For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



wtorek, 22 maja 2018

Rozdział XXX ~
"Ilekroć byłem wśród ludzi,
nie wracałem sam"

Parker rzuca kolejnym guzikiem z kombinezonu więziennego w ścianę naprzeciwko. Plastikowy przedmiot z cichym echem odbija się i posłusznie wraca w jej sąsiedztwo. Nie było to zajmujące zajęcie a tym bardziej godne kobiety takiej jak ona, jednak wcale nie zależało jej na znalezieniu sobie innej rozrywki w więzieniu. Siedzi od kilku godzin w celi przy ulicy Pallucciego w Kapitolu i nic nie wskazywało na to, że szybko je opuści. A to tylko działało na jej korzyść.

-Przestań już.- słyszy nagle głos zza ściany obok.  Sąsiadka z celi obok najwyraźniej miała już dość tego cichego i nużącego odgłosu. Jednak Parker nie przerywa, wytrwale dalej rzucając guzik o ścianę. Nie jest to zbyt głośny dźwięk ale wśród panującej ciszy stanowi zdecydowaną nadwyżkę. –Wiem, że mnie słyszałaś.- dodaje po chwili głos starszej osoby. Śnieżnowłosa na chwile przystaje przysłuchując się co robi sąsiadka. Z usłyszanych dźwięków uznała, że kobieta jest przy ścianie oddzielającą jej celę od Parker. I na tym jej właśnie zależało.

- - -

Kilka godzin wcześniej
-Cela numer 210., proszę- strażnik więzienny otworzył kratę przed Parker, która jednak nie wchodziła do niej stojąc w skupieniu na korytarzu.
-To musi być pomyłka, nie mogę mieć 210.- odparła odwrócona tyłem do strażnika.
-To jest dokładnie to co tu jest napisane. Nie mogę naginać zasad.- wyjaśnił spokojnie popychając ją lekko w głąb celi.
-Mam alergię!- syknęła cicho odrzucając jego dłoń z ramienia i odwracając się. – Lizz, przecież się znamy.- spojrzała na niego łagodnym wzrokiem. –Twój ojciec wiele mi zawdzięcza, czyż nie?- wspomniała dawne czasy. –Ja tylko chcę innej celi. W tej jest okno a ja mam alergię na wierzby rosnące na zewnątrz.- nie odrywała od niego wzroku. Lizz Hunter zakłopotał się. Jego ojciec faktycznie przez długi czas na niej polegał, w dużej mierze kończąc na stanowisku promotora samego prezydenta. Nie było wręcz dnia w ich domu by Tansley nie wspominał kobiety i nie opowiadał jakiejś krótkiej anegdoty o niej.
-No dobrze.- odezwał się w końcu rozglądając się dookoła. Od wyjścia z konwoju Parker się uspokoiła i pozwolono mu samemu odprowadzić ją do celi. Nie wiedział jednak, że to wszystko było częścią jej planu. –Wygląda na to, że najbliższa cela jest na….- przeglądał papiery i nagle zatrzymał się na rozpisce. Powoli zaczynał rozumieć manipulację kobiety. Podszedł do niej nieznacznie udając, że popycha ją do celi.- Nie ma jej tam Parker, od tygodnia siedzi w innym skrzydle, w izolatce.- szepnął do niej. Kobieta wyraźnie chrząka, szepcząc coś pod nosem. W końcu przygnębiona wchodzi nieznacznie do pomieszczenia odwracając się plecami i pozwalając rozpiąć sobie kajdanki.
-Powinieneś najpierw zamknąć celę.- upomniała go głaszcząc swoje nadgarstki.
-A nie chcesz już do niej?- spytał cicho, chowając kajdanki i wychodząc powoli z celi. Wtedy Parker błyskawicznie zaatakowała go. Chwyciła go za szyję, po czym kopnęła w lewe kolano. Krzyk Lizz’a Huntera szybko rozniósł się wzdłuż korytarzy.


* * *

Dzięki interwencji swojego wujka Liv otrzymała zgodę na wizytę Meadow, mówiącej awoksy dystryktu 17. która obecnie została zatrzymana w Głównym Więzieniu Kapitolu, już następnego dnia. W zezwoleniu (które podpisał Urs, jako oficjalny zastępca prezydenta) określono nie tylko datę ale też dokładną godzinę i czas przeznaczony na wizytę. Dlatego gdy Liv zaczęła wracać do apartamentu 17. przed południem miała naprawdę dobry humor. Nie psuł go nawet fakt, że następnego dnia Anita i Lear mieli ostatni dzień treningu a także prezentacje (które częściowo już omówiła z Learem, zapominając o swojej siostrze) a dzień później mogła ich już nigdy więcej nie zobaczyć.

Dopiero gdy układa sobie jutrzejszy harmonogram dnia zrozumiała jaką jest ignorantką. Przystanęła na korytarzu, kilka metrów przed windą, karcąc samą siebie w myślach. Nie minęło wiele chwil gdy nie otworzyły się drzwi niedaleko i zjawił się przy niej nie kto inny, jak Alex Parch, mentor dystryktu 11., który razem z Faithesem Archaniusem, mentorem dystryktu 18. stanowili jednych z najbardziej opieszałych mentorów tegorocznych (a może i wszystkich) Igrzysk. A Liv od niedawna podzieliła ich los.

-Alex...- przywitała go. Oprócz nich byli tylko rozmieszczeni parami Strażnicy Pokoju wzdłuż korytarza.
-Liv...- latynoski mentor przeczesał swoje niepoukładane włosy. Wyglądał jakby dopiero co wstał a przecież zbliżało się południe.
-Mam nadzieję, że się chociaż wyspałeś.- uśmiechnęła się lekko na jego widok. Ostatnie wypadki jakie przeżywali w trójkę z Archaniusem, chcąc nie chcąc przybliżyły ich by stworzyć coś w rodzaju "znajomości.".- Wiesz, że mentor 16. już dawno jest w mieście?
-Tak jak i ty?- dogryzł jej Alex wyczuwając aluzję do swojego lenistwa. Skutecznie ją tym uciszył. Machnął ręką zapraszając ją do siebie. Trzymając w niepewności list od Ursa, Liv przyjęła zaproszenie.

Apartament 11. także niewiele się zmienił od zeszłego roku, choć Liv była tu tylko raz i nie mogła mieć do tego calkowitej pewności. Gdy spytała Alexa, czy pokój jego brata wygląda jak jego w zeszłym roku ten niechętnie udzielił wymijającej odpowiedzi jakoby sam tego nie pamiętał. Znaczącą różnicą był dla Liv fakt, że 11. wciąż miała swoje awoksy a 17. od trzech dni musiała radzić sobie bez nich.
-Częstuj się- powiedział do niej wskazując jej kuchnię, choć była pewna, że chodziło mu o minibar. Z wielką chęcią odmówiła. Usiadła powoli na kanapie jakby wciąż nie mogąc się na nowo przyzwyczaić do obecności innych osób, które tak niewiele miały znaczyć. Nie wiedziała nawet  co powiedzieć, bojąc się, że się zaraz odezwą. Miała mu zbyt dużo do powiedzenia, mimo że nie planowali spotkania. I chociaż Urs wyraźnie dał jej do zrozumienia, że tylko w ich apartamencie awoksom zostawiono mowę siedziała w ciszy a ich obecność krępowała ją. A może się po prostu bała. Dlatego postanowiła zrobić najgłupszą rzecz jaka jej przyszła do głowy.

Siedząc na kanapie przysunęła się bliżej Alexa, który zdążył sobie nalać już szklankę czegoś, co nie pachniało herbatą. Starszy o dwa lata chłopak wzdrygnął się zaskoczony, jednak nic więcej nie zrobił. Dopił swój napój, odłożył szklankę na stolik i spojrzał na nią ni to zalotnie ni to ze zdziwieniem, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
-Tak się ostatnio denerwuję wszystkim, Alex...- złapała się ostentacyjnie za głowę i spojrzała na niego.- Chciałabym być taka spokojna jak ty...- położyła mu swoją dłoń ja jego dłoni spoczywającej na kolanie. Alex uśmiechnął się szeroko nie wierząc w to co widzi. Nie do końca wiedział co ma teraz zrobić choć powoli zaczynał rozumieć.
Liv otworzyła usta by coś powiedzieć ale wyglądało na to, że wyczerpała już poranny limit żenujących tekstów dlatego zamiast tego położyła głowę na jego kolanach, licząc, że to Alex przejmie teraz inicjatywę. Niebieskowłosy podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście.
-Jeśli chcesz Liv, mogę dać ci ukojenie.- zamruczał cicho, poprawiając jej włosy, które opadły jej na twarz. Poczuł jak dziewczyna denerwuje się, zacieśniając palce na jego kolanie a oddech przyspiesza. Musiała jednak dalej to ciągnąć.

Podniosła się i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Rozwarła lekko usta by rzucić jakiś flirtujący tekst lecz po kilkunastu sekundach namysłu poddała się i po prostu pocałowała go. Alex był na tyle zdziwiony, że wyjątkowo nie skorzystał z takiej okazji, kończąc to zbliżenie na jednym pocałunku. Ujął jej podbródek delikatnie, uśmiechnął się zachęcająco, po czym pociągnął ją powoli do swojego pokoju.

- - -

Liv nigdy nie była dobrą aktorką. Wiedziała to Parker i Anita. A w sumie to wszyscy, którzy ją znali. A znał ją także i Alex, ale cała sytuacja była tak irracjonalna, że postanowił z czystej ciekawości dalej to ciągnąć. Dlatego, gdy tylko zamknął swój pokój i znaleźli się sam na sam z Liv objął ją z impetem od tyłu, po czym odwrócił ją i zbliżył swoją twarz do swojej. Brunetka niebyła zaskoczona zachowaniem Alexa, od dawna wiedziała, że był bardzo kochliwy, jednak wciąż miała nadzieję, że się z niej zgrywa tak jak w salonie. Jednak zamiast końca tej farsy poczuła jego oddech na karku, co wywołało u niej dziwne uczucie. Alex muskał jej szyję, powoli schodząc do obojczyka a Liv dawała się tak prowadzić aż do jego łóżka. Gdy wpadła na nie, Parch pochylił się nad nią, obejmując jej nogi swoimi. Zdjął swoją koszulkę ukazując rzeźbiony brzuch i bliznę na lewym boku. Oddech miał spokojny. Patrzył na nią wzrokiem, którego nie mogła dobrze zidentyfikować, ponieważ błądził on między pożądaniem a ciekawością. Z nagim torsem zbliżył się do Liv, która skrzyżowała swoje ręce na piersi, uśmiechając się zawadiacko.
-Skończyliśmy już to przedstawienie?- zaśmiała się cicho lecz wyraźnie.
Parch parsknął ze śmiechu.
-Myślę, że ta, i tak jesteś dość sztywna.
Liv wywróciła oczami.
-Choć może przydałoby się od czasu do czasu coś krzyknąć głośniej...?- zaproponował za co prawie oberwał od niej z nogi. Uciekł przed ciosem i usiadł na krawędzi łóżka, by jej nie denerwować.

Liv wyprostowała się, zdjęła swoje buty i usiadła po turecku przed nim.
-Posłuchaj Alex- zaczęła spokojnie, co go przygnębiło. Jej poważny ton nigdy niczego nie wróżył. Nie powinien pić z rana, Faithes zawsze go przestrzegał, że będą z tego są problemy, no i dostał za swoje. - Nie wierzę w przypadki, Alex.- powtórzyła jego imię. Nie od razu zrozumiał aluzję do ich rozmowy, po spotkaniu w windzie. Gdy jednak ją zauważył obdarzył ją wzrokiem, którego jeszcze nigdy nie widziała. Alex zaczynał się lękać. -Więc skoro dziś na siebie trafiliśmy to wiedz, że awoksa, z którą niedawno rozmawialiśmy- ściszyła głos.- znajduje się w więzieniu i jutro idę się z nią spotkać by dowiedzieć się co chciała nam wtedy przekazać.- mówi o ich rozmowie z Meadow Pewenhil, awoksie dystryktu 17., która okazała się nie być niemową, jak to powinno być.
-Nie idź tam, Liv. To zły pomysł.- odparł od razu Alex. Jego zdenerwowanie było już namacalne.- Jak w ogóle zyskałaś taką zgodę? Potrzeba z miesiąca by takie coś załatwić, nie mówiąc o tym jakie to w ogóle osobliwe, że mówiła...
Liv podała mu lekko pogniecioną w kieszeni kopertę. Chłopak przyjrzał się jej zauważając sygnet kanclerza.

-No tak, mogłem się domyśleć... W końcu wykorzystujesz swoje znajomości.- uśmiechnął się lekko do niej wspominając zeszły rok, w czasie którego nikt nie wiedział nawet, że jest córką prezydenta. Zmarszczyła brwi, widocznie nie rozumiejąc co mu chodzi. Widząc jej zmieszanie dodał po chwili:
-Niemniej nie popieram twojego pomysłu, Liv. To ryzykowne.
Jęknęła cicho, próbując nie okazać zdenerwowania.
-Dlaczego?- odebrała list i schowała go z powrotem.
-Narażasz się, Sotoke, i to całkiem niepotrzebnie. Dla jakiejś durnej awoksy... - zamyślił się, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. Nigdy nie lubił spiskować a w tym roku co rusz trafiała mu się jakaś konspiracja. W końcu westchnął i powiedział coś, co zaniepokoiło ją- Tu się coś dzieje, Liv, a ty chcesz wejść w jaskinię lwa. Kilka dni temu ktoś próbował mnie zrzucić w szyb windy, później aresztowano awoksę jak tylko się dowiedzieliśmy, że potrafi mówić...
-Och przestań, to zwykłe przypadki...
-Tak?- zakpił- Całe to Ćwierćwiecze to wręcz przypadek! - podniósł się z łóżka.- Rodzina na Igrzyskach! Obie córki prezydenta w Kapitolu! "Ostatnie Igrzyska"- przypomniał jej o wystąpieniu jej ojca, które musieli wysłuchiwać dopiero w powtórkach.
-Jeśli coś sugerujesz to mów to wprost, Alex.- również się podniosła.- Mimo tego całego zamieszania ja wciąż tobą gardzę i nie domyślam się o co ci chodzi.
Mentor wyraźnie uspokoił się na myśl o tym jak wygrał, zabijając 10-latka z dystryktu Liv. Mimowolnie poczuł do siebie odrazę. A więc to stąd było jego przezwisko. Parch-zaraza.

-Myślę, że planują jakiś przewrót, Liv.- rzekł już spokojny.
-Kto?
-Przeciwnicy Ostatnich Igrzysk.- włożył ręce w kieszenie. -Oraz, że Meadow mogła być ich jakimś szpiegiem.
Liv zmarszczyła brwi. To była całkiem błyskotliwa myśl. Podeszła do niego, kładąc mu rękę na ramieniu. Spojrzał na nią zaskoczony.
-Dziękuję Alex, bardzo mi pomogłeś. Wiedziałam, że mogłam na ciebie liczyć.- westchnął i uśmiechnął się lekko.

-To się źle skończy, Liv. Lepiej to zostawmy.
-"My"?- zaśmiała się.- Czyli jest nas już ekipa?
-Raczej kampania.- wzdrygnął ramionami, uzgadniając tym samym, że poinformują o tej rozmowie Faithesa.
-Mam nadzieję, że chociaż on będzie miał jakiś pomysł na to... I że będzie wiedział więcej.
-W to nie wątpię. Ma pewne znaczące kontakty w Kapitolu. Mógłby spróbować...
-Być naszym szpiegiem?- rzuciła nieśmiało Liv. Alex pokiwał na nią znacząco gratulując pomysłu. To mogło się udać. Tylko co? Spiskowanie przeciwko Panem? Parker? Wtedy Liv wpadła na kolejny dziś zaskakujący sobie pomysł:
-Chciałabym porozmawiać o tym także z moim stylistą i Baduinem.

-Z Millo?- upewnił się Parch.-Może być.- Znał go ponieważ był dobrym towarzyszem Faithesa. Jednakże fakt, że wymieniła także swojego stylistę zaniepokoił go. -A temu drugiemu można ufać skoro jest Kapitolczykiem?
-Oczywiście!- zapewniła bez ogródek. Alex poprzestał na tym. Nie miał ochoty na kłótnię. Zaczynało go powoli głowa boleć, choć sam nie był pewny czy to od tego spiskowania czy od wcześniej wypitego alkoholu. Pożegnał więc Liv kierując ją do wyjścia.
W salonie nic się zmieniło, awoksy dalej wyglądały spokojnie i ciche jak wcześniej, oprócz tego, że w kuchni krzątał się przygrubawy mężczyzna po 40. To był Ayonel Hyun, rektor 11. Na dźwięk gości odwrócił się, trzymając w ręku kilka smakołyków. Na widok Liv uśmiechnął się niezmiernie.
-Ach, średnia Sotoke, witaj w naszych progach!- odłożył talerz i podszedł by uścisnąć jej dłoń. Miał na sobie szmaragdowy surdut i cylinder w podobnym kolorze. -Miło, że znów nas odwiedzasz, naprawdę.- nacisnął na to słowo znacząco. Zabolało ją to. W zeszłym roku odwiedziła ich z prośby Evana. Poczuła jak łzy cisną jej się do oczu. I wtedy przypomniało jej się o nagraniu.
-Widziałeś to nagranie?- spytała cicho Alexa, gdy Ayonel wrócił z powrotem do kuchni mrucząc coś do siebie o specjałach Koloseum. Parch powoli odprowadzał ją do drzwi.

-Nie Liv, i wolałabym go nie widzieć dalej.- chwycił za klamkę.
-Myślę, że powinieneś...- zaczęła ale uciszył ją.
-Może jutro, Livender.- otworzył jej. Wyszła na korytarz. -Pójdę tam z tobą, Liv. - odwrócił się w stronę swojego lokum, sprawdzić czy nikt nie słyszy.- Nie powinnaś iść tam sama. Chyba, że masz kogoś lepszego komu możesz...
-Nie, Alex, nie mam. Faithes nie powinien się przemęczać,  z Pharadaiem miałam ostatnio dużo na głowie, Baduin leży dalej w szpitalu a Sam....
-W szpitalu?- zdziwił się. -Nie wiedziałem. A Parker?
Liv poczuła jak przechodzi ją dreszcz na sam dźwięk jej imienia. Alex zauważył to.
-Parch, zarazo...- otarła łzy, które poleciały po jej policzku. Nie wiedziała do końca czemu dopiero teraz zaczynała płakać. Być może wcześniej nie miała ważnego powodu. -Masz.- wręczyła mu pozwolenie od Ursa. -Będzie bezpieczniejsze u ciebie.

Umówili się więc na jutro by porozmawiać z Meadow i wyciągnąć cokolwiek od niej a także o znamiennym nagraniu Evana, które nie dawało spokoju Liv przez prawie całą dobę a także o ewentualnym powiększeniu ich sojuszu. Dziewczyna zupełnie zapomniała o swoich powinnościach mentora. a Alex się ich wyrzekł. Dlatego z wyższymi wartościami zajęli się czymś co mogło i ich już tylko przerosnąć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz