For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział IV ~
"Poznaj swoich wrogów"

Liv nigdy nie potrafiła wyjaśnić dlaczego przyciągała zawsze same kłopoty. Być może wynikało to z jej pokojowego usposobienia, braku asertywności, brania każdego silniejszego za autorytet bądź też z wrodzonej obojętności. Te wszystkie rzeczy sprawiały, że była postacią równie tragiczną co komiczną a ludzie wokół niej omijali ją zawsze szerokim łukiem, usiłując po prostu zapomnieć kim tak naprawdę była...

Liv wzdryga się na ostatnie słowa i zdenerwowana wyrzuca papiery przed siebie.
-Jak ona mogła coś takiego o mnie napisać?- irytuje się- Niech tylko ją dorwę a mnie popamięta.
Czekała na Parker w jej pokoju prawie godzinę a z braku zajęcia zaczęła przeglądać papiery leżące na jej biurku. Nie widziała rektorki od wczorajszego otwarcia Igrzysk a z każdą chwilą coraz bardziej jej potrzebowała. Ponowna obecność Paula Sama w jej życiu nade wszystko dała jej w kości, choć minęło zaledwie kilka dni od jego "cudownego" zjawienia się wśród żywych. Ponieważ Pharadai i Phoebe nie spędzali już z nimi tak dużo czasu jak wcześniej, Liv była zmuszona znosić uśmiech byłego trybuta prawie cały czas. I mimo że już wszystko zostało wyjaśnione, brunetka wciąż miała dziwne uczucie, że coś jest nie tak.

-Chyba nie czekasz na Parker co?- Paul wszedł do środka pokoju. Był większy niż lokum Liv czy jego własne, a na środku sufitu znajdywało się podwodne akwarium. Po lewej stronie ściany znajdywało się okno, które wraz z ruchomymi tapetami oraz pływającą fauną sufitu sprawiały wrażenie bycia w pociągu bądź innym pojeździe. Liv powoli zaczynało kręcić się w głowie, więc mimowolnie cieszy się z wizyty Sama.

-Tak, a co ci do tego?- nie może powstrzymać się od kąśliwych uwag. Nie potrafiła przyzwyczaić się do jego nowej osoby. Obdarza go chłodnym spojrzeniem. Sam zdecydowanie wydoroślał, przynajmniej z wyglądu, jak się zdawało Liv. Jego ciemne włosy znacznie urosły a na twarzy pojawił się lekki zarost. Jednak najbardziej co się zmieniło były jego oczy, które Liv znała od dawna. Teraz jednak musiała na nowo przyzwyczaić się do ich smutnego i pustego wyrazu. Mimo to, Paul zdawał się być nadal ten sam.
-Nie no, daj spokój- rozgląda się po pomieszczeniu- Więc tak wygląda jej pokój. No nieźle- podchodzi do okna- Zamierzasz siedzieć tu cały dzień? Myślałem, że pójdziemy trochę pozwiedzać.- odzywa się po chwili ciszy.
-Nie mam nic innego do roboty...- zaczyna brunetka lecz w tej samej chwili do pomieszczenia wchodzi śnieżnowłosa.
-Naprawdę nie masz?- wtrąca się w zdanie mentorki- Liv, wynocha stąd i idź rób dobre wrażenie- wskazała okno- Ach, Sam...- zauważa go- Też się lenisz?

Liv wstaje.
-Mam iść na te przyjęcia?- podchodzi do okna z którego było widać panoramę miasta.
-Nie widzę, żebyś z zapartym tchem oglądała swoją siostrę- Parker zdjmuje swoją czapkę oficerską- więc nie widzę niczego, co miało by cię powstrzymać od udzielenia jej choćby i takiej pomocy. Na dole macie spis tegorocznych sponsorów. Radzę wybierać rozważnie, w końcu w tym roku można mieć tylko jednego.
-Jednego?- dziwi się brunetka- Na co komu jeden prezent?- podnosi głos- I co, może jeszcze ma to być żywność sama?

Parker rzuca jej wściekłe spojrzenie.
-Nie ja ustalam zasady. Jeśli masz taki problem  to idź do swojego ojca.
Zapada niezręczna cisza. Wspominanie ojca Sotoke było od zawsze drażliwym tematem. W ciągu całej znajomości z Parker, rektorka tylko raz odważyła się zacząć temat. I do tej pory żałowała tamtego razu. Z kolei Sam słyszał jedynie pogłoski na temat rodziciela mentorki, dlatego postanawia w końcu to wyjaśnić.
-Właśnie Liv, dawno go nie widziałem- podtrzymuje temat.
Liv patrzy zła na Parker a potem na Sama.
-Dobrze!- irytuje się czując ciekawski wzrok Paula i badawcze spojrzenie byłej komendant- A ty może idź do Ravensona i przeproś go za wszystko! Jesteś mu to winna!- wychodzi zirytowana z apartamentu.

-Zaczynam żałować, że powiedziałam jej prawdę- Parker łapie się za czoło.
-Wcale jej nie powiedziałaś- chichocze Sam jednak przestaje na widok poważnej miny rektorki- To ja może skoczę na dół...- wychodzi z pomieszczenia.

- - -

Nie mija długi czas gdy na korytarzu widzi stojącą nieruchomo przed windą Liv. Podchodzi do niej, jednak ta wciąż wpatruje się cicho w numery nad wejściem do windy.
-Chyba pamiętasz piętro, co?- odzywa się cicho, rozglądając się po korytarzu lecz oprócz nich nikogo nie było na piętrze. Wszyscy byli zajęci Igrzyskami.
-Paul, chodź ze mną- Liv patrzy na niego. Jej przerażony wzrok niepokoi Sama, czyżby pan Sotoke był aż tak straszny?- Ten jeden raz, Sam- słyszy ponownie Liv- Ten jeden raz okaż się człowiekiem- mówi a łzy spływają jej po policzkach.

* * *

Następnego dnia odbyły się przymiarki do parady. Tym razem Pharadai i Phoebe mieli koncept na stroje dla trybutów co jeszcze bardziej zaniepokoiło Liv. Mimo wszystko ufała im, jednak wiedziała, że ich dystryktu nie da się znowu pokazać w wyrafinowany sposób. Nie była więc zaskoczona, gdy zamiast kostiumów nieumarłych ujrzała coś gorszego.
-Nie zgadzam się- odezwała się gdy tylko zobaczyła Anitę wychodzącą z przymierzalni- O ile moje zdanie się liczy.
Jej siostra i Lear ubrani byli w brudne łachmany a na ich ciele gdzieniegdzie znajdowały się rany.
-Odbiło wam- dodaje średnia Sotoke- To już nawet respektu nie wzbudza.
-Czy ja wiem, Liv- Anita zaśmiała się. Dobry humor wciąż jej nie opuszczał- Nie jest źle a nawet pasuje do naszego dystryktu.
Liv spojrzała wściekła na stylistów.
-No co, jej się podoba- zaśmiał się Pharadai.
Brunetka wywróciła oczami przerzucając wzrok na Parker.
-Co ja?- oburzyła się rektorka- To sztuka i moda w jednym, wiesz, że wolę rozwiązania siłowe- burknęła po czym rozejrzała się po sali.
-Toż to nie miało sensu...- westchnęła Liv po czym również obróciła się. Powoli zbierali się trybuci w Centrum Projektowania oraz pojawiali się starzy znajomi. Cleosa szykowała kolejną trybutkę z 6., Alex Parch podrywał dziewczynę z 11. a obok niego stała Purchia Nivand  9. ...

Liv nie mogła tego powstrzymać i na ich widok zalała ją fala wspomnień. Pomyślała o radosnej Lecie i jej tragicznej przemianie na arenie, szybkiej śmierci, której nikt jej nie wróżył z jej zdolnościami. Przypomniała jej się również niewinna Leslie, zakochana w byłym wrogu, który został z nią aż do wspólnej śmierci. Dopiero na koniec pomyślała o Evanie, jednak ledwo przywołała sobie jego wygląd do sali wszedł potężny, wyrośnięty mężczyzna, który zwrócił uwagę wszystkich. Liv musiała przynać, że przypominał on jej Dużego Timmiego z zeszłorocznych Igrzysk. Zdziwiła się, że nawet wspomnienie pretendenta zabolało ją. Czy to dlatego, że dał jej szansę na arenie, jako jeden z niewielu, zachował się honorowo podczas gdy ona skorzystała z jego słabości?

Muskularny mężczyzna spojrzał groźnie po kolei po czym podszedł do własnej ekipy przygotowawczej by przymierzyć kostium. Dopiero wtedy mentorka zrozumiała, że nie był to rektor lecz trybut.
-Kto to był?- przeraziła się. Nie widziała go gdy Anita z Learem oglądali tegorocznych zawodników- Ile on ma lat?
-Edan Bloodbath, dystykt 18. - podeszła do nich nienaturalnie wysoka i smukła młoda dziewczyna. Miała czarne włosy z ognistą grzywką, oraz bladą karnację- Powinniście go raczej znać- spojrzała na Anitę i Leara- 16. co?- zauważa Liv- Ach, to ty...- spoważniała- Już się lepiej czujesz?- poklepała brunetką po głowie po czym odeszła w stronę swoich stylistów. Za nią rozciągały się przeróżne, luźne różowofioletowe materiały, łatwo więc było im się domyślić z którego była dystryktu.

-Kto to był?- Anita odezwała się pierwszya, cytując Liv, by ta nie mogła się spytać o co mogło wysokiej chodzić.
-I czemu była tak strasznie wysoka- dodała sucho mentorka patrząc podejrzliwie na siostrę.
-Ethiel Vilent, dystrykt 8., zwyciężczyni 93. Igrzysk- wyjaśniła Parker, która cały czas rozglądała się po sali obserwując wszystkich dookoła.

Dopiero wtedy Liv zrozumiała, że przez całe zamieszanie z jej siostrą trybutką i martwym lecz żywym Learem nie skupiła się na poznaniu tegorocznych uczestników Igrzysk. Odwróciła się, rozglądając dookoła, tym razem skupiając się na trybutach. Już teraz zaczęły się tworzyć sojusze, choć trudno było jednoznacznie stwierdzić, kto był z jakiego dystryktu. Brunetka próbowała wychwycić pretendentów, lecz tylko ci z 3. i 4. dystryktu przymierzali swoje kostiumy i wcale nie wyglądali tak, jakby mieli razem współpracować. Liv zauważyła, iż trybutka z 3. to mała dziewczynka.

-Operacyjnie- usłyszała nagle byłą komendant.
-Ale co?- zdziwiła się Liv.
-Ethiel- wyjaśniła Parker- Wygrała w większości dusząc i wieszając materiałami i ubraniami. A gdy zabrakło jej... hm, broni, używała własnych kończyn.
-Po wygranej wydłużyła je sobie?- zaśmiała się Anita. Liv zmarszczyła brwi. W głosie jej siostry była nutka zazdrości. Do tego najstarsza Sotoke była całkiem rozluźniona a wręcz podniecona czekającą ją rzezią czego Liv nie mogła zrozumieć.
-Kapitol jej to zrobił- dokończyła rektorka 17.- To znaczy zaproponowali jej. Słyszałam nawet, że tego nie chciała. Była w twoim wieku, Liv- spojrzała na mentorkę- No, prawie- uśmiechnęła się ironicznie do młodszej dziewczyny- Rozejrzyjcie się. Wszędzie byli zwycięzcy.

-Tylko od nas nie- Liv burknęła smutno.
-A spróbowałabyś!- Anita rozciągnęła się, co wyglądało dość komicznie, gdyż jej kostium był widocznie za mały- Mogę to już zdjąć? Trochę mnie uwiera...- rozejrzała się po sali- No i chyba czas szukać sojuszników- uśmiecha się złośliwie.
-Och, oczywiście- Pharadai zabrał ją do przymierzalni.

Lear stał cały czas na swoim miejscu, uważnie przyglądając się trybutom. Był cały czas nieobecny wzrokiem a jedyny ruch jaki wykonał to drobne wzdrygnięcie na słowo "sojusznik". Przynajmniej tak zdawało się Liv.
-Tam, widzicie- Parker wskazała najdalszą część sali, gdzie znajdowali się trybuci z 3. i 4., co rusz udający iż się nie znają.
-Pretendenci.- powiedziała spokojnie- Ta mała- Poppy Linea- ma 15 lat.
-Nikt się za nią nie zgłosił?- zdziwiła się średnia Sotoke.
-Och, Liv, nawet ja to wiem- Phoebe podeszła do nich- Dobrze pamiętam tę małą... Strasznie wydzierała się na Rufusa i Merę...
-Stylistów?- Liv zmarszczyła brwi- No to kim ona jest? Przecież nie zwyc...- urwała przerażona- Parker dlaczego? - podniosła nagle głos- Czy tylko ja się nie zgłosiłam?!
-Uspokój się- rektorka uciszyła ją- Są też inni. Na przykład ten cały Parch z 8...
-On jest z 11.- poprawiła ją zdenerwowana mentorka. Jak mogła pomylić dystrykty. Zapomnieć dystrykt trybuta, który zabił Ophila Hertza, brata Melindy, bezprawnie wciągniętego w niedawne Igrzyska. Nie pamiętać dystryktu mentora Evana.

Na myśl o czerwonowłosym Liv poczuła silny ból serca i ponownie by się rozpłakała gdyby nie wybuchła bijatyka między trybutami.

1 komentarz:

  1. Ojej, wreszcie znalazłam czas, żeby zacząć znów czytać Twojego bloga! :D
    Podoba mi się bardzo, jest wiele opisów uczuć, dzięki którym dobrze się czyta i wyobraża :3 A Parker... Jak ona mi przypomina Effie ;)
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Cleo

    OdpowiedzUsuń