For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



niedziela, 14 grudnia 2014

Świąteczny flashback ~
Kojący krzyk bólu

storia zbliża się do końca, choć dla mnie nigdy się nie skończy, i bądź co bądź będę dalej dla siebie pisać, a co! dlatego w ramach fillerowania (w sumie i flashbackowania) mała ciekawostka/niespodzianka czyli kolejna, tym razem nawet dosłowna perspektywa, kogoś kto już nie występuje, jak również został zapomiany. to prawda, że nie można pamiętać o wszystkim i wszystkich, nie można być idealnym. mam nadzieję, że widocznie przedstawię kilka osób z zupełnie innej perspektywy, pokazując, że nie tylko społeczeństwo i otoczenie nas kształtuje, ale także pewne konkretne zdarzenia i przypadki. w końcu fatum nigdy nie było łaskawe.
błędy w tekście są zamierzone, związane z formą wypowiedzi (patrz: koniec, domyśleć się, prosz)



- - -

"Nigdy nie prosiłam się o to. Nie zgłosiłam się, nie wystawałam ponad miarę. Myślę, że byłam sumiennym dzieckiem. Pracowitą córką. Nigdy nie odmawiałam własnych obowiązków, nie czułam żadnej nie sprawiedliwości. Aż do wtedy.

Podobno mogli to robić bardziej otwarcie, i miałam szczęście, że u nas nikt tak tego nie ogłaszał- ale wszywka w nowy szkolny uniform, przedstawiająca mnie jako trybuta, była ponad moje siły. Czasem, żeby zaszaleć, a może coś zmienić stawiają nam nowe odzienie i za pomocą nich komunikują się z nami.

Nie pamiętam dobrze, co wtedy czułam. Prawdopodobnie obojętność, nie chciałam uciekać jak on. Mój współtrybut. To było widać po nim od razu. Pierwszy raz zauważyłam go jak wracał z zajęć i Reddy mi go pokazała. Kilkoro chłopców ze starszych klas nabijało się z niego, mówiąc "Co masz taką tęgą minę, jakbyś został trybutem, stary!". Może to nawet nie jest dobre słowo. W sumie nikt, się zbytnio nie śmiał. Co by było jeszcze, gdyby w toku nerwowości wygadałby się bądź uciekł? Ktoś musiałby za to zapłacić.

Nie wiem co mnie podkusiło, ale przy kolacji od razu powiedziałam:
-Mamo, pożegnaj się ze mną.
Pamiętam tą znamienną ciszę, jaka zapadła w pokoju. Nie był to skromny dom, nigdy nie byliśmy biedną rodziną, jednak do dobrze prosperujących brakowało nam tyle co do żyjących na skraju nędzy w dalszych dystryktach.
Ta cisza i wzrok mamy, przypomniały mi odejście ojca i mojej siostry. Nieplanowane odejście siostry, zresztą jak i ojca, który został zmuszony do powrotu do 12., dystryktu, w którym mieszkała jego siostra, po tym jak nowe podziały administracyjne, rozdzieliły ich na prawie 20 lat. Po jej śmierci przyszło do niego zawiadomienie o nakazie zajęcia się jej dziećmi, a moimi kuzynami. Miałam wtedy 11 lat, a Maddie 7. Nie byłyśmy gotowe na jakąkolwiek rozłąkę z rodzicem, zwłaszcza, że miała być ona na stałe. Rektor 12. był, i nadal jest, niezwykle podłym człowiekiem. Jedynie uchylił się do prawa dziedziczenia i krwi, dlatego zezwolił na przyjadz głowy naszej rodziny do transki, jednak miał to być przyjadz dożywotni, bez powrotu i samotny.

Nie pamiętam, kto bardziej rozpaczał. Ja, Maddie czy nasza matka. Jedno było pewne- kochaliśmy się i wspieraliśmy, dlatego nie mogliśmy pozwolić by nasza rodzina w 12. miała zostać sama. Zwłaszcza, że mąż mojej cioci zmarł kilka lat wcześniej.

I pamiętam tą ciszę na dworcu, gdy ojciec spakowany stał, wpatrzony w krajobraz Greenville, jakoby to miałbyć ostatni raz w jego życiu. A przecież był, jednak w jego oczach widziałam nadzieję na powrót, nadzieję, która dodawała mi otuchy. Myślę, że mama również to widziała, a patrząc na to z perspektywy czasu, myślę że Maddie, nie zauważyła tego, i nigdy nie była w stanie dojrzeć prawdziwych zamiarów, marzeń czy myśli innych ludzi, nawet rodziny. Ona była taka radosna i niewinna. Zapamiętałam jej ciemną skórę, znak charakterystyczny naszej rodziny. Byliśmy mulatami, jednak Maddie miała brązowe, proste włosy i niemal złote oczy, co mimo wszystko było dość rzadkie u nas. Mimo wszystko, ponieważ nasz mentor również je miał. Wtedy po raz pierwszy przypomniała mi się Maddie, i zastanawiałam się czy już wszyscy opuszczą moją matkę.

Nikt nie przypuszczał, że wkradła się do pociągu którym jechał nasz ojciec. Dopiero kilka dni później otrzymaliśmy list od taty, że Maddie pojechała z nim, i zostanie już tam. Na zawsze. Choć to było oczywiste od jej zniknięcia, oboje z mamą skrywałyśmy gdzieś myśli, że może gdzieś jest w Greenville, że schowała się u którejś z koleżanek bądź w jednej ze swoich wielu kryjówek, w które udawała się gdy była smutna lub zła to na mnie to na rodziców.

Gdy oznajmiłam mamie, że zostałam trybutem zapadła właśnie cisza podobna do tej, która panowała na dworcu, gdy odjechał transport taty, i kiedy Maddie gdzieś przepadła. Moja mama nigdy nie była głupia. Domyśliła się, tak jak wtedy na dworcu, że młodsza córka odeszła, nie mogąc puścić rodzica w nieznane, tak zrozumiała, że niedługo umrę. Spojrzała wtedy na mnie pełnym miłości i wiary wzrokiem a jej słowa zapamiętałam na zawsze.
-Nie będę miała ci tego za złe.

Rozpłakałam się gdy je usłyszałam. Babcia za życia lubiła powtarzać, że bystrość i jasność umysłu odziedziczyłam po mamie, jej córce. Od razu zrozumiałam, że moja mama pozwoli mi na ucieczkę od obowiązku wylosowanego, że zaakceptuje to, oraz fakt, że jako moja jedyna rodzina, będzie musiała za mnie iść. Ale ja nie potrafiłam. Nie mogłam jej tego zrobić, przecież został jej ojciec i Maddie, którzy pisali czasem i dwa razy w tygodniu do nas. Do niej. Raz na miesiąc telefonowali. Żyliśmy jedynie nadzieją, że pozwolą im albo nam przeprowadzić się i zjednoczyć. Jednak to nigdy nie nastąpiło.

Nigdy nie poznałam tych, przez których spotkał nas taki los. Moją ciocię znałam ze zdjęć a jej dzieci w ogóle nie znam. Pamiętałam jedynie moją siostrę, chociaż jej obraz z roku na rok tracił na sile, często zapominałam jej głos, czy kolor włosów, jedynie jej oczy dodawały mi otuchy. Lubiłam na nią wołać 'kocico', gdyż bywały takie chwile, gdy naprawdę zdawała się świecić tęczówkami w ciemności.

Znienawidziłam dzień dożynek dopiero pod koniec, kiedy w pociągu jechałam w ciszy do Koloseum, razem z moim mniej już roztrzęsionym, ale wciąż niepewnym siebie ognistowłosym współtrybutem, Evanem Faithem, otwarcie flirtującym ze mną mentorem o złotych oczach, Alexem Parchem, oraz Aionelem Hyunem, naszym osobliwym i radosnym rektorem. Zobaczyłam wtedy, że tegorocznym trybutem 12. jest Maddie. A może wtedy już- Madeline Brown, moja mała siostra.

Jestem pewna, że ból jaki mnie wtedy przeszedł, nie jest możliwy do porównania z bólem moich rodziców- ojca, którego prawo zmusiło do zmiany nazwiska i otoczenia, porzucenia wszystkiego co miał- i matki, której została już odebrana ostatnia rzecz jaką miała. Nie wyobrażam sobie, jak to jest stracić dwoje dzieci jednego dnia. Ja stracę życie a oni jego sens.

Jedyne co, miałam nadzieję, że ocalę moją siostrę, więc razem z Parchem, opornie ale jednak, przekonaliśmy Evana by zrobić sojusz nie-centralnych dystryktów. Mam nadzieję, że uda mi się ją uratować... "

-Chcesz coś jeszcze dodać?- Alex Parch zastopował dyktafon.
Olivia Nikane zamyśliła się.
-Po Igrzyskach wywalcie to, spalcie. Nie dobijajcie jej tym, już i tak jestem martwa...- urwała dając znak, by mentor wznowił nagrywanie. Po ponownym włączeniu wzięła głęboki wdech- Nie miej mi mamo za złe, jeśli jej nie ocalę- latynos wyłącza urządzenie i wychodzi z pokoju, zostawiając dziewczynę samą w ciemności bólu i goryczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz