dużo czasu razem, by
można to było uznać za wycieczkę. Tylko czemu sam się okłamuje? Czego Parker go
okłamuje? Przecież gdzieś tam jest prawdziwy. To wciąż on.
Liv przysunęła się do twarzy byłego współtrybuta, delikatnie
ujęła jego policzek i pocałowała go. Sam jednak nic nie zrobił, co zaniepokoiło
ją. Odsunęła się, głaszcząc jego włosy.
-Wiesz, ja chyba cię wtedy kochałam. Gdy zabiłam twoich
rodziców. Nie mogłam znieść twojego cierpienia… A teraz jesteś tu, żywy lub
martwy, bez uczuć i wspomnień. A to wszystko moja wina…- przytuliła go z całych
sił, z trudem powstrzymując łzy.
-… zwiedzaliśmy nasz hotel. Mają tu dużo sklepów z
ubraniami, wybierzemy ci jakieś ładne sukienki niedługo.- usłyszała nagle.-
Liv? Coś nie tak?- Sam uniósł ręce w górę.
Dziewczyna wyprostowała się całkiem zdziwiona. Więc jednak
już ma jakieś wspomnienia.
-Nie wiem czy kochałam Evana. Znaliśmy się krótko, nie wiele
o nim wiedziałam. Ale bardzo go polubiłam i mogę z czystym sumieniem nazywać go
przyjacielem.
-To miłe, Liv, na pewno byłby z tego szczęśliwy.- powiedział
osobliwą uwagę Sam.
-Skąd wiesz, że był? Pamiętasz go? Pamiętasz zeszłoroczne
Igrzyska? Sam, byłeś tu ze mną, byłeś trybutem naszego dystryktu! Razem
wygraliśmy, pamiętasz?- chwyciła chłopaka za ramiona. Twarz Paula wykrzywiła
się w dziwnym grymasie, zaczął cicho jęczeć i jąkać niezrozumiałe słowa. Złapał
się za głowę i kołysał w przód i w tył, powtarzając niezrozumiałe frazy.
-Liv, starczy.- nagle do jej pokoju wszedł Pharadai. Cofnął
ją od Sama, wziął chłopaka za rękę i zaprowadził do jego pokoju. Brunetka ledwo
zdążyła przeczesać zdenerwowana włosy i schować kosmetyczkę do szafki gdy
wrócił stylista. Ostrożnie zamknął drzwi za sobą.
-Wybacz, ale wiedziałem, że może to tak wyglądać.- wyjaśnił
nagłe pojawienie się.- Stałem niedaleko bo bałem się, że możesz mu coś
powiedzieć…
-Niby co takiego?- dokończyła Liv- Przecież to robot!
-Nie, Livender, Sam nie jest robotem. Yuno4 przywraca do
normalnego i zdrowego funkcjonowania. A nie magicznie ożywia czy mutuje.-
wyjaśnił dziewczynie- On ma uczucia. Tylko głęboko schowane.
-Nie wiedziałam…- dziewczyna zamyśla się, krzyżując ręce na
piersi- Jest taki chłodny i obojętny. Jego wzrok.. jest pusty, Pharadai, on
jest taki pusty- spojrzała mu w oczy, tradycyjnie rumieniąc się. Uwielbiała
jego tęczówki. Nieważne czy są sztuczne czy prawdziwe. Będzie je zawsze
uwielbiać. Bez względu na wszystko.
Pharadai speszył się widząc reakcję dziewczyny.
-Liv, nie jest trudno przywrócić serce do bicia.- podszedł
do niej powoli, po czym zaczął głaskać ją po głowie- Nauka już dawno temu tego
dokonała. Jednak nasz mózg jest wciąż dla nas zagadką. Jeśli w ogóle uda się
kogoś przywrócić, trzeba liczyć się nie tyle z nieodwracalnymi zmianami w mózgu
ale z jego ewentualnym… cofnięciem.
-Cofnięciem? – powtórzyła dziewczyna.
-Powstają luki w pamięci czy płatach odpowiedzialnych między
innymi za emocje. Czasem zaburzone są też odruchy warunkowe czy nawyki…
-Skąd tyle wiesz?
Pharadai zabrał rękę.
-Nim nie uciekłem z łapanki i załapałem się na tutejszy etat
chciałem składać papiery na medycynę.
-Naprawdę?- dziewczyna była pod wrażeniem.
-Nie dziw się, chirurdzy plastyczni zarabiają tutaj krocie.- wzdrygnął ramionami -Phoebe pomagała mi w
nauce, dokładnie tydzień przed egzaminami ogłosili dodatkowy, obowiązkowy nabór
do oddziałów Strażników w dystrykcie…
-Wiem, znam historię.- przerwała mu dziewczyna.- To znaczy
słyszałam o tym.- poprawiła się speszona. Tak naprawdę nigdy nie była dobra z historii. Poza tym te wydarzenia miały ponad dekadę, a
może i dwie. Czyżby stylista był starszy niż myślała?- Pharadai, czy ty jesteś
starszy od Parker?
-Co?- zaśmiał się mężczyzna- Przesadzasz Liv, choć trzeba
jej przyznać, że jest wiekową osobą. Tylko nie mów jej, że to powiedziałem-
szepnął do dziewczyny- I nie, Livender, nie jestem tak stary jak uważasz. Ktoś
ci już kiedyś mówił, że nie jesteś dobra z historii?
Średnia Sotoke uśmiechnęła się na dźwięk znajomych słów.
-Paul mi to lubił wypominać.- zmrużyła oczy.- Czasem tęsknię
za nim… Ale w takim razie co się właśnie stało? Mówiłeś, że to on kazał dać ci
tą karteczkę, o co mu chodziło?- zdenerwowała się ponownie.
-Uspokój się- zbliżył się do niej- Pewnie zapomniał co
chciał. Zależało mu jakoś na tym, więc to zrobiłem. Może on też coś zrobił przy
tobie, nie wiedząc co sam robi, ale co sam zaplanował sobie.
-Nie rozumiem.
-Może chciał ci coś powiedzieć lub pokazać ale wypadło mu,
zresetował się, jednak nieświadomie mógł to jakoś ci przekazać. Musisz
zastanowić się, co zrobił przy tobie takiego.
Do głowy dziewczyny przychodziła jedna myśl do głowy, płyta
od Alexa. Jednak nie chciała nic mówić styliście, póki sama jej nie obejrzy w całości. Poza
tym, czuła coś do Evana i mimowolnie nie chciała tego pokazywać Pharadaiowi.
Być może poprosiła go o tamten pocałunek by zrekompensować sobie, że nie poprosiła o to samo Faitha. Ale
czy byłabym do tego zdolna? Do takiej maskarady? ~ zastanawiała się w
myślach.
-Dobrze, to przemyśl to sobie a ja już wracam do siebie.
Tylko pamiętaj, mniej trochę dystansu do Sama, prędzej czy później odzyska wspomnienia
a wtedy trzeba mu będzie wyjaśnić kim teraz jest.- Pharadai skierował się do
drzwi.
-A kim jest?- Liv podeszła do niego, ujmując jego dłoń na
klamce.
-Naczyniem.- dziewczyna poczuła jak zaciska z całych sił
dłoń na klamce.- Naczyniem na duszę.
Otworzył drzwi i zaczął wychodzić, jednak dziewczyna
powstrzymała go, odpychając jego rękę od klamki i zamykając drzwi na zamek.
-Coś nie tak?- Pharadai ukrywał zdenerwowanie. Nieudolnie.
-To było o mnie, prawda?- Liv z całych sił próbowała brzmieć
stanowczo ale głębokie przekonanie że poprzednie słowa mężczyzny dotyczyły jej
samej sprawiły jej niewymowny ból przez który jej głos łamał się, niemal
piszcząc.- To naczynie. Wiem jak ludzie na mnie patrzą, jak mówią o Tournee i
moich igrzyskach. Jestem naczyniem? Takim jak Paul?- podeszła do niego wzrokiem
pełnym nadziei. Nadziei, że mężczyzna powie jej coś co ją ocali. Od przeszłości
a także jej samej. Ponieważ bała się siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz