- - -
W połowie każdych wakacji do dystryktów witała zawsze Komendant Główna Kapitolu- Samantha Parker. Liv pierwszy raz zobaczyła ją we własnym domu, gdy odwiedziła jej matkę w Dniu Weterana czy jakkolwiek on się nazywał, zresztą już sama nazwa ją niepokoiła, więc wolała ją wyprzeć ze wspomnień.
Tego dnia po raz pierwszy mogła zacząć szkolenia do naboru do Strażników Pokoju. Po 18. roku życia większość ludzi wolała być już obeznana w zawodzie niż kontynuować dalszą edukację na granicy dystryktu 17. Fronthfurkt był jedyną na tyle rozwinięto aglomeracją by posiadać w swojej okolicy szkołę wyższą. Dlatego w każde wakacje dystrykt 17. odwiedzali ludzie przeróżnych rzemiosł, by nauczać ich młodzieży. W czasie roku szkolnego ćwiczyli z pozostałymi dlatego ostatnie dystrykty były zawsze odwiedzane w wakacje.
Działem poborowym zajmowała się komendant Parker wraz ze swoim zastępcą sierżantem Ravensonem.
-Nazwisko?- Woodrow sporządzał listę tych, którzy będą zdawać egzamin oraz tych którzy uczestniczą w szkoleniach.
Mała brązowowłosa dziewczynka patrzyła na niego z zachwytem nie mogąc wydobyć z siebie żadnych słów.
-Ile ty masz lat, co młoda?- zdziwił się Ravenson.
-Liv, tu jesteś!- matka Sotoke podeszła do córki- Przepraszam bardzo, zgubiła mi się...- zaczęła się tłumaczyć choć nie było zbyt szczere wyznanie. Tak naprawdę była zbyt zajęta rozmową ze starszą córką o jej nadchodzącym roku akademickim i przyszłymi praktykami zawodowymi a także prowadzeniem wózka z najmłodszą córką.
-Prynthia?- sierżant wstał osłupiały. Prynthia Sotoke wzięła wyjątkowo niską córkę na ręce i spojrzała dumnym wzrokiem na mężczyznę- Kopę lat, Woody- uśmiechnęła się lekko.
-Mamo nie, mamo!- krzyczała Liv- Mam 12 lat mogę już iść tam!- wskazała na halę gimnastyczną przerobioną w obóz wojskowy.
-Liv, nie!- jej matka była stanowcza.
-To chyba nazywa się ironia losu, co?- uśmiechnął się Ravenson- Twoja matka również była temu przeciwna.
Prynthia spuściła wzrok. Rzeczywiście w dzieciństwie, wbrew ostrzeżeniom i zakazowi rodzicielki zapisała się na szkolenia by po kilku latach opuścić rodzinny dom i wziąć udział w rewolucji. Nie była wtedy dorosła, lecz była samodzielna. Tak bardzo pragnęła samodzielności. Może to było u nich rodzinne.
-Dobrze- matka Liv postawiła ją na ziemi- Jaki macie program dla nowicjuszy?
Woodrow wzdrygnął ramionami.
-Ja jestem od zapisów i pilnowania procedur. Działem nowych zajmuje się Hertail.
-Tharis?- zdziwiła się Prynthia.
-On już nie żyje, młoda- zaśmiał się się był naczelnik 13.- Jego syn Juwen. To w porządku gość, zwłaszcza, że zajmuje się początkującymi- zachichotał lekko pod nosem po czym wskazał drogę prowadzącą na plac na obrzeżach miasta na którym szkolili się młodzi kadeci a kilkadziesiąt metrów dalej rozbito obóz dla uczestników na czas szkoleń.
Było to miejsca bardzo przestronne, choć nie tak efektowne jak hala główna gdzie było pełno profesjonalnego sprzętu i konkretnych torów sprawdzających poszczególne umiejętności fizyczne. Po nich zwykle odbywały się testy psychologiczne i każdy z chętnych modlił się by nie dostał jako egzaminatora Główną Komendant.
W tym roku jednak Parker nie zamierzała brać udział w drugiej części egzaminów. Już wcześniej słyszała pogłoski, iż średnia córka Prynthii zamierza stawić się do szkoleń i zamierzała właśnie na niej skupić większość swojego czasu w dystrykcie. I nawet gdyby to były tylko plotki śnieżnowłosa z chęcią raz jeszcze ujrzałaby dawną współpracowniczkę.
Po zakończeniu testów sprawnościowych tegoroczni kandydaci wrócili do domów by oczekiwać na jutrzejszy wynik i ewentualne przejście do testów psychologicznych, które miały miejsce w lokalnej szkole- Neptun Sky High. Większości ludziom było to na rękę, gdyż nawet ci, przybyli z krańców dystryktu, nocowali w Pavalon Rench ze znaczą zniżką z tytułu zdającego w egzaminie.
- - -
-Jak się nazywasz?!
-Leone Marshall, prze pana!
-Nie jestem żadnym panem tylko sierżantem do pilnowania takich bachorów jak wy! Padnij i 20 pompek!
-Tak jest!
-Z uśmiechem na twarzy i śpiewając 'O jutrzenko, wojny nadszedł czas!'
-Z przyjemnością!
O jutrzenko, moja miła
Wojny nadszedł dzisiaj czas.
Obyś nad nami świeciła,
Gdy zginiemy wszyscy wraz...
-Jak się nazywasz?!
Główna Komendant weszła na plac na którym Juwen Heartail szkolił tegorocznych 'świeżaków'. Wśród nich znaczącą większość stanowiły dzieci w wieku Liv, choć ich liczba nie przekraczała nawet 100. Parker prychnęła. I tak do przyszłego roku odpadnie przynajmniej jedna trzecia a do egzaminu zostanie pewnie tylko połowa. Odkąd zapanował względny pokój nikt już nie zaciągał się do nich. Niektórzy twierdzili, iż to z powodu jej 'oryginalnego' charakteru.
-Paul Sam, panie sierżancie!- mały dwunastoletni chłopiec stanął na baczność.
Było to miejsca bardzo przestronne, choć nie tak efektowne jak hala główna gdzie było pełno profesjonalnego sprzętu i konkretnych torów sprawdzających poszczególne umiejętności fizyczne. Po nich zwykle odbywały się testy psychologiczne i każdy z chętnych modlił się by nie dostał jako egzaminatora Główną Komendant.
W tym roku jednak Parker nie zamierzała brać udział w drugiej części egzaminów. Już wcześniej słyszała pogłoski, iż średnia córka Prynthii zamierza stawić się do szkoleń i zamierzała właśnie na niej skupić większość swojego czasu w dystrykcie. I nawet gdyby to były tylko plotki śnieżnowłosa z chęcią raz jeszcze ujrzałaby dawną współpracowniczkę.
Po zakończeniu testów sprawnościowych tegoroczni kandydaci wrócili do domów by oczekiwać na jutrzejszy wynik i ewentualne przejście do testów psychologicznych, które miały miejsce w lokalnej szkole- Neptun Sky High. Większości ludziom było to na rękę, gdyż nawet ci, przybyli z krańców dystryktu, nocowali w Pavalon Rench ze znaczą zniżką z tytułu zdającego w egzaminie.
- - -
-Jak się nazywasz?!
-Leone Marshall, prze pana!
-Nie jestem żadnym panem tylko sierżantem do pilnowania takich bachorów jak wy! Padnij i 20 pompek!
-Tak jest!
-Z uśmiechem na twarzy i śpiewając 'O jutrzenko, wojny nadszedł czas!'
-Z przyjemnością!
O jutrzenko, moja miła
Wojny nadszedł dzisiaj czas.
Obyś nad nami świeciła,
Gdy zginiemy wszyscy wraz...
-Jak się nazywasz?!
Główna Komendant weszła na plac na którym Juwen Heartail szkolił tegorocznych 'świeżaków'. Wśród nich znaczącą większość stanowiły dzieci w wieku Liv, choć ich liczba nie przekraczała nawet 100. Parker prychnęła. I tak do przyszłego roku odpadnie przynajmniej jedna trzecia a do egzaminu zostanie pewnie tylko połowa. Odkąd zapanował względny pokój nikt już nie zaciągał się do nich. Niektórzy twierdzili, iż to z powodu jej 'oryginalnego' charakteru.
-Paul Sam, panie sierżancie!- mały dwunastoletni chłopiec stanął na baczność.
-Hm...- Heartail wyprostował się i podrapał w brodę- MYŚLISZ, ŻE MOŻESZ SIĘ TAK DO MNIE ZWRACAĆ?! Na ziemię i 30 pompek!- podniósł głos na chłopaka. Parker zaśmiała się pod nosem po czym zauważyła Liv, w środkowym rzędzie, stojącą nieszczęśliwie obok przepytywanego wcześniej chłopaka. Dziewczynka stała wyprostowana i podenerwowana a jej ekscytację zdradzał tylko głupawy uśmieszek podniecenia, iż w końcu mogła zgłosić się na szkolenia.
-Jak się nazy...
-Livender Sotoke z 17. dystryktu!- wyrwało jej się nim sierżant zdążył dokończyć zdanie.
Heartail uśmiechnął się.
-Dlaczego miałbym cię przyjąć na szkolenia skoro nie pozwalasz mi dokończyć zdania?!
-Jak się nazy...
-Livender Sotoke z 17. dystryktu!- wyrwało jej się nim sierżant zdążył dokończyć zdanie.
Heartail uśmiechnął się.
-Dlaczego miałbym cię przyjąć na szkolenia skoro nie pozwalasz mi dokończyć zdania?!
-Gdyby pan tak nie krzyczał nie byłabym tak zdenerwowana by przerywać panu!- odparła na jednym tchu.
Parker roześmiała się pod nosem. Ta dziewczynka była bardziej podobna do matki niż sądziła. A nie sądziła, gdyż jako średnia, druga córka, dorasta i dorastała w przekonaniu, że pierwowzorem i ideałem córki jest Anita- najstarsza z dzieci państwa Sotoke. Ponieważ to ona zajmowała uwagę rodziców, kończąc studia medyczne Liv postanowiła zaimponować rodzicom i zaciągnąć się do wojska, co podsycały równie coroczne wizyty składane w ich domu przez samą Główną Komendant Panem.
Parker roześmiała się pod nosem. Ta dziewczynka była bardziej podobna do matki niż sądziła. A nie sądziła, gdyż jako średnia, druga córka, dorasta i dorastała w przekonaniu, że pierwowzorem i ideałem córki jest Anita- najstarsza z dzieci państwa Sotoke. Ponieważ to ona zajmowała uwagę rodziców, kończąc studia medyczne Liv postanowiła zaimponować rodzicom i zaciągnąć się do wojska, co podsycały równie coroczne wizyty składane w ich domu przez samą Główną Komendant Panem.
-Myślisz, że możesz do mnie pyskować?! Na z....
-Tak jest!- wyrwała się Liv i rzuciła na ziemię robiąc pompki, jedna za drugą.
Zapadłą chwila ciszy. Wszyscy stojący w rzędach spojrzeli na brunetkę, przerażeni co zaraz się stanie. Heartail również stał zdumiony, czekał nawet aż dziewczynka dojdzie do 10 pompek jednak ta dalej je robiła, fakt, że z coraz gorszym skutkiem- jednak robiła.
-Dlaczego chcesz pracować w wojsku?!- krzyknął nagle podczas gdy ta wciąż ćwiczyła.
-By służyć wiernie prezydentowi i całemu Panem!- wykrzyknęła z całych sił.
-Panem nie potrzebuje takich słabeuszy!
-To prawda, jednak pan znalazł jakoś tę pracę!- odparła robiąc kolejne serie.
Obecni kadeci zachichotali pod nosem, wraz z stojącą nieopodal Parker.
-Dlaczego wciąż robisz te pompki?!- zirytował się nagle sierżant.
-Ponieważ Sam przestał je robić gdy pan podszedł do mnie!
-Tak jest!- wyrwała się Liv i rzuciła na ziemię robiąc pompki, jedna za drugą.
Zapadłą chwila ciszy. Wszyscy stojący w rzędach spojrzeli na brunetkę, przerażeni co zaraz się stanie. Heartail również stał zdumiony, czekał nawet aż dziewczynka dojdzie do 10 pompek jednak ta dalej je robiła, fakt, że z coraz gorszym skutkiem- jednak robiła.
-Dlaczego chcesz pracować w wojsku?!- krzyknął nagle podczas gdy ta wciąż ćwiczyła.
-By służyć wiernie prezydentowi i całemu Panem!- wykrzyknęła z całych sił.
-Panem nie potrzebuje takich słabeuszy!
-To prawda, jednak pan znalazł jakoś tę pracę!- odparła robiąc kolejne serie.
Obecni kadeci zachichotali pod nosem, wraz z stojącą nieopodal Parker.
-Dlaczego wciąż robisz te pompki?!- zirytował się nagle sierżant.
-Ponieważ Sam przestał je robić gdy pan podszedł do mnie!
Sam przeraził się a Heartail obdarzył go nienawistnym wzrokiem.
* * *
-I jak poszło kochanie?- matka Liv przyszła wieczorem odebrać córkę ze szkoleń.
-Wspaniale, mamusiu! Dostałam się! Mogę spać z dziewczynami w obozie? Przecież wiesz, że już wcześniej się spakowałam...- brunetka była przepocona lecz wciąż podekscytowana. Wyglądało na to, iż Prynthia nie doceniła własnej córki. Może w końcu przeszedł czas ją zauważyć?
-Dobrze kochanie, w końcu to tylko dwa tygodnie...- zaczęła gdy zauważyła przemęczonego Paula Sama biegnącego wzdłuż dziedzińca przed halą- Liv, czy to nie Paul Sam?- zdziwiła się.
-Tak mamusiu. Nie przejmuj się zostały mu tylko trzy kółeczka. Chodźmy, chodźmy, musisz mnie zapisać do pokoju!- brunetka pociągnęła matkę za rękę w kierunku namiotów dla tegorocznych kadetów i zdających.
Świetne! Nareszcie znalazłam chwilkę czasu, żeby zabrać się za Twojego bloga. Zaskoczyłaś mnie. Potrafisz pisać intrygująco i zachęcić czytelnika do dalszego czytania :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, jak opisujesz wszystko, co się dzieje. Chciałabym tak umieć :) No i oczywiście rozbawił mnie fragment, kiedy Liv robiła pompki ;)
Jak na razie przeczytałam tylko ten post, ale już idę czytać resztę. Pozdrawiam i życzę weny :)
Maddy
P.S. W wolnym czasie zapraszam do mnie:
http://historia-siedemnastolatka-z-osemki.blogspot.com
hahaha podoba mi się. Jakiś flashback z dzieciństwa? Liv była słodka jako mała dziewczynka, tylko Sama mi szkoda (ale jeżeli znęcanie się nad nim jest jedynym pretekstem dla którego go wcisnęłaś to rób tak dalej^^). Jednak nie jest u ciebie tak źle ze stylistyką, zaistę ujdzie.
OdpowiedzUsuń