Po arenie wędrowało echo niedawnego wystrzału. Niewielu trybutów jednak go usłyszało. Na pewno nie Aurriel Thomson z dystryktu 7. z Bernardem Parchem z dystryktu 11.
- - -
Annaise Virgwood z dystryktu 4. przedziera się przez kolejne zarośla namorzynów. Wygląda na to, że trafiła na jakąś wyjątkowo bogatą w roślinność okolice. Na jej pech i szczęście jej ofiary.
Drobna blondynka przed nią głośno dyszy. Nie jest w najlepszej formie do uciekania. Przydałaby się kryjówka. Jeszcze wczoraj wieczorem wszystko było w porządku, a przynajmniej tak jej się wydawało. Miała sojuszniczkę, bezpieczną przystań ze znalezioną łodzią a także całkiem duże zapasy jak na nie dwie i okolice do obserwacji. Nie mogła przepuszczać, że następnego dnia, trzeciego dnia Igrzysk, tuż po śniadaniu miało to się zmienić. Nie mogła przewidzieć, że w takich okolicznościach nie można znaleźć sobie przyjaciół.
Jest w końcu tylko wnuczką zwycięzcy, nigdy nie przejmowała się dożynkami ani samymi Igrzyskami. Tlenione włosy, zadbane paznokcie, a nawet idealny makijaż nie pomogą jej teraz. Cevaila Perks z dystryktu 5. przystaje za grubym pniem drzewa. W oddali słychać zbliżającą się byłą już sojuszniczkę. Głęboka rana w poprzek ramienia w końcu z nią wygrała. Widok cieknącej krwi, a może sam jej zapach, wzbudził w dziewczynie naturalne instynkty do ucieczki, instynkty, które latami hamowane i wyciszane nie zdołają już jej pomóc. I tak już długo to trwa. Gdy tylko Virgwood ją zaatakowała, dziewczyna instynktownie kopnęła ją, spychając do wody. To dało jej dużą przewagę, jednak krew kapiąca na ziemię oraz jej brak przygotowania nie pozwoliły w pełni skorzystać z tej szansy. "A gdyby miało być inaczej..." zamyśla się blondynka.
- - -
-Do cholery, Perks, nie utrudniaj mi tego!- czerwonowłosa dziewczyna zbliża się do kryjówki Cevaili. Po tym jak okazało się, że wnuczka Perksa ma jednak wrodzony refleks dziadka i wrzuciła ją do wody Annaise się zdenerwowała nie na żarty. Wyjątkowe zasady, to ona je rozgryzła! I miała jeszcze przez to przegrać? Gdzie jeszcze znajdzie sojusznika? Na wyjątkowej arenie z okazji 4. Ćwierćwiecza, wcale nie chciała ich szczególnie szukać. Wśród byłych zwycięzców. Przecież i tak ma go zabić. O tak, w poprzedniej rozgrywce Virgwood niesłychanie długo była w sojuszu z kilkoma osobami, razem przeżywając niemal całe igrzyska. Dopiero czwartego dnia wpadli w pułapkę sojuszu 3. z 17. Podtruli ich cały sojusz, przez co Ana widziała jak jej przyjaciele przestają się ruszać, ich mięśnie odmawiają posłuszeństwa a także porzucają swoje funkcje. Kapitolskim truciznom zajęło niecałą godzinę by ich zabić. Tylko ona przeżyła. I teraz też przeżyje. -To ja jestem zwycięzcą!
Wyjątkowe zasady wymusiły na Annaise zmianę strategii. Nie mogła już dłużej liczyć na sojusz.
- - -
-Hahaha, to bardzo możliwe!- Remuo Amor śmieje się. Jego poranny program z pewnością będzie miał rekordową oglądalność. Już drugiego dnia Igrzysk doczekano się dwóch zwycięzców, a gra wciąż trwa. Jednak zostawiono ich do końca dnia, by z rana, trzeciego dnia Igrzysk przedstawić ich bliżej Koloseum. Dlatego właśnie do grona tej dwójki dołącza ktoś jeszcze. -Doszły mnie również słuchy, że za chwilę ktoś do nas przyjdzie!
-Och, naprawdę?- Aurriel Thompson z dystryktu 7. sztucznie uśmiecha się. Nie miała najmniejszej ochoty zostawiać swoich sojuszników. Pierwszy raz porzuciła zabijanie na arenie, ba, zaczęła bronić najsłabszych. Teraz nie tylko zostawiła parę z 12. na pastwę zwycięzców ale przede wszystkim z Rainardem Howardem z dystryktu 6., dużo od nich starszego i silniejszego mężczyzny, których ich wcześniej zaatakował. Turkusowłosej nie wydaje się, by nadal chciał być z dziećmi w sojuszu.
-Tak, a ponieważ tak bardzo mi się spodobaliście, mogę wam chyba uchylić rąbka tajemnicy któż to taki!- spojrzał na widownię, która zachichotała z podniecenia.
-To raczej oczywiste, skoro Igrzyska lecą na żywo.- zauważyła drzewiasta dziewczyna i spojrzała na siedzącego obok niej 13-latka, brata Alexa Parcha, Bernarda. Młody Latynos instynktownie zaśmiał się pomimo bólu w lewym ramieniu. Zaraz po wydostaniu się z areny nastawiono mu bark, jednak zarobił kilka siniaków w czasie wspinaczki. -Ależ Remuo, no nie daj się prosić!- dodała Aurriel, której widok Bernarda pokrzepił, dodając otuchy i wiary, że brat Ateena dotrzyma umowy z nią i obroni trybutów z 12. Po chwili zza sceny wyłania się bordo włosa trybutka z 4. w krótkiej do kolan, falbaniastej sukience.
- - -
-Parker, słyszałaś?!- Liv wbiega do apartamentu 17. Głupi wybór, przecież wczoraj wyprowadziła się od nich. -Ych... - odwraca się na widok biegnącego za nią Sama i Pharadai'a. Zostawiła ich gdy tylko dowiedziała się o śmierci Alexa.- Ona jest na dole... Mój ojciec znowu ją przyjął...- zaczyna gdy obydwoje są już przy niej.- Przepraszam, spanikowałam.- łapie się za ramiona.
-W porządku, Liv, to nic złego...- zaczął Pharadai ale Liv mu przerwała:
-Gdzie się powiesił?
-Słucham?
-Gdzie się powiesił Alex? Siedziałam z Samem przed ich apartamentem, jakoś nawet Strażników Pokoju nie było widać, więc gdzie?
-Liv czy to ważne...- stylista widocznie nie chciał jej zdradzać szczegółów. Dziewczyna spojrzała wymownie na Paula.
-Idziemy, Sam.
-Hej, dokąd idziecie? Czekajcie!- krzyknął niebieskowłosy po czym zaczął za nimi iść. Nie trwało to długo, Liv skierowała się do jedynej osoby, która wzbudzała w niej resztki zaufania. I wcale nie była to Parker.
* * *
-Dobra, jeszcze raz: Parker wygoniła mnie do ciebie, Baduin, bo zniknęły nam awoksy z pokojów, a ona nic o tym nie wiedziała?- podsumowała Liv wycieczkę do szpitala w którym leża niedoszły martwy mentor 17. przez którego to ona z Samem musieli w tym roku wspierać trybutów 17.,
-Prawdopodobnie tylko nam- dodał Pharadai, coraz bardziej przywiązując się do tego rodzaju rzeczownika.
-Czy my spiskujemy przeciwko Parker?- Baduin wyraźnie był zdenerwowany. -Wolałbym nie wchodzić jej za skórę...- zaczął bardziej podciągać kołdrę na siebie.
-Dlatego tu trafiłeś?- rzuciła z uśmiechem średnia Sotoke jednak nie dostała odpowiedzi przez długi czas. -Nieprawda.- spojrzała wymownie na pozostałą dwójkę.- To po co ja tu jestem?!- zdenerwowała się. Parker nie mogła być aż tak mściwa.- Nie oszukujmy się, ona chciała bym tu przyszła...
-A może kończą jej się zagadki, którymi ciebie dezorientuje.- Pharadai wzdrygnął ramionami.
-A od kiedy ty w nią wątpisz?- były mentor był wyraźnie zdziwiony. -Kto jak kto ale myślałem, że ty jej ufasz. Zwłaszcza, że to dzięki niej...
-To-już-nie-ważne- przerwał mu zdecydowanie stylista. Liv zmarszczyła brwi. Cała sprawa z 4. Ćwierćwieczem stawała się coraz bardziej podejrzana i wydawało się, że z każdej strony związana z tym jest Parker. Po chwili przypomniała jej się przedwczorajsza rozmowa z Meadow, ich awoską, która została tajemniczo zabrana przez Strażników Pokoju z baru 'Capitol Frest', gdy chciała wyjawić jej, Faithesowi z 18. i Alexowi Parchowi z 11. tajemniczy plan dotyczący upadku Panem.
-Ja chyba coś wiem. -odezwała się poważnym tonem głosu.
- - -
-Poznałam też kilka nowych osób- Anita opowiadała o swoim porannym treningu- Jednak moją faworytką jest nadal Ethiel, więc wciąż uważam, że dobrze jest mieć ją w sojuszu. - bawiła się sałatą na talerzu.
-I pewnie nadal nic nie wspominała o Learze?- spytała Parker, siedząca z brzegu stołu. Liv siedziała między Samem i Pharadaiem, a na przeciwko nich była Phoebe z Anitą i Learem. To było dużym zdziwieniem dla Phoebe, że będą musieli sami przygotować sobie posiłek, dlatego po wielu wzdychaniach i pytaniach sprowadzili jej ulubionego kucharza, który przygotował dla nich posiłek.
-A tak jakoś...- Anita wyraźnie speszyła się- Wybacz młody, jak mus to mus.- była wyraźnie w bojowym nastroju. Liv musiała przyznać, że gdyby nie znała siostry i nie wiedziała jaką przemianę ona przeszła polubiła by taką ją. Otwartą i szczerą a przede wszystkim rozrywkową i pełną wiary w siebie. Nagle poczuła jak ktoś dotyka jej kolan. Gdy spojrzała na nie usłyszała:
-Ciii, patrz na talerz.
Dziewczyna udała że patrzy na jedzenie, by kątem oka zauważyć karteczkę na kolanach. I doskonale wiedziała od kogo była.
-I tak mi się nie wydaje by zostawili stare zasady- kontynuowała Anita- W sensie, jasne, możemy spróbować dobić dziesięciu, ale jak już dojdzie co do czego... Myk, myk Lear.- puściła mu oczko.Chłopak mimowolnie roześmiał się. Na treningu nie szło mu za dobrze, jednak jego atutem była młodość i zdolność do naśladowania, dlatego przypadł do gustu Edanowi Bloodbathowi z dystryktu 18. a także jego sojusznikom. Ale o tym nie chciał nikomu jeszcze mówić. 36 osób w sali treningowej to wystarczająca ilość by nie każdy z nich zwrócił na niego uwagę. A to tylko stwarza okazję. Mnóstwo okazji.
-A ja byłam u Baudina- odezwała się głośno Liv, wiedząc, że i tak zostanie spytana.- Wiecie, że ma stopę cukrzycową? Tak- zwróciła się do Pharadaia- wiem, gdzie jest biblioteka. I nie, nie skorzystałam z niej. Znalazłam w sieci.- wszyscy roześmiali się w trakcie czego Liv sprawdziła karteczkę na kolanach. "Spotkajmy się wieczorem. S." "Supermenie, czego znowu chcesz..." zaśmiała się w myślach, zastanawiając się co Sam miał na myśli.
-Och, nie żartujmy, to bardzo poważne- uspokoiła ich Parker.- A ja byłam u Ravensona. - wszyscy przerwali posiłek. -No co?
-Byłaś u Ravensona?- powtórzyła Liv.
Parker wywróciła oczami.
-Podobno wszystkie nasze awoksy zachorowały. Zaraziły się od jednej, którą wysłałam z przesyłką na zewnątrz a że mają jeden pokój...- wzdrygnęła ramionami.
-A nam nic nie będzie?- zaniepokoiła się Phoebe.
-Wszyscy tu obecni byli szczepieni przed Igrzyskami, więc raczej wątpię.
-A dostaniemy jakieś nowe?- wtrąciła średnia Sotoke.
-A co, już ci się tak spodobały, co?- uśmiechnęła się Anita. -Nie chwaliłaś się tym w domu, moglibyśmy sobie takie załatwić.
-A ciebie co ugryzło?- zdziwiła się brunetka, słysząc wyraźną pogardę w głosie siostry.
-Nic, tak pytam. Fajnie by było żeby mama nie musiała sprzątać w tym dużym domu. No i w szpitalu jak wiesz, brakuje nam personelu. Choć nie powiem, że mają pewne braki- zaśmiała się otwierając szeroko buzię i wyciągając lekko język.
Liv wstała gwałtownie od stołu, depcząc karteczkę od Sama.
-Anita, trochę przesadzasz...- zaczął Pharadai.
-No tak, niech mnie poucza Kapitolczyk. Co za ironia...
-W naszym domu nie było awoks. Zresztą spójrz na nas, jesteśmy ciemni. Nie przysługuje nam pełnia praw.- wyjaśniła Phoebe. Liv była pod wrażeniem siostry Pharadaia. Już w zeszłym roku jej zaimponowała, gdy zaczęła ją szkolić zamiast Baduina a potem, gdy okazało się, że zastąpiła swojego brata w wojsku.
-To dlatego was też obowiązywała łapanka.- dodała Parker smutno.- To były... przykre czasy. Ale jestem z was obojga dumna, świetnie- zaznaczyła to słowo wypowiadając je - sobie wtedy poradziliście. Nie zasłużyliście na taki los jednak przyjęliście go z godnością. Dlatego... to Ćwierćwiecze jest takie ważne. Wiele się zmieni, naprawdę wiele, ale uwierzcie mi, że wyjdzie nam to na dobre. Lear- zwróciła się do szatyna na przeciw niej- jeśli masz jakieś pytania czy chcesz pomocy, możesz zwrócić się do każdego z nas. Obserwuję cię i widzę jakie robisz postępy- dodała wymownie- To dobry wybór.- uśmiechnęła się do chłopaka. Lear skinął głową w podziękowaniu. Anita prychnęła. -Anito- zwróciła jej uwagę- zachowujesz się jak rozpieszczona siostrzyczka z kompleksem młodszej siostry. To ironia, bo jesteś najstatrsza i- spojrzała wymownie na Liv- ta rola raczej od dawna jest już zajęta.- średnia Sotoke obdarzyła ją dziękującym spojrzeniem, dopiero po chwili przekręcając się w grymas. Parker z trudem powstrzymała śmiech, dlatego znów przerzuciła wzrok na siostrę dziewczyny-Więc nie zachowuj się, proszę, jak idiotka. Rozumiem, że imponują ci osoby, które stanowią przeciwieństwo twojego dotychczasowego stylu życia... ale to my jesteśmy twoją rodziną. A przede wszystkim Liv, twoja siostra. I Sam, twój mentor, Uszanuj ich prośby i rady.
-Dobra, dobra- Anita westchnęła- Przesadzam, wiem, ale to ze strachu- rzuciła obojętnie, jednak wszystkich zaskoczyła jej szczerość. A także kolejne słowa: -Chyba jednak boję się śmierci.
Liv omal nie wzruszyła się, wyglądało na to, że jej siostra jednak nadal jest sobą. Usiadła z powrotem, schylając się przy okazji po karteczkę od Sama.
-W ostatni dzień treningu są prezentacje umiejętności. Między treningami, zwłaszcza popołudniowymi jest najwięcej sponsorów na sali. Choć nie wątpię, że w tym roku raczej dopisuje frekwencja, co?- zaczęła znowu Parker.
W tym czasie Liv westchnęła pod stołem i pociągnęła Paula za nogawkę.
-Sam, nie zawiązałeś sobie sznurówek. Co z ciebie za robot, chodź tu, nauczę cię.
Wszyscy się roześmiali, oprócz Parker, która wiedziała, że to niemożliwe.
-Co jest?- spytał Sam pod stołem podczas gdy była komendant dawała ich rodzeństwu kolejne wskazówki.
-Nie napisałeś gdzie. -szepnęła brunetka, przypominając mu o karteczce.
-Gdzie co?- spytało єςнσ™, najwyraźniej nie wiedząc o co chodzi dziewczynie.
-Sam, nie żartuj sobie, to z twojej strony poczułam, że mi ją dajesz...- zaczęła wyjaśniać jednak zimne spojrzenie byłego współtrybuta onieśmieliło ją. Czy naprawdę już nie żył? A co ważniejsze, nie mógł kłamać, więc naprawdę nie wiedział o co jej chodzi. Dziewczyna zwątpiła we własne słowa. -Ech, nieważne, pomyliłam się.- poklepała martwego chłopca po ramieniu i wróciła na górę.
-No, no robaczki, może wynajmiecie sobie pokój jednak, co?- rzuciła z uśmiechem Anita na widok pojawiających się po kolei Liv i Sama.
-A to ci się nawet udało, wiesz- Phoebe pokiwała głową i wszyscy roześmiali się, oprócz Paula, którego twarz pozostała niezmienna cały czas i średniej Sotoke, która niepokoiła się karteczką.
- - -
-Anita! Parker mówiła, że masz się mnie słuchać!- krzyczała Liv wieczorem do siostry zza ściany.
-Nie moja wina, że twoja łazienka się zepsuła! Trzeba było czyścić cedzak! Nie ma awoks to kto to ma robić, wiesz jakie ty masz włochy czasem!- odpowiadała jej siostra spod prysznica.
-No nie bądź taka, daj mi się na chwilę wykąpać!
-To ja mam ładnie wyglądać, a uroda potrzebuje czasu! Skorzystaj u chłopaków jak musisz.
Liv westchnęła. Jednak musiała przyznać, że Anita też bała się myśli, by pytać o taką przysługę Parker. Westchnęła, skrzętnie zabierając kosmetyczkę i ręczniki. Chcąc nie chcąc dziewczyna się skierowała kilka metrów dalej do kolejnych drzwi. "Przynajmniej sobie pozwiedzam" pomyślała idąć wzdłuż salonu. Musiała przyznać, że nigdy nie zastanawiała się nad lokalizacją pozostałych pokojów oprócz pokoju rektorki i jej nowego, który wciąż myliła ze starym. Dlatego widok drzwi, za rogiem w salonie zaskoczył ją. Zapukała. Nie od razu otworzono jej, więc dziewczyna uznała, ktoś już tam zasnął. Zaczęła kierować się do swojej części apartamentu, gdy nagle usłyszała klamkę a w progu pojawiła się najmniej spodziewana jej osoba.
-Ty?- zdziwiła się a ciemnoskóra ręka ujęła jej nadgarstek wciągając ją do pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz