1. Madeline Brown i Olivia Nikane
Po otwarciu granic niemal natychmiast rozpoczęły się migracje, rozdzielonej na wiele pokoleń ludności. Byli wśród nich rodzice Madeline Brown i Olivii Nikane, którzy, po dwóch tygodniach starań odnaleźli się wzajemnie i wrócili do siebie, zamieszkując razem i wspólnie opłakując los swoich dzieci.
Nie od razu, ale gdy tylko dowiedział się o tym Ayonel Hyun, postanowił skontaktować się z nimi i podarować im, otrzymaną w spadku po Alexie Parchu, płytę nośnikową z ostatnim pożegnaniem ich córki, Olivii.
Rektor 9. był wtedy zaskoczony, iż nie mógł tego podobnie uczynić z płytą Evana, której nie było wśród rzeczy martwego już mentora 9. Gdy poszedł pytać się o to Liv, która przyjaźniła się zarówno z Evanem jak i Alexem, ta, dość osobliwie odesłała go, twierdząc, że nic o tym nie wie. Po negacji także i Faithesa Archaniusa Ayonel zrezygnował z jej poszukiwań stwierdzając, że dopełnił swoich obowiązków jako rektor w tej sprawie.
2. Baduin Millo i Faithes Archanius
Baduin Millo został kaleką, co bardzo zaniżyło jego samoocenę i przyprawiło o niejeden podły nastrój. Dzięki wsparciu zarówno Faithesa Archaniusa jak i Pharadaia i Phoebe Lorentzi przetrzymał jakoś ten okres i po wielu miesiącach depresji zaczął, prawie dosłownie, podnosić się na nogi. Wraz ze zmianą charakteru postanowił wspólnie z Faithesem porzucić swój nawyk alkoholowy, choć pobudki tej decyzji dla Archaniusa były zgoła inne niż dla Baduina. I choć nigdy nie założył rodziny to jednak odnowił swoje kontakty z rodzeństwem a także z radością wspierał Archaniusa, który po wielu latach znajomości zdobył się na odwagę oświadczyć się Bertcie Tradford, wprawiając w osłupienie nie tylko Bertę ale i Flyncha, który, jak na swój wiek, był bardzo tym podekscytowany i poruszony (w którymś momencie Bertah powiedziała, że zachowuje się tak, jakby to jemu się właśnie oświadczono. Flynch bardzo obraził się za tą uwagę.). Z wielką dumą został wraz ze Stanleyem Marsha jego drużbą, wygłaszając bardzo piękną przemowę na weselu (po latach ludzie wciąż nie wierzyli, że sam ją napisał).
3. Prynthia Sotoke
Matka Liv naprawdę umarła wskutek wstrzymania funkcji układu nerwowego, choć wcale nie miało to związku z postępującą demencją. Chorobę tę jedynie wykorzystano by jak najskuteczniej odsunąć Prynthię z życia Liv, by nie wyjawiła córce zbyt wcześnie prawdy, doprowadzając do upadku projektu Junov1 i Junov2. I chociaż do końca wspierała swoją przyjaciółkę w jej działaniach nie mogła przeboleć wykorzystania w tym jej córki a także faktu, że była to propozycja jej byłego męża.
4. Monica Santos i Carlie Vander
Carlie Vander co roku odwiedzała nagrobek Monici, dbając o jego wygląd i pamięć o trybutce. Przy pierwszych odwiedzinach pozostawiła przy nim swoją zapinkę z Kosogłosem. Jej rodzice do końca życia dotrzymali obietnicy złożonej Monice i wspierali finansowo jej rodzinę.
5. Ethiel Rae Vilent, Colosai Satree Nim
Ethiel i Colosai stworzyli coś na kształt przyjaźni, gdy obydwoje samotnie wracali z Kapitolu i natknęli się na siebie na dworcu. W ciągu kilkudniowej podróży niewiele zamienili ze sobą słów, jednak zdołali się przed sobą otworzyć w niewielkim stopniu. Colosai nawet napomknął Ethiel o swoich podejrzeniach co do zasad Ćwierćwiecza ale kobieta nie chciała już nic nigdy słyszeć o Igrzyskach. Gdy trybut 4. przyznał, że zawdzięcza życie swojej córce i nie ma już nikogo do kogo mógłby wrócić Ethiel zaprosiła go siebie, przedstawiając mu swoją liczną rodzinę.
6. Ranniel Thompson, Livender Sotoke
Ranniel nigdy nie dowiedziała się o zamianie z Liv. Czasem Paul próbował podpytać Liv czemu tak zrobiła jednak ta nigdy nie udzieliła mu konkretnej odpowiedzi. Wyglądało na to, że wstydziła się powiedzieć o tym córce burmistrza. A może od początku chciała wierzyć, że to ona została wylosowana a jej udział w Igrzyskach był z góry przesądzony. Że tak właśnie miało być.
7. Benedith Feinah, Alex Parch
Benedith (daw. Meadow) naprawdę próbowała zabić Alexa popychając go w szyb windy. Parch przespał się z nie tą co trzeba było awoksą i dowiedział się co nieco o tajemniczych planach Parker. I choć niewiele go obchodziły nikt nie mógł ryzykować, że komuś o tym powie. Mimo to ostatecznie samodzielnie się zabił, wierząc, że tak uratuje swojego młodszego brata. Po tygodniu od nowych postanowień Panem Benedith wypuszczono na wolność.
8. Akadien Bailarth
Akadien jako jeden z ostatnich trybutów Ćwierćwiecza wrócił do swojego dystryktu. Jeszcze przez trzy miesiące był hospitalizowany w Kapitolu nim go nie wypuszczono. W tym czasie przeszedł nowatorskie metody radzenia sobie z PTSD, bezsennością czy stanami lękowymi. Przez te kuracje przeszedł pomyślnie i powrócił do swojej córki
9. Laoise Hooker, Bathius Gelt
Po uratowaniu Laoise przed wybuchem Bathius stracił władzę w nogach. Bardzo długo to przeżywał i izolował się od wszystkich bliskich (a niektórzy i od niego). Jedyną, która go nigdy nie zostawiła była ku jego własnemu zdziwieniu Laoise, która każdego dnia mu przypominała, jak wciąż bardzo go podziwia, mimo jego niepełnosprawności. Po roku jego stan psychiczny się polepszył i wspólnie zdecydowali się pracować przy nowych Igrzyskach, szkoląc uczestników z Panem.
- - -
Dzisiaj zaczęłam podprojekt przystankowy. W ramach niego będę się zgłaszać co miesiąc do Kapitolu na badania okresowe. W swoim czasie wizyty te będą rzadsze, aż w końcu będę mogła stać się normalnym...
-Hm...- Liv mruknęła pod nosem.- To brzmi idiotycznie.
... stać się
-To chyba nie tak działa, Liv.
-Masz rację.
...już
-Nie jesteś robotem, Liv.
Odwróciła się do niego. Uśmiechał się do niej łagodnie.
... bardziej człowiekiem
Liv złamała rysik.
... do mojego dalszego
...
...
Spojrzała ponownie na niego. Czytała to na głos, ponieważ lepiej wtedy widziała swoje błędy a także pomagał jej znaleźć te które sama nie zauważała. Teraz jednak milczał.
Słyszałam, że rok temu rozpoczęto kolejny projekt Juno, skupiający się na niewydolności wielonarządowej. Ubolewam, że Alex Parch tego nie dożył. Może wtedy moglibyśmy...
Urwała, czując łzy na policzku. Wśród wielu rzeczy jakich nie mogła sobie wybaczyć była głównie jej siostra z którą straciła kontakt po jej wygranej w Kapitolu oraz niespodziewane samobójstwo Alexa, którym zawsze gardziła i nie szanowała nie zdając sobie sprawę z jego rozpaczy. Żal jaki miała do siebie, że nigdy nie zauważyła jego samotności zawsze w niej pozostał. Zdążył się nawet znacznie skurczyć jednak powrócił, gdy tylko usłyszała o nowych projektach Morphal Hill w tym właśnie i próbie powstrzymania śmierci fizjologicznej niezwiązanej ze śmiercią mózgową. Jeśli i ten projekt odniesie kiedyś sukces można było ich wszystkich uratować. Zamiast tego gniją na Kapitolskim cmentarzu.
...
I chociaż zawsze będzie mi brakować dawnego życia i nigdy nie będę mieć wszystkich wspomnień cieszę się, że wraz z Juno dawno mi kolejną szansę. Myślę, że dzięki temu lepiej rozumiem ludzi i szanuję swoje życie.
...
... szanuję
-Rychło... w czas...- posmutniała na ostatnie zdanie. Schowała raport do specjalnej koperty i oddała ją Evely, która każdego miesiąca zabierała ją od niej i wysyłała do Kapitolu. Westchnęła i osunęła się na łóżko.
-Liv, czemu skłamałaś?
Wyprostowała się i spojrzała na niego.
-Co masz na myśli?
-Liv...- położył się obok niej.- Piszesz, że jesteś szczęśliwa i zadowolona gdy tak nie jest.
-Za dobrze mnie znasz.- westchnęła.- Po prostu stwierdziłam, że ból po śmierci tylu bliskich osób nie powinien być brany pod uwagę skoro w raporcie chodzi jedynie o dane ogólne.
-Mam nadzieję, że nie uważasz Anity za martwą.
Jęknęła cicho i obdarzyła go oburzonym spojrzeniem.
-Dla nas Anita już nie żyje.- przygryzła wargi. -Chciałabym aby było inaczej... ale mamy to co jest z Evely.
-Liv...- wyciągnął rękę by ją objąć jednak odsunęła się.
-Poza tym nie wspomniałam im jeszcze, że odstawiłam leki.
-Dlaczego to zrobiłaś?- zmartwił się.
-Ponieważ odbierały mi resztki człowieczeństwa.- wstała i spojrzała na niego poważnie.- To przez nieregularne branie a potem odstawienie tabletek moja pamięć zaczęła się odradzać. I chociaż nie mam już ciągle dobrego humoru a zamiast niego czuję się podle to myślę, że to część ludzkiego życia i nie chcę by i to mi odebrano. Chcę czuć, że żyję, mimo że tak nie jest, a ból jest jego nieodłączną częścią.
Milczał. Jej słowa zaskoczyły go, chociaż tego się po niej mógł spodziewać.
-A poza tym, dzięki temu mogę znów ciebie zobaczyć, Evan. Jeśli mam przez to oszaleć to uczciwa cena...
-Znów z nim rozmawiasz, Liv?- Sam wszedł do jej pokoju. Był letni sobotni poranek. Przez te kilka lat obydwoje zdążyli się całkiem zmienić. Liv ścięła włosy, nosząc je krótko ścięte do uszu. Zaczęła ubierać się w kolorowe i kwieciste wzory, choć w szafie miała kilka głęboko schowanych lecz ulubionych bluzek w paski. Z kolei Paul zapuścił nieznacznie włosy, mając teraz ich niesforną burzę na głowie. Urósł mu także zarost na twarzy a przy okazji nabrał ciała i nieznacznie mięśni. Dodatkowo podrósł kilka centymetrów jednak w młodzieżowych ubraniach wciąż wyglądał dla niej jak nastolatek.
-Jesteś zazdrosny o mojego wyimaginowanego przyjaciela?- uśmiechnęła się lekko na jego widok.Wyszła mu naprzeciw. Znajdowali się w niewielkim, piętrowym domu znajdującym się na obrzeżu Pavalon Rench. Po powrocie z Kapitolu obydwoje postanowili wyprowadzić się z Wioski Zwycięzców. Paul wrócił do swoich przybranych rodziców wraz z bratem a Liv wraz z Evely zamieszkała obok nich. Na tym niewielkim osiedlu znajdywało się kilka innych domów, w tym dwa małe bloki, ale wszystkie budynki były od nich znacznie oddalone.
-Liv, jeśli go widujesz na jawie nie musisz go tak nazywać.- zauważył.- Poza tym on przecież istniał...- zamilkł czując, że nie powinien o tym wspominać. Te kilka słów starczyły by pojedyncze łzy spłynęły Liv po policzku.
-Dziękuję.- uśmiechnęła się, tym razem nieudolnie.
Zaczęli w ciszy wchodzić do salonu.
-Wiesz, gdy tak czasem z nim rozmawiasz żałuję, że sam go lepiej nie poznałem.- wyznał jej.- Myślę, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić.
Brunetka w milczeniu błyskawicznie go przytuliła. Odkąd wrócili trzy lata temu z Kapitolu nie widywali często swoich rówieśników z klasy. Ukończyli szkołę w domu i zaczęli pracować, unikając kontaktów z byłymi znajomymi z klasy. Sam wciąż miał do nich urazę, za brak pomocy w czasie Igrzysk a Liv nigdy nie czuła się częścią tej małej społeczności.
W salonie rozsiedzeni byli Phoebe z Pharadaiem, kulawy Baduin i Faithes wraz z małżonką. Sam i Liv przysiedli się do nich na kanapie naprzeciw.
-Parker nie będzie...?- zaczęła niepewnie Liv.
-Pewnie się spóźni.- odparł całkiem pogodnie Baduin. Dawniej byłoby to mało prawdopodobne ale w ciągu 3 lat przez wszystkie dystrykty przeprowadzono po kilka nowych trakcji kolejowych umożliwiających efektywniejszy i częstszy transport, związany głównie z migracjami ludności.
-Tak w ogóle powinnaś się najpierw przywitać.- zauważył Faithes. Liv prychnęła ze zdziwienia.
-Och Faithes, nie bądź taki wrażliwy- zaśmiała się Bertah i podeszła do nich.- Dobrze was znowu widzieć. - uśmiechnęła się do nich łagodnej. Liv polubiła tę kobietę, mimo że nie znała jej dobrze jej łagodny głos zawsze ją uspokajał i polepszał nastrój. I choć to Phoebe do niej najczęściej dzwoniła to z żoną Faithesa lubiła najbardziej rozmawiać. Była to prosta i miła kobieta.- Paul, twoi rodzice poszli z twoim bratem po ciasta.- poinformowała go i wróciła do męża na meblu obok.
-Ciasta? Na urodziny? Znowu?- Liv zrobiła głupią minę. Kilka osób zaczęło chichotać.
-Pattern nie lubi tortów.- wyjaśnił wstydliwie Sam.
-Ty też ich nie lubiłeś w czasie pobytu w...- odezwała się Phoebe i urwała szybko. Igrzyska wciąż były dla nich nieciekawym tematem, mimo że tylko przez nie się znali.
By rozluźnić atmosferę Liv obróciła się w stronę siedzącego na krześle obok niej Pharadaia:
-To prawda, że masz praktyki u doktora Theona?- spojrzała na niego. Wciąż miał przepiękne oczy jak dawniej na widok, których dalej się peszyła.
-Ciekaw jestem czego ci nie pisze moja siostra w listach. Miałem ochotę osobiście ci powiedzieć.- były stylista uśmiechnął się nieśmiało do niej. Liv niedługo utrzymała z nim kontakt wzrokowy, odwracając głowę w stronę okien.
-Czego jej nie piszę to mówię gdy dzwonię.- odparła przekąsem Phoebe. Wszyscy roześmiali się. W tym czasie wróciła Evely i Pattern z poczty.
-Moja mała solenizantka!- Bertah ucieszyła się na jej widok. Nie trwało to długo gdy obie dziewczyny polubiły zarówno Faithesa jak i Bertę, którzy dość często ich odwiedzali, z uwagi na mieszkającego tu przyjaciela Faithesa, Baduina. Byli dla nich jak dziadkowie, które obie nigdy nie miały okazji poznać.
Faithes i Bertah przywitali się z Evely i Pattern, które miały teraz po 14 i 13 lat, obdarowując ich najlepszymi słodyczami przywiezionymi z Kapitolu (oczywiście za plecami Liv i rodziców Sama). Baduin przypatrywał się tej scenie bardzo przygnębiony, co nie uszło uwadze Phoebe, która chichotała pod nosem na jego widok.
-Och właśnie, Liv.- odezwała się głośniej.- Nie uwierzysz, kto się mnie o ciebie pytał ostatnio.
-Kto?
-Purchia.
Liv otworzyła buzię z grymasem. Purchia Nivand była rektorką 9., rektorką Sevena. To za jej radą udała się wtedy do Ravensona wyciągać go z aresztu by mógł dokończyć treningi. Widywała ją i na Ćwierćwieczu w czasie spotkań ze sponsorami lub wizyt w mieście. Była jedną z niewielu osób, która, choć nie znała jej dobrze, była dla niej bardzo życzliwa.
Sam spojrzał z wyrzutem na Phoebe. Nie powinna tak łatwo wprowadzać Liv w zmieszanie. Pharadai'owi również nie spodobała się ta sytuacja, zbyt często widział jak kończyły jej zapętlone wersje. A teraz znowu miało to się zacząć. Kochał ją nadal, tak bardzo mocno i z całego serca choć z czasem stracił pewność do kogo lub czego są zaadresowane te uczucia. I choć powrócił na medycynę a doktor Theon przyjął go na swojego stażystę, zawsze miał w sobie strach, wcale niezwiązany z niewiedzą lecz z etyką. Być może to właśnie dlatego lekarz przynosił mu kopie raportów Liv, mimo że nie powinien tego robić, by uspokoić swojego podopiecznego i zapewnić go o człowieczeństwie dziewczyny.
-Wiecie co- usłyszeli nagle spokojny głos Liv.- Czasem myślę, że Leta miała rację.- spojrzała przed siebie smutna.- Pamiętasz ją, Sam? Powinieneś, to ty ją zabiłeś.- spojrzała na niego ze ściągniętymi brwiami. Paul zmieszał się nie wiedząc co powiedzieć. W takich chwilach є¢нσ® Liv wszystkich niepokoiło.- Przepraszam, nie chcę cię obwiniać za tamto...- speszyła się dopiero teraz rozumiejąc niegrzeczność swojej uwagi. Ścisnęła jego dłoń.- Chodziło mi o to, że kiedyś powiedziała, że lepiej jest nie znać nikogo, ponieważ wtedy nie żal ci gdy umierają.
-Myślisz, że byś się lepiej przez to czuła?- spytał Pharadai, czując dziwne ukłucie w sercu patrząc jak wciąż jest blisko z Paulem.
-Możliwe. Gdy ich pamiętam, nawet po latach nie dają mi spokoju. Może gdyby byli bardziej anonimowi zapomniałabym o nich i mogłabym żyć...
-Nie, Liv!- Sam podniósł się.- Nie zapominajmy o nich.- spojrzał na nią z determinacją.- Nie zapominajmy o zmarłych ani i o żywych, jak twoja siostra.
Na te słowa przygryzła wargi, próbując nie wnikać w ten temat. Sam od razu to wyczuł.
-Liv, nie odsuwaj jej od siebie, tylko dlatego, że się zmieniła. Jestem pewny, że kiedyś odpisze na twój list lub oddzwoni. Słyszałem jak mu mówiłaś, że ból jest częścią ludzkiego życia. Gdybyś teraz nie cierpiała po nich, myślisz że kim byś była?
-Nie wiem kim bym była ale wiem, że przynajmniej by tak nie bolało.
-No to ja ci powiem: właśnie wtedy byłabyś maszyną bez serca.- zapadło milczenie. Nawet w przedpokoju wszyscy umilkli słysząc urywki ich rozmowy. Wszyscy patrzyli na Sama i Liv.- Byłabyś kimś kim stał się Alex i twoja siostra. Kimś tak pustym i bez serca, tak bardzo wyżartym i pozbawionym uczuć, że zatraciłabyś się w sobie i rozpaczy...-zawahał się.- Tak jak ja gdy to zrobiłaś. Gdy robiłem wszystko byleby nie myśleć o bólu, który wciąż nie chce odejść. Gdy udawałem kogoś kim nie byłem, gdy ukrywałem co cały czas czułem...- usiadł przy niej powoli.- Liv, gdybyś nie cierpiała i nie rozważała swojego cierpienia to mogę cię zapewnić, że dalej byś odczuwała dyskomfort ale nie wiedziałabyś dlaczego...
-Tak jak nie wiedział tego Alex.- Faithes podszedł do nich. Sam odwrócił się do niego i spojrzał na niego wraz z Liv.- Często opowiadał mi, jak dziwnie się czuje, jak budzi się z rana myślą bezsensowności wszystkiego. Jak niewiele czuł współczucia czy chęci pomocy swoim trybutom...- zamyślił się.- Zresztą myślę, że po części było to widać. Jak wiele musiał pić i pobudzać się by poczuć się choć przez chwilę żywym. A gdy taki był cieszyłem się razem z nim zamiast mu pomóc...- usiadł skulony na sofie.- Zawiodłem go jako przyjaciel...- zakrył swoją twarz dłońmi. Bertah objęła go ramieniem.- Wiele razy mówiłem mu, że to przez Igrzyska ale sam tego do siebie nie przyjmował. Nie wygrał za ciężko, więc dlaczego to miałoby się tak bardzo odbić na nim? A gdy to zrozumiał...- starszy mężczyzna głęboko westchnął. Każde wspominanie Parcha było dla niego bardzo bolesne.-... było już za późno.
Liv miała szklane oczy. Przez te cztery lata zdążyła siebie zmasakrować wyrzutami sumienia o nie pomocy innym i przyczynieniu się do ich śmierci a potem samym faktem zapamiętania ich. Wiele razy wypominała sobie, że nie powinna się zaprzyjaźniać z większością z nich, nie powinna tak przyjacielsko do nich podchodzić, nie powinna szukać sobie sojuszników. A teraz, w jednej wypowiedzi Faithesa tak bardzo zrozumiała jaką była ignorantką. To nic złego żałować zmarłych lub żywych. Trzeba o nich pamiętać i nie pozwolić wygasnąć wspomnieniom o nich, ponieważ to co w nas ludzkie, to co nas spaja jako społeczność to człowieczeństwo. A dystansując się od tych, którzy odeszli oddalamy się od nas samych, pogrzebując z nimi część nas samych stając się tylko pustymi naczyniami na duszę. I choć Liv zdecydowanie przesadziła z żałobą i depresją po nich, ból, który jej towarzyszył był jej potrzebny by zrozumieć życie i przejść przez ten trudny okres nie popadając w rozpacz.
A poza tymi refleksjami obie siostry Sotoke pomyślały o pierworodnej, która właśnie dzieliła los Alexa, bawiącej się kolejne miesiące w Kapitolu i za granicą, zapijającej być może w ten sposób swoje smutki i troski. Czy Anitę miał czekać podobny los jak Parcha? A może znajdzie w kimś oparcie tak jak Sam w Liv? Brunetka spojrzała w kierunku siostry na korytarzu a gdy ich wzrok się skrzyżował obie poczuły się tak bardzo samotne i bezradne jak nigdy dotąd. Evely nadal wyglądała jak mała dziewczynka jednak w tamtym momencie jej twarz była pełna powagi. I choć nie robiła Liv wyrzutów, patrzyła na nią wzrokiem podzielającym smutek Faithesa, jakby była już pewna, że Anita nie żyje.
Tę niezręczną ciszę i niemą żałobę przerwało nagłe otworzenie drzwi a w wejściu pojawiła się dawno niewidziana przez wszystkich sierżant Parker. Po teatralnym przepro-wypro-szeniu dziewczynek z korytarza przyszła do salonu rozglądając się po wszystkich dookoła. Zwykle jej widok wzbudzał jakieś emocje, głównie pozytywne (na przykład dzieci lubiły do niej podbiegać prosząc o wspólną zabawę w klasy), jednak tym razem wszyscy siedzieli niewzruszeni.
Kobieta westchnęła. Wróciła do przedpokoju i rozebrała się z wierzchniego odzienia. Następnie przegoniła Evely i Pattern od zaglądania do prezentów urodzinowych jakie przyniosła i ponownie weszła do salonu, gdzie byli wszyscy dorośli.
-Nie każcie mi dołączać do swojego Klubu Żałobnika.- przywitała się. Pharadai spojrzał na nią z wyrzutem. Reszta dalej milczała. Nawet Phoebe, którą zawsze było ciężko czymkolwiek zmartwić.
-A ty nigdy nie żałujesz?- spytała ją Liv. Parker wyprostowała się słysząc powagę pytania. Więc naprawdę znowu im o to chodziło.
-Nie mogę sobie pozwolić na żałowanie, Liv.- odparła jej spokojnie. No tak, mogła się tego spodziewać po byłej komendant.- Dlatego robię to jedynie przed podjęciem decyzji i działania.- dodała nagle. Liv spojrzała na nią.- Przekonanie o własnej nieomylności to najkrótsza droga do samozagłady, Liv. Ja jedynie robię to wprzód bo bym zwariowała. Myślisz, że nigdy nie podjęłam złych decyzji? Jedyne co, spodziewam się obrotu spraw, i staram się nimi jak najmniej przejmować po a jak najwięcej działać. Nie mam czasu na żałowanie po wszystkim.- rozejrzała się dookoła.- Ale wy macie do tego prawo i powinniście tak robić. Trzeba czasem na własnej skórze przekonać się, jakim jest się słabym by stać się kimś silniejszym.
Paul zaśmiał się nieudolnie.
-W takim razie musiałaś podjąć mnóstwo złych decyzji w przeszłości.
Parker skinęła powoli głową. Właśnie tak było.
-Dobra, dajmy spokój z tym smutkiem bo zacznę pić przez imprezą...- mruknął Baduin a Faithes mu zawtórował. Atmosfera nieco się rozluźniła.
-Spóźniłaś się.- odezwał się Pharadai.
-To prawda ale tortu też nie wiedzę...
-Tortu nie będzie, tylko ciasto.- zauważyła Phoebe.
-Co? Niby kto je ciasto na urodziny?
-Pattern?
-Naprawdę?- zdziwiła się. Nigdy nie obchodziła swoich urodzin, ba, takie celebracje zawsze ją irytowały, ale z tego co wiedziała nie tak je obchodzono.- W każdym razie miałam dobry powód by się spóźnić.
Wszyscy spojrzeli na nią z zaciekawieniem. W jej przypadku mogło to znaczyć cokolwiek i to było w tym najbardziej niepokojące.
-No dalej, trzymaj to napięcie.- mruknął z rozbawieniem Sam. Liv zaśmiała się a po niej i Phoebe. Parker wywróciła oczami.
-Dobra moi mili, trzymajcie się ale bowiem wasza niesamowita Parker schowała w końcu dumę i pychę i pogodziła się z Nicolasem.
Wszyscy oprócz Berty otworzyli buzię ze zdziwienia. Kelnerka z Kapitolu nie była mocno obeznana w temacie konfliktu Ravensona i Parker, więc nie rozumiała prawdziwego szoku u pozostałych.
-Nie wierzę ci.- odezwała się pierwsza Liv.- Kłamiesz.
-Ja także śmiem wątpić, pamiętam jak bardzo denerwowałaś się na najmniejszą wzmiankę o nim...- dodała Phoebe wspominając 4. Ćwierćwiecze.
-Mnie również ciężko w to uwierzyć, wybacz.- wtrącił zmieszany Pharadai.
Paul i Faithes byli zbyt w dużym szoku by w ogóle się zdobyć na wypowiedź.
-Poważnie? Zero wiary we mnie.- oburzyła się Parker.- Nie chcę wdawać was w szczegóły ale wiedzcie, że pogodziłam się z nim na dobre i wszystko sobie wyjaśniliśmy...
-Dlaczego?- przerwała jej nagle Liv.- Dlaczego teraz?
Parker zawahała się. Zmarszczyła zmartwiona brwi.
-Jeśli mam być szczera, Liv... Gdy Pharadai pokazywał mi twoje raporty do Juno (no nie mów, że nie wiesz o tym) udzieliła mi się twoja nostalgia. Twoje rozważania o sensie istnienia i samego bólu poruszyły mnie. Ja także momentami czułam się gdzieś pusta i obca, jakbym stała się jakaś bezduszną maszyną. Wiem, że pewnie was to dziwi, ze względu na moje wielokrotne brutalne decyzje, ale ja także nie czułam się z niektórymi dobrze...-westchnęła smutno. Większość z nich mogła wymienić przynajmniej pięć takich decyzji ot tak.- W każdym razie gdy z czasem przestałaś o tym wspominać stwierdziłam, że gdy i ja o tym głębiej poreflektuję to może i mi ustąpi. No i wykonsensowałam że najbardziej ciąży mi pycha po zdradzie Nicolasa, więc poszłam dzisiaj do niego i przeprosiłam go.
-Czekaj, chcesz powiedzieć, że jeszcze dzisiaj to zrobiłaś?!- Liv była pod wrażeniem przyjaciółki. Nie chciała wspominać, że umyślnie omijała temat smutku w raportach. I tak czuła, że od tego dnia będzie nad nim lepiej panować.
-Owszem, dlatego spóźniłam się na pociąg i przyjechałam kolejnym... Czemu cię to tak dziwi...- starsza kobieta speszyła się.- Nie wyznałam mu miłości ani nic takiego, rany...
Phoebe i Liv roześmiały się. Po chwili brunetka wstała i przytuliła ją. Siedzące na schodach na piętro Evely i Pattern na ten widok podbiegły do nich i także się do niej przytuliły.
-Dziękuję, Parker, że stałaś się w końcu człowiekiem. Woodrow bardzo długo na to czekał.- powiedziała do niej przez łzy, jednak Parker była pewna, że w tym podziękowaniu jest jeszcze coś. Mieszanka nadziei na zmiany a także prośba skierowana do kogoś bardzo oddalonego od nich wszystkich.
- - -
10 Anita Sotoke
Anita nigdy nie skontaktowała się ze swoimi siostrami.
- - -
Niedługo potem wrócili rodzice Sama z Learem oraz oczekiwanym przez wszystkich ciastem (a dokładniej kilkoma ciastami, ponieważ Evely zażyczyła sobie swojego własnego ale innego niż Pattern bo się obrazi). Gdy wszyscy bawili się już w salonie i uczestniczyli w uroczystym otwieraniu prezentów przez Pattern (nie było ich wiele ale na pewno były prosto z serca) Liv oddaliła się na chwilę do kuchni szukając nowych napojów i wody (Baduin pił ją jak szalony odkąd zerwał z nałogiem alkoholowym). Gdy przygotowała kilka butelek natknęła się na Leara.
-Cześć- przywitała go zdziwiona z jego obecnością. Myślała, że był z pozostałymi.
-Hej, Liv- przywitał się radośnie. Lear wyrósł jeszcze bardziej niż jego brat. Był bardziej umięśniony i schudł, uwydatniając kości policzkowe. Zapuścił także włosy, które ułożyły się w fale opadające po do ramion. Wielokrotnie Liv słyszała jak wzbudzał już zainteresowanie dziewczyn z okolic (chyba także Evely, ale tego akurat nie była pewna). Poprawił się też zdecydowanie jego stan psychiczny, ponieważ po zakończeniu Igrzysk był w niemałym szoku, że kogoś zabił i to dość brutalnie (bardzo duża część trzewi Rainarda wylądowała na nim) jednak po kilku miesiącach i on doszedł do siebie, wcale nie potrzebując końskich dawek leków jak np. Akadien.
-Chcesz mi pomóc?- Liv podała mu kilka butelek. Wzięła dwa kartony ze sobą.
-To chyba za dużo...
-Och, chyba nie wiesz ile pije Millo z Faithesem. Nigdy nam nie zostawiają picia gdy nas odwiedzają.- zaśmiała się a wraz z nią i Lear.
-Hej, Liv, chciałem ciebie o coś spytać...- zaczął nagle innym tonem głosu. Z oddali dobiegł ich pisk Pattern, która właśnie rozpakowała prezent Parker a także nagonkę jej rodziców na sierżant o nieodpowiedni prezent dla ich dziecka.
-Lear, proszę nie mówmy znowu o niej...- Liv zmarszczyła brwi czując jak jej głos się łamie. To z bratem Sama nie lubiła najbardziej rozmawiać o niej. To on znał ją spośród wszystkich najlepiej, oprócz niej i Evely, ponieważ pracowali razem a potem wspólnie byli trybutami. Poza tym Anita musiała mu ufać skoro powierzyła mu opiekę nad Liv, gdy musiała brać dyżury nocne w szpitalu.- Proszę, Lear... Wszyscy mi robicie wyrzuty...- spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
-Liv, wysłuchaj mnie.- poprosił zmieszany. Bardzo dużo ryzykował rozmawiając z nią o tym. Jeśli doprowadziłby do jej kolejnego spięcia po tak długiej przerwie miałby za wrogów większość Kapitolu a także świata medycyny.- Gdy wracałem z wami z Kapitolu byłem w rozsypce. Wciąż czułem na sobie dotyk tego trybuta, którego wysadziłem i krzyki innych osób, w tym Syntha, którego polubiłem...
-Lear...
-Naprawdę źle się czułem a humoru nie poprawiał mi fakt, że musiałem wracać do domu z Paulem, który już na dobre mógł być sobą.- milczała. Wiedział do czego zmierzał.- Liv, nie będę ukrywać, że w tamte wakacje zadurzyłem się w tobie i zraniłem tym Sama. Ale Liv- do tej pory wpatrywał się w podłogę ale teraz spojrzał na nią- Nie chciałem go ranić. Nie chciałem go zdradzać, ale to robiłem, Liv. Nie chciałem go niszczyć, ale to robiłem. Do czego zmierzam Liv to to, że gdyby w którymś momencie Paul nie przyszedł do mnie i nie pogodził się, wątpię byśmy kiedykolwiek znów byli rodziną.
Milczała a on z nią. Nie miał złych intencji i wiedziała o tym. Pozostał dalej bardzo miłym chłopakiem, równie pomocnym w domu jak Paul. Praktycznie codziennie wszyscy się nawzajem odwiedzali i spędzali razem czas, stając się tak naprawdę siedmioosobową rodziną rozdzieloną na dwa domy.
-Przemyślę to, Lear.- odezwała się nagle Liv. Może miał rację. Nie powinna czekać aż Anita się zmieni. Przecież Alexowi się nie udało a Samowi tylko dlatego, że miał ją. A kogo mogła mieć jej siostra? Czyżby miała ją zawieść tak jak Faithes Parcha?- Dziękuję.
11. Livender Sotoke, Evely Sotoke, Anita Sotoke
Trwało to następne dwa lata, ale gdy Evely ukończyła liceum Liv zdecydowała się poszukać razem z nią Anity w nowym, wielkim świecie. Przyszłość nie przyniosła im wszystkiego co chciały, ale wkroczyły w nią z nadzieją, której zawsze się trzymały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz