Z okazji pierwszych urodzin bloga (które był w lutym ale nvm) postanowiłam umieścić kolejny flashback, tym razem przybliżając postacie, które, choć już nie występują, spędzają z oczy sen wielu osobom (i nie chodzi o mnie tym razem!).
* * *
W miasteczku leżącym na obrzeżach dystryktu 3. lekcje w szkole podstawowej skończyły się jak zwykle wcześniej. Było to tradycją w tym regionie, gdyż większość uczniów była zdolna i bez zbędnych lekcji o matrycach i materialoznastwie. To był po prostu dystrykt 3.
Białowłosy chłopiec wybiegł czym prędzej z budynku. Założył dość lekki plecak, wziął swoją kurtkę pod pachę i ruszył przed siebie. Chciał jak najszybciej wrócić do domu by dać rodzicom zaproszenie na szkolne przedstawienie. W końcu dostał ważną rolę i pragnął by jego ojciec był z niego dumny. Nareszcie nie będzie już skupiał się na jego starszej siostrze.
Skręcił w uliczkę prowadzącą na rynek, gdzie miejscowi sklepikarze pozdrawiali go i uśmiechali się na jego widok. Nie pierwszy raz widzieli jak mały przechodzi tamtędy. Cenili również jego rodzinę, która od pokoleń przynosiła dumę ich miastu z lokalnych zawodach inżynierskich.
Tuż przed biblioteką chłopiec wpadł na kogoś. Przewrócił się po czym spojrzał na książki leżące na ziemi.
-"Dlaczego ptaki nie śpiewają?", "Sztuka milczenia- poradnik dla zbyt rozmownych", "Techniki spektrometrii mas"...- przeczytał na głos- Ah to twoje Lil- przywitał się ze swoją koleżanką, Lilith Caton- Znowu kazali ci je czytać?- podał jej książki.
-No co ty, Wright, ja sama je wzięłam z biblioteki- zaśmiała się rudowłosa.
-Hahha, no pewnie- uśmiechnął się albinos- Idziesz do domu?
-No tak- potwierdziła dziewczynka po czym zaczęli oboje wracać do domu.
-Wiesz, że dostałem rolę Crowa?- pochwalił się jasnowłosy.
-Naprawdę?- dziewczynka była pod wrażeniem- W końcu ci się udało Wright! Jestem z ciebie dumna!- uśmiechnęła się- Twoi rodzice pewnie też- dodała.
-No pewnie- przeszli przez most Kosogłosa. Na jego końcu była duża rzeźba przedstawiająca generała Crowa po wygranym starciu nad Refrą, rzeką, która przepływała przez ich miasteczko.
-Myślisz, że on wiedział co robił?- spojrzał na wysoki posąg. Fathius Crow stał dumnie z uniesioną brodą w lewej ręce dzierżąc miecz a w prawej podnosząc do góry ściętą głowę byłego już naczelnika dystryktu 3.
Historia powiadała iż w trakcie 2. Rewolucji wspierał on oddziały partyzantów by kilka lat później ponownie poprzeć Koloseum i stać na czele powrotu do starych porządków. W trakcie ogłaszania Deklaracji Zimowej w której przywrócono ideę Igrzysk oraz ogłoszenie powstania nowych dystryktów naczelnik 3. nie zgodził się z nowostarymi porządkami i zaczął podjudzać ludzi do buntu. Mimo to nikt nie chciał go słuchać, a on sam coraz bardziej wariował. Chodził po domach i zaglądał przez okna bądź straszył ludzi w kościele bądź na rynku.
Przyczynił się do słynnego Konania Ashtona, który w trakcie prac nad mostem przez Refrę został przygnieciony przez drzewo, ścinane z brzegu rzeki by ułatwić stawianie podstaw mostu. Ponieważ nikogo nie było w pobliżu oprócz byłego naczelnika Ashton postanowił poprosić go o pomoc. Jednak ten już oszalały wziął leżące blisko siekiery i rzucił się na drwala z 7. Dopiero po chwili przyszli budowniczy i odciągnęli szaleńca od zakrwawionego robotnika. Po wyciągnięciu spod drzewa Ashton konał w swoim dystrykcie prawie 2 tyg nim zmarł.
Były Naczelnik dalej jednak szalał, gdyż z powodu immunitetu mieszkańcy nie mogli go powstrzymać. Któregoś dnia podpalił budynek Rady Miasta w którym odbywało się zebranie. Ponieważ naczelnik również był w środku Fathius,ówczesny burmistrz, postanowił zablokować główne wyjście zabijając w ten sposób i siebie i dużą część radnych łącznie z obłąkanym naczelnikiem- Podobno to był najbardziej szalony człowiek w historii naszego dystryktu.
-Bardziej szalony niż większość trybutów od nas?- zaśmiała się ruda.
-A ty chciałabyś być trybutem?- jasnowłosy zmienił temat.
-Nie bardziej niż ty- odparła tajemniczo jego przyjaciółka.
Zaczęli iść przez park Ashtona a w oddali było już widać kamieniczkę w której mieszkał Max. Nieopodal rozciągały się tory a dalej było widać zarys dworca głównego Pondville, ich miasteczka.
-Chcesz załapać się na ciasto?- zaśmiał się Max, widząc iż koleżanka idzie dalej obok niego, chociaż wcale nie mieszkała w pobliżu chłopca.
-Twoja mama jest super kucharką- uśmiechnęła się Lilith- A potem mogę ci pomóc w lekcjach.
-Dobrze, prymulko- uśmiechnął się albinos i zaczął biec w kierunku domu. Rudowłosa ruszyła za nim.
Na początku Max chciał iść do domu szukać ojca, jednak po chwili zauważył go na moście nad torami. Sądząc, iż nadal jest w pracy jasnowłosy postanowił nie czekać dłużej i pobiec do niego, by pochwalić mu się wielką nowiną.
-Wright, nie!- krzyczała za nim Lilith, jednak tej jej nie słuchał. Podbiegł do płotu wysokiego napięcia i krzyknął w stronę ojca. Pan Wright nie słyszał go. Stał długi czas bezczynnie na mostku po czym ku zdziwieniu chłopca odwrócił się i skoczył na płot. Chłopiec patrzył jak ciało ojca wije się w konwulsjach by po chwili znieruchomieć na zawsze. W powietrzu czuł zapach spalonej skóry.
-Max!- Lilith chwyciła go za plecak i odwróciła do siebie. Spojrzała na przyjaciela. Mimo jej ślepej nadziei, iż może jednak nie zrozumiał co się stało Wright płakał. Po chwili jego płacz przerodził się w krzyk a następnie lament. Lilith przytuliła go i pocałowała w czoło. Dobrze wiedziała, jak to jest stracić rodzica.
Po chwili zaczął wiać silny wiatr który zabrał leżące na ziemi zaproszenia chłopca daleko poza dystrykt.
- - -
-Hej spójrz!- 8-letni dziewczynka złapała świstek papieru unoszący się bezwładnie w powietrzu- Ann przeczytaj mi- podała kartkę z dziwnymi dla niej znakami starszej siostry.
Bawiły się latawcem na podwórku przed domem, gdyż tego dnia wiał silny wiatr. Po chwili jednak zabawka spadła na podwórko sąsiada i brązowowłosa dziewczynka musiała iść jej szukać. Kiedy złapała jednak poszarpany i brudny papier zupełnie zapomniała o latawcu, zostawiając go tam gdzie wylądował, biegnąc do siostry by przeczytała co trzyma w ręce.
-Co ty tam takiego masz, mała- ruda nastolatka wzięła od młodszej siostry papier- Serdecz... za...ras... stwa... ght... pr...wiens...aw..Cow... Cóż bardzo jest zamazane, pewnie deszcz to rozmył ale dałabym głowę, że to zaproszenie- przyjrzała się dobrze środkowi a potem ponownie stronie tytułowej- Oh spójrz, to pieczątka dystryktu 3.! Niezłe znalezisko siostra!- poklepała małą po głowie.
-Myślisz, że ktoś może teraz tego szukać?- zmartwiła się błękitnooka.
-Sądzę, że tak. Jeśli gdzieś jest spotkanie i otrzymujesz zaproszenie to bez niego nie wejdziesz.
-Więc przyrzekam, że znajdę tego kto to zgubił i mu oddam tą kartkę, by już więcej nie był smutny- powiedziała stanowczo dziewczynka.
-Dobrze, dobrze. Choć teraz wracajmy bo mama może chcieć od nas pomocy przy Evely- wspomniała o najmłodszej siostrze. Wstała, otrzepała się i ruszyła przed siebie- Liv, idziesz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz