For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



czwartek, 22 marca 2018

Rozdział XXVI ~
"Piękniejszym od słowika jest tylko głos umarłych"

Mała postać przedziera się przez chaszcze roślinności. Nie spodziewała się jej tyle na drugim piętrze lasu, zbudowanym z drewnianych mostków i prymitywnych lin służących za barierki. Nie używa ich jednak. Nie musi i nie to w jej głowie. Choć lekko się chwieje nie upada ani nawet nie wpada na grube więzy na krawędzi pomostu. Mimo że jest dawno po północy kroki, choć chwiejnie podejmowane, stawia pewnie i mocno. W jednej ręce trzyma zakrwawiony nóż a w drugiej trzyma coś dużego i ciężkiego, co kołysze się z nią na każdym kroku. Na twarzy uśmiecha się od ucha do ucha szczerząc zadowolona zęby. Oczy otworzyła do granic możliwości a z jej ust wydobywa się na przemian głośny i cichnący chichot. Czasem też pyta pusta przestrzeń:
-Gwiazdeczko, gwiazdeczko moja miła... gdzie jesteś, żeś mnie opuściła...- w międzyczasie dyszy przemęczona do granic możliwości, choć i tak nie zatrzymuje się, wytrwale idąc przed siebie. Za nią tworzy się zeschnięta, brunatnoczerwona ścieżka. Poppy Linea z dystryktu 3. ocieka świeżą krwią swojego sojusznika.



Wtedy zaczyna słyszeć echo niedalekiej rozmowy a w powietrzu zaczyna czuć zapach spalenizny. Ktoś widocznie zgasił niedawno ognisko. Jak wygodnie! Ostrożnie stawia kolejne kroki na suchym drewnie, jak najciszej i wolniej. Po kilku minutach znajduje obozowisko kilku trybutów, jednak w ciemności nie może zobaczyć ilu ich jest ani kim są dokładnie. Ale nie szkodzi. Za kilka godzin zacznie się czwarty dzień Igrzysk.

- - -

-Skończyłem.- Lear wstaje z ziemi zabierając ze sobą prymitywnie skleconą tratwę, zrobioną na wzór noszy pierwszego kontaktu jakie robił w dystrykcie 17. gdy trzeba było kogoś szybko przetransportować do szpitala. -Nie wiem tylko ja zniesie wodę...- zaczął tłumaczyć się gdy Edan Bloodbath z dystryktu 18. i Synth Incub Midas z dystryktu 16. podchodzą do niego.
-To i tak symbolicznie, pewnie za kilka minut zniknie z nam z oczu.- pociesza go krewski i zabiera tratwę na molo. Synth kładzie mu symbolicznie dłoń na ramieniu. Następnie obydwoje podchodzą do molo.

-Jak mogło do tego dojść...- szepcze Lear z łamiącym się głosem. Patrzy jak Edan delikatnie bierze ciało Darii na ręce a następnie z pomocą Syntha umieszcza je na tratwie dryfującej już na wodzie.- Naprawdę musimy robić jej pogrzeb?- pyta z wyrzutem. Edan i Synth obdarzają go chłodnymi spojrzeniami.
-Miej trochę godności, synu.- zwraca mu uwagę 36-latek.
-Poza tym, sama nas o to poprosiła- dodaje złotowłosy Midas.- Gotowa, Dario?
Dziewczyna kiwa głową, po czym Edan popycha małą trumnę w ciemną wodę. Nie mija kilka chwil gdy znika im na dobre z oczu.

-Przecież to jakaś parodia...- Lear wciąż nie kryje oburzenia.
-Mówisz tak ale przecież wyświadczyła nam tylko przysłu..... Co do kurwy?!- gdy Edan wstaje i patrzy na niego smutnym wzrokiem cała okolica nagle zaczyna się świecić na jasno a z tyłu dobiega odgłos poduszkowca. Kilkanaście metrów dalej z wody zostaje wyłowiona trumna Darii. Z oddali dochodzi do nich jej krzyk:
-Zostawcie mnie do cholery, to był mój pogrzeb, dajcie mi umrzeć!

Cała trójka na pomoście obserwuje tę sytuację z wypisanym na twarzy niedowierzaniem.

*  *  *

Po południu Liv była już z powrotem w apartamencie. Urs powiedział, że postara się jej załatwić przepustkę do więzienia, ale zwykle procedury zajmują kilka dni i nie był pewny ile może to zająć z jego protekcją. Obiecał dać jutro jakiś termin a następnie udał się na obrady na które wołał go wcześniej promotor Tansley.
Gdy Liv wróciła do pomieszczenia na stole w jadalni zastawiony był stół szwedzki ze świeżymi warzywami i owocami. Zajrzała z ciekawości do lodówki, która była pełna różnych wyrobów i przetworów. Rozejrzała się. Sam oglądał w salonie jakąś kreskówkę a Parker była w swoim pokoju, co zauważyła, gdy wyszła na korytarzy i zajrzała w uchylone lekko drzwi. Po stylistach nie było nadal śladu.
-Cześć, Liv. Już wróciłaś? Jak wycieczka?- przywitał ją Paul gdy w końcu ją zauważył.
-Hej, Sam...- speszyła się nieco i podeszła do kanapy na której siedział. - Nadal nie mamy awoks?
-Tak. Parker była tak oburzona, że dostaliśmy dodatkowe przydziały prowiantu by już nie przychodziła do organizatora i nie wrzeszczała na kogo się da.
-Byłeś tam z nią?- zdziwiła się. Na co Parker była by w takiej sprawie biomasa
єςнσ wyraźnie speszyło się, jakby zdając sobie sprawę z irracjonalności własnych słów. Odwrócił wzrok od niej i nerwowo poruszał źrenicami. Liv cofnęła się. Czyżby znowu miał mieć zwarcie? Przecież to Juno4, nie powinien być aż tak wadliwy... Zamyśliła się. Narodziny 4. pokolenia androidów nie zostały jeszcze ogłoszone, choć po cichu zaczynały być rozpowszechniane wśród pogrążonych w żałobach rodzin, na scenie rozrywkowej czy politycznej by w końcu je w przyszłości ogłosić a wraz z nim sukces ich powodzenia. Bo były sukcesem, choć wymagającym jeszcze dokładniejszych badań a także zakończenia sprawy Igrzysk. Tylko dlaczego to Sam musiał być tym wadliwym egzamplarzem?

-Mój brat...- zaczął nagle Paul.- Mój brat jest w swoim pokoju. Czy zechciałabyś mu pomóc przygotować się do wywiadów na Igrzyska?- przypomniał jej.
-Och, oczywiście!- zaskoczyła się.- Dziękuję Sam, już mu idę pomaga...- ruszyła w kierunku pokoi gdy nagle zatrzymała się do niego. -Sam...- zaczęła cichym głosem nie odwracając się do niego.- Skąd wiesz, że jesteśmy na Igrzyskach?

-Słucham?- zdziwił się chłopak.
-Skąd wiesz, że jesteśmy na Igrzyskach? Że jestem mentorem. Że ty nim jesteś.- odwróciła się powoli, obdarzając go przerażonym spojrzeniem. Paul jednak wciąż miał neutralną twarz, lekko wykrzywioną w oznace zdziwienia.
-Jesteśmy na wycieczce- uśmiechnął się, choć Liv przysięgłaby, że przyszło mu to z trudem. -Livender.- dodał niemal płaczącym głosem. Otworzyła oczy do granic możliwości. -Jesteśmy na wyciecze...- złapał się za głowę.- Będziemy zwiedzać Kapitol...- zaczął kiwać się do przodu i do tyłu, mamrocząc coś niezrozumiałego już.

Ze łzami uciekła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko. Czy tego potwora mogła spłodzić nauka? Jak Parker choć przez chwilę mogła pomyśleć, że stanie się dla niej kimś bliskim? Czymś bliskim. Przypomniał jej się wczorajszy wieczór. Dlaczego chciał się z nią spotkać a potem nie pamiętał tego? Usiadła zdenerwowana na łóżku a jej wzrok padł na telewizor. I wtedy przypomniało jej się, co robił Paul w jej pokoju, gdy wróciła w nocy od Pharadai. W mgnieniu oka rzuciła się na odtwarzacz szukając płytki nośnikowej. Wzięła kilka oddechów, próbując uspokoić dudniące już z całej siły serce. Zamknęła drzwi na klucz i włączyła odtwarzacz. W końcu nikt jej nie przeszkodzi. Podgłośniła lekko odbiornik i omal nie krzyczy gdy ponownie widzi Evana Faitha z poprzednich Igrzysk włączającego kamerę.

-Cześć, Livender.- przywitał się nieśmiało czerwonowłosy.- Pewnie dziwi cię to nagranie, więc na początek przepraszam za najście.- rzucił niewinnie żart, łapiąc się za głowę.- Pewnie też nie pamiętasz, lub nawet nie praktykujecie tego.... specyficznego rodzaju pamiątek...- zaczął peszyć się.- ... w postaci ostatniej woli. Olivia przed chwilą skończyła swoją.... zostawiać.- zagryzł wargi i opuścił wzrok na podłogę.- Wybacz, jeśli się rozkleję, nigdy nie chciałem być widziany w cudzych oczach za słabego... Zwłaszcza w twoich, Liv.- tu odwrócił się do kamery a Liv zalała się łzami, pamiętając jak w podobny sposób kazał jej się opuścić na arenie i zostawić na pewną śmierć.- A więc do rzeczy...- wziął głęboki wdech- Wybrałeś ciebie, Livender. Ciebie zamiast rodziny. Mogę tylko raz to nagrać i wybieram ciebie, bo wiem, że to przeżyjesz.- w jego oczach zaczynało widać determinację.- Posłuchaj Liv, chcę ci tutaj przekazać coś czego nie mogę...- urwał nagle i przełknął ślinę- nie mogłem- stęknął- przekazać na żywo. Gdy poszedłem cię odwiedzić w więzieniu a także gdy przesiadywałem czasem na korytarzu a raz nawet z słysząc rozmowę Parcha z Hyunem- mówił o swoim mentorze i rektorze-usłyszałem to. Parker nie jest tym za kogo się podaje. Kilku Strażników Pokoju mówiło o niej podobnie a także o tym, że te Igrzyska...

Liv pauzuje nagranie. Ze zdenerwowania nie może prawie oddychać. Serce łomocze w jej klatce piersiowej sprawiając jej ogromny ból. Czuje jak lewa ręka jej drętwieje a sama cała się trzęsie. Dlaczego do końca świata ten rudzielec będzie jej wypominał, że byłby lepszym zwycięzcą od niej. Przecież dobrze o tym wiedziała. Dlaczego jest taka słaba? Krzyknęła, rzucając się na poduszkę.
Chciała tylko tam umrzeć. Nic więcej. Dlaczego uznali to z heroizm. Czyż nie tak to się wszystko zaczęło?

Drętwieje na myśl o dawnych czasach. To nie może się powtórzyć. Nie powtórzy. Ale dlaczego w takim razie Evan zarzucał jej rektorce fałszerstwo swojej osoby? Czy naprawdę dowiedział się czegoś tak ważnego, że mógł o tym tylko poinformować po swojej śmierci? Czy umarłeś celowo na arenie, by móc mi to przekazać?, pomyślała chlipiąc. Wzięła kilka oddechów próbując się uspokoić. Spojrzała na Faitha zatrzymanego w czasie. Takiego go właśnie zapamiętała. Niewinnego choć pewnego siebie chłopca, troszczącego się przede wszystkim o innych. Twórcę sojuszu. I choć to Parker znała dłużej to i dłużej jej się bała i właśnie z tym strachem ciągnęła się historia niepewności i wątpliwości w kolejne wybory i decyzje rektorki, które już od dawna zacierały resztki zaufania brunetki. Dlatego Liv postanawiła zaufać komuś, kto nigdy jej nie zdradził. Włączyła z powrotem odtwarzacz z nową siłą i determinacją, zbliżając się coraz większymi krokami do upadkowi Panem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz