For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



Prolog

Kiedy nic nie zwiastowało nadchodzącej tragedii a życie toczyło się jak zwykle, coś w końcu musiało pęknąć. W końcu Utopia to tylko wymysł.

-Powtórz mi to jeszcze raz Prynthia, a wywalę cię na bruk- warknęła Parker- Nie po to dbamy o bezpieczeństwo Panem żebyś ty sobie żartowała.
-Żartowała? Parker jakbyś nie zauważyła mam ogromny do tego dystans- ofuknęła ją blondynka.
-Doprawdy?- zadrwiła komendant- Niby jaki?
-Taki, że żyję. Gdybym  go nie miała już dawno bym z tym skończyła...
-Ciszej- syknęła na nią Parker- Idzie nasza władza.

Do pomieszczenia w którym czekała od rana Główna Komendant Kapitolu wraz z pozostałymi 12. naczelnikami dystryktów wszedł prezydent Panem, Syljus Kadamuro razem z 12. radnymi. Wychodzili oni z Sali Konferencyjnej Kryształowego Pałacu, w której przez ostatnie 2 tygodnie debatowali nad tym co się stało i jak to wpłynie na dalsze losy Panem.

-Witam was wszystkich- zaczął Syljus- Po tych kilku godzinach chcielibyśmy przedstawić Wam naszą inicjatywę i wysłuchać waszych opinii. Zapraszam.

* *

Sala Konferencyjna była całkiem sporym pomieszczeniem. Udekorowana na środku sufitu wielkim, dekoracyjnym żyrandolem, ozdobionym setkami malutkich, srebrzystych kryształów. Na ścianach były piękne ozdobione płótna, ciemne, wyrafinowane meble mogłyby stanowić powód zazdrości u wielu koneserów sztuki.  Prynthia stała osłupiała przy wejściu do Sali rozglądając się dookoła. Będąc Naczelnikiem 12. dystryktu, nigdy wcześniej nie widziała na żywo tylu dzieł sztuki na raz.

-Oh poważnie?- zirytowała się Parker i pociągnęła znajomą do stołu.
Główna Komendant po raz kolejny ignorowała fakty, iż powinna zająć należne jej miejsce jako "sprawująca pieczę nad Naczelnikami" jednak w zwyczaju przyszłej rektorki było odrzucanie wszelkich przywilejów.

Wszyscy zajęli miejsca, jednak nikt się nie odzywał. Parker westchnęła. Znowu musiała wszystko zaczynać.
-No więc- wstała powoli- Syljusie jakie macie plany? Chyba nie wystraszyliście się tych... małych niepowodzeń- spojrzała przez okno.
-Moja droga- starszy, ciemnowłosy mężczyzna z lekkim zarostem wstał- Naszym obowiązkiem jest ochrona mieszkańców Panem. Wszystkich mieszkańców- spojrzał po kolei na naczelników dystryktów- Jednak to co zapewniliśmy im od czasów 2. rewolucji nie starczyło nam już.
-Może po prostu w naszej naturze leży chęć obalania władzy- wtrąciła cicho Prynthia.
-Weź się nie kompromituj moja droga- Parker wywróciła oczami.
-Nie, nie to dobra myśl. Wygląda na to, iż ludzie z natury są agresywni. Obserwując narastający gniew naszych mieszkańców poczęliśmy więc się zastanawiać nad powrotem do dawnych spraw...

-Sugeruje pan ponowne wprowadzenie Igrzysk?- Tharis Heartail, naczelnik dystryktu 7. wstał- Przecież to by nie miało żadnego sensu!- uderzył pięścią w stół.
-Nikt przecież nie mówi- wtrącił Marun Been, jeden z radnych - że dobrym pomysłem była z nich rezygnacja.
-O ile pamiętam to chyba bardziej był zamach stanu niż poddanie się- zaśmiała się Parker.
-Więc znów się cofamy?- odezwał się Colosai Haruko, naczelnik dystryktu 9.- Ludzie się na to nie zgodzą. Nie po tym co przeszli.
-Musimy się zdecydować na coś!- krzyknął Główny Rady, Lupus Feinah- Ludziom się nie podoba zawsze, trzeba się przyzwyczaić! Za dużo jedzenia, za mało jedzenia. Za dużo pieniędzy, za mało. Trzeba myśleć perspektywicznie póki mamy czas!

-Powinniśmy więc się zastanowić- głos zabrał prezydent Kadamuro- Czy to jest najlepsze rozwiązanie. Czy na pewno było lepiej i- musimy mieć pewność- że tym razem nic się nie zmieni. Przynajmniej przez dłuższy czas niż dwie dekady.
-Chcesz więc powiedzieć- Parker jak zwykle zwracała się do każdego na "ty"- że mamy ci teraz, tu i teraz, powiedzieć wprost co o tym myślimy? Czy przejście z jednego barbarzyństwa na drugie może coś zmienić? Czy ludzie będą kiedykolwiek zadowoleni? I czy będą posłuszni?- zapadła chwila ciszy. Parker podeszła nonszalancko do okna. Przed Kryształowym Pałacem panował cichy spokój. Za cichy- Nie rozumiem was. Kiedy krzyczą jest źle, kiedy milczą również. W czym problem?

-Milczą ponieważ są martwi- syknął Greath Nichel, naczelnik z dystryktu 11.
-Ah śmierć, jakie to pazerne- zaśmiała się Głowna Komendant.
-Jak może pani tak...- odezwała się Pyrynthia- Przecież to wciąż ludzie. Tacy jak my.
-Wciąż?- powtórzyła Parker.

-Parker nie rób scen i powiedz nam co o tym sądzisz- wtrącił Syljus.
-Oczywiście, wedle twojej woli, jednak i tak to nie zmieni faktu, że decyzja zależy od głosowania- spojrzała na zebranych- Dobrze, przejdźmy do faktów. Po śpiewie kosogłosa nastały dobre czasy. W końcu ludzie byli wolni i szczęśliwi. Przez początkowe lata nie przeszkadzał im fakt, że wciąż nie mają żywności ani pieniędzy a wiele z nich nie miało dostępu do podstawowej opieki medycznej czy sanitarnej. Oczywiście w końcu to zauważono. Nikt z ówczesnych władz nie przewidział faktu, iż dostarczenie wszystkiego na ostatnią chwilę będzie już za późnym krokiem ale też tragicznym dla gospodarki. Nastała inflacja, bezrobocie, głód, który chwilowo zatrzymany, rósł ponownie na sile. Nie możemy jednak powiedzieć, że to jedno niepowodzenie przeszkodzi nam w budowaniu nowej przyszłości. Że fakt, iż nie przemyślano dobrze zbyt "co po rewolucji" zmusi nas do powrotu do kolejnej ery Igrzysk Głodowych. Dalej więc to ciągnijmy, niech po moście wybudowanym z krwi i kości poległych powstanie coś na kształt demokracji, niech matki tracą dzieci, kochankowie kochanków, by przez następne lata prób i błędów w końcu stworzyć naszą jedną, piekną Utopię!- zapadła chwila ciszy. Nikt do końca nie był pewny jaka w końcu była strona Parker póki nie dokończyła swojej przemowy- Dlatego popieram inicjatywę powrotu do Igrzysk. Dziękuję- wróciła na swoje miejsce.

Na sali zapanował chaos. Główna Komendant była ceniona, dla wielu była  autorytetem, dlatego tak bardzo zaskoczył wszystkich fakt, że poparła ona projekt czegoś co cofało a nie powodowało progresu. Pozornie.
-Czy możemy zacząć głosowanie?- odezwał się Kadamuro- Czy ktoś jeszcze chce zabrać głos?
-Oczywiście że chce!- Prynthia Cevail, naczelnik z 12. wstała- Jak w ogóle możecie nad czymś takim debatować? To z czym walczyliśmy, przez tyle lata czekaliśmy...
-O czym ty mówisz młoda?- odezwał się Woodrow Ravenson, naczelnik 13.- Czy ty w ogóle pamiętasz te czasy?- podszedł do niej i spojrzał na nią zły- Na tej sali jest nie wielu, którzy by pamiętali czasy sprzed "fałszu kosogłosa". Nie mów więc o rzeczach o których nie masz pojęcia. Owszem, czcijmy pamięć zmarłych ale nie poległych!- uderzył pięścią w stół- Nie tych, którzy zgotowali nam taki los!

-Ale przecież, to niczego nie zmieni!- jęknął Ryun Sainamer, naczelnik z 8.- Jak mordowanie co roku kilku osób ma pomóc w tej sytuacji? Oni nadal będą głodować.
-Doprawdy?- Asaia Krethford, naczelnik z 1. zaśmiała się- Przecież wcześniej był wybór. Była astragale!
-Oh ty już się nie wtrącaj- syknął Greath- W waszym dystrykcie nikt ich nie potrzebował.
-Ale ona ma rację!- dodał Prein Deddlin, naczelnik z 4.- Zawsze był wybór. Ale dlaczego? Bo było do tego zaplecze!
-Był przymus- wtrąciła Heather Tyloni z dystryktu 10.- Ale dlatego, że była praca...
-Dokładnie tak!- naczelnik z 13. poparł ją- Było nad czym pracować! Co siać, zbierać, uprawiać! Teraz ludzie mają wolną wolę! I do czego do doprowadziło? Powszechne bojkoty i strajki nie naprawiły tego! Tamten system, owszem miał wady, ale jak do tej pory nie udało nam się stworzyć czegoś lepszego. Dlaczego by do niego nie wrócić?

-Ale śmierć ludzi tego nie naprawi!- Prynthia stanęła na środku sali- Trzeba pomóc ludziom a nie ich zabić!
Zapadła chwila ciszy, którą przerwała Parker:
-A teraz co się dzieje Prynth?- wstała i z gracją podeszła do młodej kobiety. Objęła ją ramieniem i podeszła z nią do okna- Uważasz, że ta cisza jest naturalna? Gdzie są dzieci bawiące się w kałużach po deszczu? Gdzie są stragany z towarami? Gdzie te śmiechy i muzyka?
-To takie złe?- prychnęła naczelnik 12.
-Widzę, że nie chcesz widzieć tego co się dzieje- mruknęła śnieżnowłosa- Panuje ubóstwo i anarchia. Ludzie się nawzajem zabijają. Podrzynają sobie gardła walcząc o resztki jedzenia. Nikt nikomu nie ufa...
-Co z tego, przecież mówię, że trzeba ich nakarmić!- głos Prynthii był na skraju załamania.

Parker odwróciła się i podeszła na środek sali.
-To nie tylko wina głodu. Ludzie wciąż chcą mieć do czynienia ze śmiercią. Wciąż czują złość. Zmieniło się, owszem, ale nikt za to nie zapłacił. Wciąż żyją wśród nas ludzie którzy nie zasłużyli na nie.
-I śmierć kilkudziesięciu osób na arenie to ma zmienić?!- Prynthia podeszła zła do niej- Jak możesz w ogóle tak mówić, przecież to nie możliwe!

Parker wywróciła oczami po czym błyskawicznie wyciągnęła broń i zastrzeliła naczelnik z 12.
-Śmierć jednej osoby ucisza wszystkie wątpliwości czyż nie?- odwróciła się do zebranych- Tak samo z Igrzyskami. Jak można bronić czegoś co jest komuś obce. Brzydzę się tym- spojrzała uśmiechnięta na ciało naczelnik- Wciąż macie wolną wolę. Ale nie mówcie mi, że śmierć kilkudziesięciu osób jest gorsza od śmierci tysięcy- kolejny raz wskazała na okno. System nie musi być identyczny z poprzednim. Radzę to przemyśleć- uśmiechnęła się.
Po usunięciu ciała Prynthii Cevail wrócono do obradowania, w niekrótkim czasie odbyło się ostateczne głosowanie.

* * *

Blondynka stojąca przy bocznym wejściu do Kryształowego Pałacu, z którego niewielu korzystało, zapaliła papierosa. Czekanie na wychodzących z obrad było o tyle nużące co i irytujące. Zwłaszcza, iż miała wątpliwości. Po kolejnym zaciągnięciu się dymem zauważyła nadchodzącą Parker
-No kochana, możemy iść świętować- zaśmiała się Główna Komendant.
-Poważnie kupili to?- młoda kobieta wypuściła dym.
-A dlaczego nie? To przecież dobre rozwiązanie, sama tak mówiłaś.
-Ta, wiem. Chodziło mi o moje aktorstwo- zaśmiała się.
-Nie byłaś wcale taka zła. A i tak wolałam strzelać do kogoś, kto jednak nosi jeszcze kamizelkę, Prynth- Parker klepnęła ją po głowie- Skoro jesteś martwa, masz dziś jakieś plany?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz