For the lives that I take, I'm going to hell.
For the laws that I break, I'm going to hell.
For the lies that I make, I'm going to hell.
For the souls I forsake, I'm going to hell

spis



sobota, 29 września 2018

Epilog 1, w którym tajemnice zostają wyjaśnione

-Coś się stało?- zaciekawia się Liv i krzyżuje ręce na piersi.- Wyglądasz na... oburzoną.
Parker prycha do niej odwrócona plecami. Stoi tak kilka chwil aż w końcu z impetem odwraca się by powiedzieć jej jedną z najbardziej głupich informacji jakie kiedykolwiek miała do powiedzenia.
-Zostałam wyliczanką, Liv. Pieprzoną wyliczanką.
Obie znajdowały się z gabinecie kanclerza Dreinsona, który dobrotliwie (pod naciskiem Parker) udostępnił im go dla tej znamiennej rozmowy. Oprócz nich w pomieszczeniu nie było nikogo innego. Jedynie z głównej sali obrad obok dochodziły do nich stłumione odgłosy rozmów.



Liv nie od razu rozumie co przyjaciółka jej matki ma na myśli, jednak wie, że zbędne pytania lepiej powinna sobie odpuścić. Dlatego próbuje się domyśleć a gdy w końcu na to wpada zaczyna lekko chichotać.
-To smutne.
-Żeby tylko.- wtóruje jej była rektorka.- Ci durni spiskowcy dostawali własne wiersze i sonety. A najbardziej szaleni nawet piosenki wojenne. A ja? Zasłużyłam na wyliczankę! Na dziecięcą zabawkę!
Brunetka z trudem zagryza wargi. W ustach Parker to brzmi bardzo komicznie. Coraz trudniej jest jej powstrzymać ciekawość zapytania jak owa brzmi. I nie długo musi na to czekać. Groteskowość Parker i tym razem ją nie zawodzi.

-Parker nas oszukała i zdradziła.- cytuje jej wyliczankę.- Potem stwierdziła, że się myliła. Więc wróciła i wszystkie błędy naprawiła, bęc!- gdy kończy ostatnie zdanie ma czerwone ze złości policzki. Jednak w jej mniemaniu ten wielki problem wcale nie obchodził zbytnio Liv, która mimowolnie zaśmiała się.
-Przynajmniej dosadnie.
-To wyliczanka!- oburza się Parker.- Durna wyliczanka! I tylko wyliczanka!- podchodzi do niej zdenerwowana.- Za to wszystko co przez ostatnie lata tu robiłam! Wiesz jak mi było ciężko przez ostatni rok objechać wszystkie granice i wszystkiego dopilnowywać? Niby kto umówił się z Unią Wyzwolonych Krajów lub z Agramanią? Twój ojciec?!- prycha, powoli uspokajając się.- Cały świat latałam by im to przygotować. Nie powiem, że nie mała w tym twoja zasługa i też nie oczekiwałam, że stanę się jakąś sztuką teatralną ale żeby dostać w nagrodę pieprzoną gadkę szmatkę dla bachorów, to się nie spodziewałam...

Liv zamyśla się na chwilę o swojej roli w przygotowaniach byłej rektorki do otworzenia Panem na resztę świata. Parker domyśla się co ją tak frasuje.
-Chodzi mi o Tournee Zwycięzców, Liv.- na tą nazwę dziewczyna siada na krześle obok biurka. Szykowała się niezła opowieść. Parker wywraca oczami widząc jej reakcję. Nie ma ochoty nawet teraz się w to zagłębiać. Ale wiedziała, że była jej to winna.- Wiesz już, że byłaś ostatnim poległym trybutem poprzednich igrzysk. Jednak nikt o tym nie wiedział i w sumie nie powinien wiedzieć ale oczywiście te przeklęta idiotka z 14. musiała i tego się w końcu uczepić... Przepraszam, zbaczam z tematu.- wzdycha.- Nie obraź się, ale sama chciałaś umrzeć, więc postanowiłam to uszanować. Zresztą pamiętasz mój... prezent.
-Chodzi ci o ten cukierek, którym otruł się Max?- Liv marszczy brwi.
-Tak o niego. Przepraszam.... Ale wiesz o co mi chodzi. Dlatego to, że Sam cię zabił w trakcie eskorty było przeze mnie oczekiwane. Skoro i tak chciałaś umrzeć to w końcu się stało.
-W sumie tak.
-Właśnie.- śnieżnowłosa przysiada na krawędzi biurka obok Liv.- I właśnie wtedy twój ojciec zjawił się u mnie i stwierdził nagle, że nie godzi się na taki los dla ciebie.
-Mój ojciec?

-No właśnie!- zawtórowała jej.- Całe Igrzyska miał ciebie pod nosem ale dopiero gdy wracasz i giniesz zaczyna się tobą interesować. Zresztą czy w tym roku nie jest podobnie? Ile razy odwiedził ciebie lub Anitę? Z tego co pamiętam to owszem, widziałaś go raz, ale gdy ci kazałam na początku rozgrywki.- Liv łapie się za łokcie wspominajac ostatnią wizytę u ojca.- Nie godziło mi sprzeciwiać się z prezydentem zwłaszcza gdy chciałam znaleźć tą cholerną kopertę... Ach, znowu zbaczam. W każdym razie musiałam się zgodzić na jego propozycję i skontaktować się z Juno w sprawie... Juno.
-Czyli Juno to osoba?

Parker bierze wdech by odpowiedzieć jednak nie wie od czego zacząć. To było do niej niepodobne a Liv ma nawet wrażenie, że mimo wszystko jej przyjaciółka ma dobry humor.
-Juno to I osoba I nazwa projektu.
-Och.
-No więc na liczne prośby, groźby, naciski i tak dalej, ze strony twojego ojca hospitalizowano ciebie do Morphal Hill, które częściowo współpracowało już wtedy z Juno-osobą w innych projektach.
-Masz na myśli moje poprzednie wersje?

* * *

-Dosadnie to określasz, ale jasne, mam właśnie ale i między innymi to na myśli. Juno nie tylko zajmuje się sztuczną pamięcią.... Ale znowu nie o tym mówię. Więc opowiedziałam Juno-osobie o twojej sytuacji i... nieoficjalnym patronacie prezydenta nam tym projektem i zgodziło się w ciebie zainwestować, czy jak to tam nazwiesz. I nie od razu stałaś się kim jesteś teraz.
-To znaczy?
-Cóż... - Parker zamyśla się.- Juno4 nie było od początku ideałem a ty sama także do takowego się nie zaliczałaś. Ale od czegoś trzeba było zacząć. I uwierz, że trochę to zajęło nim twoja pierwsza wersja wstąpiła na scenę publiczną. Jak się domyślasz, było to w trakcie Tournee. Liv, nie przeszkadza ci, że tak o tobie mówię?- kłopocze się zdając sobie sprawę jak przedmiotowo mówi o dziewczynie siedzącej naprzeciw niej. Ale Liv wcale nie to nie przeszkadza.
-Nie, skąd. Mów dalej.

Uśmiechając się delikatnie i próbując ukryć swoje zawstydzenie kobieta kontynuuje:
-No więc na początku szło w porządku. Wróciłaś do dystryktu, na chwilę do szkoły... No i wkrótce miało odbyć się to Tournee. Nie byłaś na nie dobrze przygotowana a Millo wtedy miał znowu zapaść i nie wiadomo było kiedy go wypiszą, więc została ci ta nieszczęsna Momo do pomocy przy Tournee i mentorstwie. Nigdy mi się nie podobała, chciała żebyś obejrzała swoje Igrzyska!- oburza się- Dobrze, że... Przepraszam, znowu mieszam. W każdym razie Juno4 a ty 1 nie było zbyt udanym projektem. By jak najdokładniej prześledzić twój rozwój i ewentualne wdrażanie poprawek kazałam ci pisać pamiętnik. Pewnie tego nie pamiętasz ale byłaś dość...
-Pamiętam.- przerywa jej Liv. Parker patrzy na nią zaskoczona. Było to możliwe, choć bardzo mało prawdopodobne. A jednak pamięta.

-No więc pewnie wiesz, że mieszałaś wtedy sporo faktów. Ze względu na Tournee byłaś pierwszą biomasą w której starano się pozostawić jak najwięcej pamięci, co w twoim przypadku mierzyło się z pamięcią o Igrzyskach. Nie mogłaś jechać do pozostałych dystryktów i nie pamiętać niczego z areny. Wtedy też się okazało, że bez całej pamięci nie za bardzo to się sprawdzi, zwłaszcza gdy urwana została w taki dynamiczny sposób jak u ciebie. Kilka razy przypisywano ci leki, które miały raz pobudzać raz spowalniać rozwój twojej kory mózgowej. Naprawdę, ci idioci od Juno nie mogli się zdecydować na nic aż w końcu osiągnęłaś "szczyt"- zrobiła cudzysłów manualny milcząc przez chwilę.- Dlatego po kilku tygodniach zabrano ciebie a Paul samotnie kontynuował Tournee po całym Kapitolu. Wytłumaczono to jakoś twoją nagłą chorobą.
-Och.- wzdycha Liv.- A co dokładnie się stało?
-Nie pamiętasz?- dziwi się starsza kobieta.- Pewnie zabrali ci ten dziennik po zmianie... Cóż, przede wszystkim twój język się zmienił. Potrafiłaś w jednej chwili mieć słowotok a nagle zmieniać go na jakieś proste i nie poukładane zdania. Jakbyś dopiero co uczyła się mówić, co poniekąd... A zresztą nie o tym mówię... No ale też myliłaś daty. Nawet gdy spadł pierwszy śnieg twierdziłaś, że jest wiosna. A do szkoły wróciłaś pod koniec stycznia, podczas gdy byłaś w Risord od kilku tygodni. Dlatego miałaś wtedy wrażenie, że z dnia na dzień pojawia się Tournee a potem Igrzyska. I wszystko o tak- pstryka palcami- przelatuje ci między oczami.
-Pytano mnie o to wiele razy.
-Wiem o tym, przepraszam Liv. Cieszę się, że zdołałaś ukryć swoją niewiedzę.
-Po prostu postanowiłam ci zawierzyć, tak jak moja matka.

Na wspomnienie o byłeś przyjaciółce Parker niemal zalewa się łzami. Do tego Liv mówi tak o niej neutralnie chłodno. To bardzo boli. Biorąc kilka cichych wdechów starsza kobieta kontynuuje:
-Mieszałaś też bardzo dużo faktów, między innymi tych nieszczęsnych rodziców Sama, których uważałaś za żywych... Ale też łatwo pozwoliłaś się przekonać, że jesteś w związku z Pharadaiem, idealizowałaś Anitę. Byłaś też bardzo nieufna co do Leara, którego przecież widywałaś wcześniej, zapomniałaś, że obydwoje mają jeszcze tą ich młodsza siostrę...
-Pattern.
-Tak dokładnie. Mimo że przyjaźniła się z twoją młodszą siostrą od lat. Zresztą, chciałabym byś mu potem podziękowała za swoją pomoc w czasie Tournee, ponieważ to on się tobą wtedy zajmował, mimo że twoja matka uważała, że to pogorszy twój stan przystał na moją prośbę. To było bardzo szlachetne, zwłaszcza wiedząc co im... - urywa stwierdzając, że znów się plącze.- W tym czasie Paul był zajęty odwiedzaniem dystryktów a ja, dzięki tobie, mogłam zacząć wcielać krok po kroku moje plany. Dlatego przez te kilka miesięcy przed Ćwierćwieczem pozwoliłam sobie poodwiedzać graniczne dystrykty... Przepraszam, znów plączę. W każdym razie odrodzenie ciebie trwało na tyle długo, że mogłam sobie na to pozwolić.
-A dlaczego Paul twierdził, że był w tym czasie w szpitalu w Kapitolu?

Parker przygryza wargę. Dziewczyna zadaje dziś same dobre pytania. Mimowolnie sięga za pas by znów ją zresetować jednak nie robi tego. Powinna przestać już wątpić w Liv i zaufać zarówno jej jak i Juno. Nie. Powinna ufać tylko Liv. Ten projekt niczego by nie osiągnął gdyby nie charakter Liv, tak mozolnie wyciszany, który potrafił przebić się przez wszystkie leki i starania pracowników Juno.
-Zanim Paul cię... no wiesz... Zdążyłaś go obić conieco.
-Och.- mówi całkiem spokojnie dziewczyna.
-Tak...- Parker peszy się.- Trochę za mocno uderzyłaś go w brzuch i miał krwawienie wewnętrzne... Przepraszam, tylko cię martwię. W każdym razie musieli go tu trochę rozpruć i pozszywać...- milknie na chwilę.- No więc wasze Tournee wyglądało tak, że najpierw Paula nie było z powodu niedyspozycji a potem ciebie z tego samego powodu.
Liv uśmiecha się zamyślona w okno. Parker zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc jej dobrego humoru.

-Gdy Paul był w trakcie samotnego Tournee przyjechałam do 17. sprawdzić co się dzieje. Co się z tobą dzieje... Nie zrozum mnie źle, Liv, ale ty często płakałaś. Za często. Wiem, że teraz też to przeżywasz ale wtedy... potrafiłaś dostać ataku manii praktycznie bez żadnego powodu, w wyniku pojedynczej myśli lub skojarzenia. A poza tym byłaś bardzo podejrzliwa co w końcu przekształciło się w paranoję. Wiesz co mam na myśli...
-Gdy zaatakowałam Leara?

Parker opuszcza ostentacyjnie głowę w kierunku podłogi.
-Tak, dokładnie. Ten szaleniec Mansot wykorzystał twoje zastoje dając ci złudzenie, że mówi z sensem... Gdy zobaczyłam jak męczysz brata Sama... Naprawdę bardzo mi przykro, że musiałam ciebie wtedy postrzelić.
-Rozumiem.
Spokój i neutralność dziewczyny zaczynają coraz bardziej niepokoić Parker. Dopiero co powiedziała, że ją celowo postrzeliła. Możliwe, że to z powodu tamtej chwili robiła to niemal regularnie i z coraz mniejszymi wyrzutami. Możliwe, że bała się, że kolejne pytania i niepokoje Liv znowu doprowadzą do jej obłędu. Będzie później musiała wspomnieć o swoich niepokojach w ocenie jej najnowszej wersji.
-A dlaczego- słyszy nagle- Dlaczego później wszyscy zaprzeczali temu co się stało?

* * *

-Gdy ciebie postrzeliłam zakończył się początek Juno4v1. Projekty na której oparto twój powrót skasowano i ułożono od początku. I wersja ta trwała najdłużej ze wszystkich aż do... no wiesz.
-Aż do niedawna.- dokończa uprzejmym głosem Liv. Parker niechętnie odwzajemnia uśmiech.
-Tak. Dla bezpieczeństwa postanowiono skasować ten incydent z Learem. Ciężko by ci to było wytłumaczyć skoro co chwila podważałaś swoje jestestwo i sens walk z areny, więc wiesz... W każdym razie Lear i tak musiał się kurować więc nic się nie stało, gdy pojawił się dopiero na dożynkach.
-Poza mną.
-Tak, oprócz ciebie. Choć i tak po trzech dniach wpadłaś na to, że to jego brat.
Liv marszczy brwi.
-Nikt go nie znał. Nawet w szkole.
Parker patrzy na nią zatroskanym wzrokiem. Czytała jej pamiętnik z tamtego okresu. Dziewczyna tak obojętnie mówiła o swojej rodzinie i rówieśnikach ze szkoły.

-Lear od początku porzucił szkołę i podjął się pracy w szpitalu. Niewiele osób wiedziało, że Paul ma brata. Niektórzy z nich nawet nie wiedzieli, że ma siostrę.
-Hm.- Liv zamyśla się beznamiętnie obserwując w podłogę.- A dlaczego....- podnosi wzrok na starszą kobietę- Dlaczego mi go przedstawiłaś jako projekt Juno?
-Sama?- Parker wzdycha.- Wyobraź sobie, że przewidziano twoje poinformowanie o twojej... egzystencji.- wskazała na Liv.- Z każdym androidem tak robią, to kwestia etyki, która.... Przepraszam, zmieniam temat. W każdym razie na wszelki wypadek a może w ramach cholernych badań Juno postanowiono wpierw powiedzieć tobie, tylko o fakcie istnienia takiego projektu i przedstawienie jego "owocu"- zrobiła cudzysłów manualny.- Chyba nawet pamiętam tą nazwę...- zamyśliła się.- Ach tak. To był test "kryzys tożsamości".
-Czy roboty śnią o elektrycznych owcach?- mruknęła Liv z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Coś w tym stylu, Liv... Uznali, że w ten sposób zmniejszą twoje odczucie szoku kiedy już sama się dowiesz, że jesteś jednym z takich...- urywa na chwilę.- I wybrano Sama na ten cel, ponieważ i tak go długo nie widziałaś. Zresztą ja bym go spokojnie nazwała biomasą, dostał tyle sztucznych narządów... Lecz ja znowu nie o tym, Liv.

Liv skinęła posłusznie głową, widząc jak Parker ciężko jest jej wszystko wyjaśniać. Mimo to była jej wdzięczna, że w końcu wszystko zostanie wyjaśnione. Przeczesując swoje myśli w głowie, Liv szukała ostatnich wątpliwości i niepewności, które przez ostatni czas nie dawały jej spokoju. A jednymi z nich był on:
-Wiesz może co się stało z Alexem?
W czasie zamyślenia brunetki Parker przeszła się po gabinecie kanclerza stwierdzając, że całkiem nieźle się urządził. Przystanęła także do komody na której ujrzała dawne zdjęcie jej i Prynthii w czasie spotkania na Deklaracji Zimowej. Mimowolnie uśmiecha się pozwalając pojedynczym łzom spłynąć po policzku.
-Z tym mentorem?- ociera twarz i odwraca się do Liv.- Wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, ale nie mam nic wspólnego z jego śmiercią. Czytałam jego raport i sądzę, że naprawdę się zabił.
-Czemu?- pyta cicho Sotoke.
-Liv, nawet uśmiechnięta osoba może ukrywać w środku największą rozpacz. Każdy ma swój własny sposób aby odreagowywać różne stresy, Alex, z tego co wiem lubował się w domach publicznych... Chodził też na libacje z Faithesem a ludzie mają swoje powody by tak często się odurzać. A poza mentorem 18. nie widywałam go z nikim na dłużej. Musiał być bardzo samotny.

Liv przyciska palce do oczy, zastanawiając się jak mało znała mentora Evana. W zeszłym roku powierzchownie go oceniła, podchodząc do niego z urazą i złością za to, że zabił małego brata Melindy na arenie. Nigdy nie domyśliłaby się, jak bardzo negatywnie mogło to wpłynąć na samego Alexa. Brzydziło ją, że nie wahał się zabić 9-letniego chłopca na arenie a także to, że uwodził swoje kolejnych trybutki i awoksy. Uznała, że zmienił się w Kapitolską laleczkę, że woda sodowa uderzyła mu do głowy. Nie miała pojęcia jak wiele robił Parch by zapomnieć o swoim upadku. Ani tym bardziej, że był samotny. W tym roku polubiła jego towarzystwo, mimo niechęci, i wspólne konspiracje czy przytyki. Czasami pozwalała sobie nawet wierzyć, że po wszystkim zostaną przyjaciółmi.
I wśród tych przemyśleń mignęła Liv jeszcze jedna postać. A była nią osoba, która w swoim zachowaniu teraz zaczynała zachowywać się jak martwy mentor 9. Która zaczęła zataczać się w luksusowym życiu spełniając swoje hedonistyczne zachcianki i zapominając o problemach doczesnych.

-I nie mogłaś mi tego wszystkiego powiedzieć wcześniej?- odzywa się nagle Liv. Jej głos wystrasza Parker, która zdążyła wrócić z powrotem do biurka i stanąć na przeciw dziewczyny.
-Przepraszam Liv, ale powiedziano mi, że najlepiej będzie gdy będziesz po kolei wszystko sobie sama przyswajała. I tak nie stosowałam się czasem o ich zaleceń, próbując... A zresztą, to już nieważne. Po prostu musiałam przestrzegać ich zaleceń bo twój ojciec ciągle ciebie obserwował.
-Naprawdę?- Liv naprawdę zaciekawia się. Parker przystopuje na długą chwilę, nie dowierzając sobie samej. Sympatia є¢нa® Liv do ojca jest dla niej bardzo nietypowa. Najwidoczniej sztuczna pamięć wytworzyła sobie nową przeszłość. Przeszłość w której Liv kocha swojego rodziciela.

-Ja... To znaczy, tak Liv, oczywiście, że tak.- poprawia donośnie.- Więc jak mówiłam jesteś już swoim trzecim, i miejmy nadzieję, że ostatnim, podejściem.- kończy swoją opowieść. - A wiele zmian, które w końcu wprowadziłam w życie, zawdzięczam tobie, ponieważ dałaś swojemu ojcu dobitne zajęcie, które pozwoliło mi o wiele swobodniej... planować.
-Zajęcie?
-Ciebie, Liv. I twój stan zdrowia.
-To znaczy, że cały czas martwił się o mnie?- Liv niemal cieszy się. Parker zaczyna myśleć, czy to dobry pomysł pozwalać jej na takie zdanie o ojcu. Jest niemal pewna, że ojciec wykorzystał ją po prostu do eksperymentów Juno ale woli to zachować na razie dla siebie. Wtedy jednak słyszy coś co ją przeraża ale jednocześnie całkowicie uspokaja.- Wiem o czym myślisz, Parker.- Liv wstaje, podchodzi do niej i kładzie rękę na jej ramieniu.- Nie idealizuję jego, nie martw się. Po prostu mnie to ciekawi.

Śnieżnowłosa patrzy na nią oburzona.
-Żartujesz sobie gdy ja ci mówię, że mój żywot kończy się na durnej wyliczance a ty właśnie zostałaś największą zbawczynią ludzkości?!
-Możliwe...- Liv zaczyna szczerze się śmiać.
-No do cholery, myślałam, że znowu masz ograniczoną osobowość! Naprawdę mnie wystraszyłaś!- kobieta odsuwa się oburzona.
-I zasłużyłaś na to.- brunetka uśmiecha się z przekorą.- Za to całe oszukiwanie. Od początku. I za to, że co roku mnie oblewałaś, chociaż zawsze miałam najlepsze wyniki!

-O, błagam, znowu to wywlekasz...- Parker teatralnie unosi ręce w górę gdy nagle przystaje i patrzy na nią zaskoczona.- Liv, ty to pamiętasz.

* * *

-A no, się zdarzyło.
-Liv, to wspaniale!- Parker entuzjazmuje się.- Trzeba poinformować Juno! To niesamowite, że wyhodowana pamięć może swobodnie korzystać ze swojej dawnej formy... Bo robisz to swobodnie, jak mniemam?
-Mhm.
-Liv, czy ty znowu zaczynasz...
-Wybacz, masz taką głupią minę gdy to robię...

Parker wywraca oczami.
-Poza tym myślałam, że odrobiłam winy pozwalając ci się zgłosić. I pozwalając umrzeć. Prawie pozwalając.
-Niby tak, ale mogłabyś być przy tym bardziej uprzejma i mniej tajemnicza...- była komendant obdarza się oburzonym wzrokiem.- Ale tak, jestem ci wdzięczna. Tak sobie żartowałam. Naprawdę zależało mi by dołączyć do woja.
-Wiem to tym ale widok trzeciej linii Everdeen w wojsku nie mógł skończyć się dobrze. Wystarczy spojrzeć jak obie skończyły...
-Jedna w wiezieniu zamiast psychiatryka a druga już pod ziemią.- Liv wzdycha.- Masz rację Parker. Wyświadczyłaś już mi wtedy ogromną przysługę. - uśmiecha się łagodnie.- Dziękuję, że oblewałaś mnie co roku w trakcje wakacyjnych zapisów do Strażników Pokoju, dając mi coroczną nadzieję, którą co roku miażdżyłaś.
-Gdy tak to ujmujesz wychodzę na okrutną.- zauważa kobieta a Liv tylko śmieje się.- A tak na poważnie Liv, Juno z niecierpliwością czekają na twój raport. Jak ci się żyje, myśli, wiedzie...
-"Czekają"?- powtarza niepewnie Liv. Czemu Parker użyła liczby mnogiej?
-Tak, moja droga. A wśród nich jest doktor Theon. Podobno znasz go z 17. Bardzo mu zależało by być częścią tego projektu.
-To miłe, lubiłam go. Choć lubił mnie wydawać mamie, gdy symulowałam ospę.
-Nie jego wina, że byłaś beznadziejną aktorką, Liv.

* * *

Gdy kończą i szykują się do pożegnania Parker zatrzymuje ją przed drzwiami nad którymi pozostał biały ślad na ścianie po niedawnej dewizie.
-Pamiętasz naszą niedawną rozmowę, tuż po ogłoszeniu zmian? Że chcesz się...
-Pamiętam, Parker.- Liv smutnieje.- Przemyślałam to jednak i myślę, że dam sobie samej szansę.
-Naprawdę?
-Tak. Jestem swoją własną trzecią generacją i od miesiąca jest ze mną w porządku, prawda? Przywaliłaś mi tylko parę razy i to w kluczowych momentach, których błędy następnie poprawiano lub usuwano. Jeśli mam być nadzieją dla ludzi, drogą ku wieczności a przynajmniej bliskości i miłości to zrobię to i wytrzymam ze sobą jak najdłużej. Zresztą i tak Leather ogłosiła mnie przedwcześnie więc ludzie patrzą.
Odpowiedź Liv nie tylko usatysfakcjonowała Parker ale też niezwykle uszczęśliwiła. Córka Prynthii wyrosła na mądrą osobę i Parker mogła być pewna, że nie była to wcale zasługa sztucznej inteligencji, lecz samej Liv, która wydawała się także uczyć na błędach Juno i ich współpracowników.
-To bardzo mądre słowa, Liv. Jestem z ciebie dumna. Masz rację, że twoje wyłączenie wzbudziło by obawy co do rzetelności tego projektu i wdrażania w niego kolejnych osób. Cieszę się, że to na nowo przemyślałaś.
-Dziękuję. Mam nadzieję, że uratują dzięki temu wiele ludzi, rodzin i miłości.
-Szkoda, że twojej to się nie udało... Przepraszam, plącze.
-Nic nie szkodzi. Myślę, że kiedyś dogadamy się z Anitą. A na razie zajmę się Evely. No i tą propozycją pracy dla...
-Ach no właśnie, Liv. Chyba czas na twoją pierwszą konferencję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz