For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



sobota, 25 stycznia 2014

Kolosalny flashback

Ponieważ wielkimi krokami zbliżają się kolosy postanowiłam zaprezentować bohaterów z innej, przeszłościowej strony. Poza tym irytuje mnie przepisywanie moich notatek z zeszytu :"<. Tak wiem, ten komentarz w ogóle nie ma sensu ani związku! Just like me :"D.

- - -

Liv otworzyła oczy. Powoli wracały do niej wspomnienia poprzedniego wieczoru. Uczyła się na egzaminy gdy wpadły do niej Leone i Morgana oznajmiając, że jutro wszyscy uciekają z zajęć. Brunetka zmrużyła oczy i złapała się za głowę.
-O żesz fuak!- krzyknęła gdy wyczuła silny guz na środku głowy- Wiedziałam! Anita!- ubrała się szybko i wbiegła do kuchni.

-No co?- jej siostra przygytowywała się do wyjścia- No patrz pierwszy raz w życiu zaspałaś- zaśmiała się.
-To wcale nie tak, zostałam napadnięta!- krzyknęła młodsza Sotoke- Ani proszę!
-Ale co mam zrobić?- zdziwiła się jej siostra.
-Nie wiem, nigdy się nie spóźniałam...
-Wielkie halo, wbij na lekcje i przeproś za spóźnienie albo przyjdź na drugą też mi coś... Jeju Livciu no już nie rób draki- zachichotała- Liv a ty dziś przypadkiem...- zaczęła po chwili.
-O mój Kolosie tak! Damn!- wybiegła z domu kierując się do szkoły.

"Zabije ich, zabije jak matrioszkę kocham"- myślała w trakcie biegu.
Nagle poczuła jak ktoś chwyta ją w pasie od tyłu i przyciąga do siebie.
-Hemilton jeśli to ty to módl się o reinkarnację!- warknęła lecz ktoś zasłonił jej usta dłonią.
-Livciu nasza kochana- usłyszała znajomy głos- Krzycz ciszej, bo co to za zrywanie z lekcji kiedy wszyscy wiedzą...
-Sam szczurze!- odwróciła się- Mamy dziś egzamin kompetencji jakbyś nie wiedział- spojrzała zła na niego.
Paul dobrze o tym wiedział. Oblewał go co roku.
-Daj spokój Livciu- zaśmiał się- Wszyscy to wszyscy, tak?- uśmiechnął się.

Liv zmarszczyła brwi. Przez chwilę miała ochotę wrzucić Sama do pobliskiej rzeki, żeby już nigdy nie wrócił. Z drugiej strony brakowało by jej tego idioty. Mimowolnie zaśmiała się.
-No, tak lepiej. A teraz chodź nim nas zobaczą Strażnicy- poprowadził ją na skraj lasu.
Liv zauważyła że część klasy już tam była. Morgana, Sonia, Leone, Ronald oraz Liam uśmiechnęli się na jej widok.
-Widzicie? Mówiłam, że to nie jest sztywniaczka- Morgana uśmiechnęła się.
-Tak, bo walnęłyśmy ją wczoraj wieczorem patelnią żeby zaspała- przypomniała jej Leone.
-No daj spokój, przecież przyszła to się liczy- Hemilton zaśmiała się.
-Zabije was, jak mogliście mi to zrobić???- Liv spojrzała zła na znajomych- Przecież wiecie, że ja, w porównaniu do tego idioty- wskazała na Sama- chcę to zaliczyć!
-No ej, nie moja wina, że mieszam czasem składniki...- obraził się brunet.
-Ta, ale gdybyś już pracował w szpitalu to zabiłbyś z milion ludzi- zaśmiała się Sonia- Kto jak kto ale ty Sam...- zaczęła Sonia ale nie dokończyła gdyż Paul wrzucił ją do pobliskiej kupki liści.
-Ależ panno Sparoski, nie wymieniajmy nazwisk- uśmiechnął się szyderczo.
Wszyscy się zaśmiali. Oprócz Liv.
-W ogóle czemu uciekacie? Znaczy się rozumiem tego barana ale wy...- zaczęła Liv lecz nie dokończyła gdyż Sam wziął ją na barki i zaśmiał się.
-Dosyć narzekania, idziemy na wycieczkę!
-Wstawaj Spar- Liam pomógł wstać Soni i wszyscy udali się do lasu.

Oprócz Liv, każdy wiedział gdzie idą. Brunetka zmrużyła oczy. Nigdy nie chciała mieć przyjaciół. Jedyne o czym zawsze myślała to...
-Tadaa!- Sam wrzucił ją do wody.

Liv nie wypływała.
-Coś nie tak?- zdziwiła się Sonia- Chyba umie pływać co?
-A miała kiedyś okazję się nauczyć?- Ronald wskoczył do wody a za nim Leone.
-Sam coś ty narobił???- Liam spanikował- Myślałem, że znasz ją dobrze....- złapał się za głowę. Jeśli i tym razem coś przeskrobie jego ojciec już mu nie daruje.
-Co że to moja wina tak?- warknął Paul.
-Zamknijcie się!- krzyknęła Morgana.

Nagle wypłynęła Leone trzymając Liv w rękach.
-Ronald pomóż- poprosiła kolegę. Razem zabrali nieprzytomną Liv na brzeg.
-Co teraz?- szepnęła Sonia- Ona żyje w ogóle?
Leone przyłożyła palce do kratni brunetki.
-Tak, spokojnie Soniu- powiedziała cicho po czym zaczęła masaż serce- Dalej Livciu nie rób nam tego teraz...
Ku zdziwieniu wszystkich Martish była nade spokojna. Wszyscy w skupieniu obserwowali ją. W końcu sama to zauważyła.
-Mój brat się kiedyś utopił...- powiedziała.

Nagle Liv ocknęła się, wyprostowała i wzięła głęboki wdech.
-Oh Liv!- Sonia przytuliła ją- Tak się bałam!
-Tak, ku naszemu zdziwieniu- zaśmiała się Leone.
-Jak się czujesz?- spytała Morgana.
-Ja...- Liv zakasłała wypluwając wodę z gardła- Chyba w porządku...- spojrzała na Sama, który patrzył na nią poważnym wzrokiem- Nie masz się o co obwiniać Paul- uśmiechnęła się- Skąd mogłeś wiedzieć, że nie umiem pływać...
-Mogłaś się utopić- odparł chłodno- Ponoszę za to wszelką odpowiedzialność- odszedł dalej i usiadł pod jakimś drzewem.
-Przesadza- Leone zaśmiała się.
-Tak myślisz?- odparł Ronald- To był jego pomysł z ucieczką. Teraz jeszcze to. Może czuje się...
-Niedojrzały?- dokończyła Hemilton
Liv powoli wstała i rozejrzała się. Znajdowali się koło całkowicie obcego jej starego, czerwonego mostu, i rzeki. Wokół rozciągał się las.
-Dlaczego mnie wzieliście?- spytała nagle Liv- I dlaczego tutaj?
-Liv, mimo wszystko jesteś naszą przyjaciółką- uśmiechnęła się Leone.
-Czy chcesz tego czy nie- dodał Ronald.
-A więc to groźba- zauważyła brunetka.
-Jeśli dobrowolnie nie chcesz, to i owszem- zaśmiała się Sonia.
-A jeśli chodzi o to miejsce...- zaczęła Morgana- Każdy z nas przeżył tu coś... co odmieniło nasze życie. Ale dla Sama jest wyjątkowo specyficzne. Chcieliśmy żebyś i ty dobrze je wspominała...- zamyśliła się.
-I chyba będę- Sotoke roześmiała się a wszyscy spuścili głowy- Jak wam jest głupio to zaprowadźcie mnie z powrotem do Centrum. Chcę do szkoły!
-Co, koncertu życzeń się zachciało?- zaśmiał się Ronald.

Sam patrzył na znajomych z oddali. Jak mógł być tak nieodpowiedzialny? Przez jego głupotę i popisy mógł stracić kogoś tak mu drogiego... Nie. To nie przez to czuł się źle. Przecież wcale nie lubił tej dziewczyny. Lubił ją po prostu irytować, a że zły nie był, przejął się że coś jej grozi. Tak, przecież wcale mu na niej nie zależy. Nagle usłyszał śmiech Liv. Mimowolnie sam uśmiechnął się.
-No chodź do nas- zobaczył nad sobą Leone- Kto jak kto ale to ja powinnam tu tak siedzieć a nie ty.
-Dlaczego?- zdziwił się brunet.
-Naprawdę nie musisz tego słuchać- Martish uśmiechnęła się.
-No wytłumacz się, jak zaczęłaś- zaśmiał się chłopak.
Brązowowłosa spuściła wzrok. Nagle jej twarz z poważnej i spokojnej przybrał bardzo smutny wyraz.
-Sam chodź- wzięła go za rękę- Ja już się z tym pogodziłam, pora na ciebie.
-Co to za przyjaźń jak każdy z nas ma tajemnice?- patrzył na nią- Znamy się najdłużej Martish a ty nadal nie chcesz się zwierzać. Rozumiem Liv, bo to dziwaczka ale ty...
Leone zarumieniła się. Dobrze wiedziała dlaczego. Tylko czemu Sam musiał wszystko zawsze utrudniać? Przecież już dała sobie spokój.
-Sam ty idioto...- spojrzała w ziemię- Jak nie chcesz to nie. Ja ci się nie będą narzucać- poszła w stronę reszty grupy.
Paul zamyślił się. Już gdzieś słyszał te słowa.

cdn....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz